Podbeskidzie. Pierwszy z Drzazgą

Podopieczni trenera Mirosława Smyły rozegrają w sobotę pierwszy mecz kontrolny tego lata.


W Sosnowcu, o godz. 11.00 zmierzą się z Zagłębiem, czyli przeciwnikiem, z którym rywalizowali w poprzednim i zmagać się będą w kolejnym sezonie rozgrywek zaplecza ekstraklasy. Dla trzech piłkarzy „górali”, którzy dołączyli do zespołu w ostatnich tygodniach, będzie to pierwsza okazja, by zaprezentować się w barwach bielskiego zespołu. Na razie w spotkaniu nieoficjalnym. Mowa o bramkarzu Maksymilianie Manikowskim, obrońcy Iwajło Markowie, a także napastniku Krzysztofie Drzazdze, który był pierwszym wzmocnieniem Podbeskidzia tego lata.

– Chłopaki fajnie mnie przyjęli w szatni. Czuję się dobrze i powoli oswajam się z miastem. Na razie mam same pozytywne odczucia – mówi piłkarz, który poprzedni sezon również spędził w I lidze, w barwach Miedzi Legnica.

Sparing z Zagłębiem będzie dla sztabu szkoleniowego i graczy Podbeskidzia podsumowaniem zgrupowania, które rozpoczęło się w poniedziałek. Bielszczanie zakwaterowani byli na miejscu, w hotelu Dębowiec, a trenowali w Ligocie i Dankowicach. Dwa razy dziennie.

– Zawsze w takim okresie zmęczenie się nakłada – podkreśla Krzysztof Drzazga.

– Trenujemy dwa razy dziennie, jest ciężko, ale i fajnie. Większość ćwiczeń jest z piłką. Jesteśmy zmęczeni, ale to normalne. Za 2-3 tygodnie nogi dojdą do właściwego stanu i wszystko będzie ok – zapewnia zawodnik, dla którego najlepszym okresem w dotychczasowej karierze była wiosna 2019 roku. Wówczas w barwach Wisły Kraków w ekstraklasie nowy gracz Podbeskidzia strzelił 5 bramek w 17 występach. „Biała gwiazda” to ważny klub w karierze tego piłkarza. Występował w nim dwukrotnie. Po ogłoszeniu terminarza I ligi okazało się, że Podbeskidzia zagra z Wisłą dopiero w październiku.

– Pierwsze co, to szukałem tego spotkania. Oczywiście pół żartem, pół serio. To będzie fajny mecz dla mnie, ale więcej punktów za niego nie dostaniemy – mówi Drzazga, który powinien być wzmocnieniem siły ofensywnej Podbeskidzia. Bo wcale nie jest powiedziane, że przyszedł pod Klimczok tylko po to, by być zmiennikiem Kamila Bilińskiego.

– Najlepiej się czuję, kiedy więcej mam do czynienia z piłką, czyli na „dziesiątce”, albo na pozycji fałszywej „dziewiątki”. Samotnie na szpicy nie czuję się najlepiej, bo też moje gabaryty na I ligę nie są wystarczające na tę pozycję. Wszystko jednak zależy od sztabu szkoleniowego. Tam, gdzie trener widzi zawodnika, tam trzeba grać i dać z siebie 100 procent – podkreśla nowy nabytek bielskiego klubu.


Fot. Adrian Mielczarski / PressFocus