Podbeskidzie poległo w Kielcach w doliczonym czasie

W Kielcach zacięty mecz Korony z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Ostatnie minuty spotkania będą długo rozpamiętywane w obu zespołach.


Miał to być mecz, który pozwoliłby Podbeskidziu na odrobienie strat do grupy walczącej o awans do ekstraklasy. Korona Kielce już w tej grupie była, a ewentualne zwycięstwo dałoby trzecie miejsce, tuż za Widzewem. W Kielcach było o co walczyć.

Zaraz po gwizdku sędziego piłkarze z Bielska-Białej ostro ruszyli bo boju. Chcieli jak najszybciej dyktować warunki gry gospodarzom. I nie ma co się dziwić, gdy w swoich szeregach ma się takiego snajpera, jak Kamil Biliński.

Niewiele brakowało, a właśnie lider klasyfikacji strzelców pierwszej ligi, dałby prowadzenie Podbeskidziu. Po jego strzale piłkę złapał jednak Konrad Forenc. Nie zrobił tego w 10. minucie Matvei Igonen, gdy Dawid Błanik umieścił piłkę w siatce gości. Błanik świetnie wszedł w pole karne i nie czekał z decyzją dając prowadzenie Koronie.

Z czasem obie strony próbowały swoich umiejętności strzelecki, ale ni były do sytuacje, które mogłyby zmienić dotychczasowy wynik spotkania. Przy okazji dużo niecelnych podań. To psuło widowisko. Dopiero tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą część meczu zagotowało się w polu karnym Podbeskidzia. Po błędzie Jeppe Simonsena do piłki doszedł Jakub Łukowski, ale jego strzał został zablokowany. Dużo szczęścia mieli piłkarze z Bielska-Białej.

Korona doskonale weszła w drugą część meczu. w 50. minucie Adam Frączczak podwyższył prowadzenie dla Korony o drugą bramkę. Tylko na chwilę. Sędzia Pskit przeanalizował z zespołem VAR i gol nie został uznany.

Minutę później Kamil Biliński wykorzystał zamieszanie w Koronie po decyzji arbitra i idealnie podał do Emre Celtika, a ten nie dał szans bramkarzowi gospodarzy. Wcale nie tak długo po tym golu mogło już być prowadzenie dla gości, ale sędzia nie uznał bramki strzelonej przez Marcelego Misztala. Biliński był na pozycji spalonej.

Ostatni kwadrans to wzajemna wymiana ciosów, ale bez konsekwencji. Tempo meczu było coraz większe. Podbeskidziu szkoda było minimalnie niecelnego strzału, jaki w końcówce oddał Merebashvili, ale piłka przeleciała tuż nad poprzeczką.

W odpowiedzi Shikavka posłał piłkę, która ku rozczarowaniu gospodarzy minęła w niewielkiej odległości słupek bramki Igonena. Po chwili odpowiedź Podbeskidzia, ale strzał Mikołajewskiego, dobijany przez Misztala znalazł się w rękach Forenca.

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dobre wyjście Korony z piłką, Shikavka posyła piłkę do Jacka Kiełba. Ten przewrotką uderzył silnie i gol dla Korony. Cóż za dramatyczna końcówka meczu dla Podbeskidzia. Choć trzeba przyznać, że trzy minuty później Giorgi Merebashvili miał wyśmienitą okazję na wyrównanie, ale futbolówka, mimo uderzenia w wewnętrzną część słupka, nie wpadła do bramki.


Korona Kielce – Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:1 (1:0)

1:0 – Błanik, 10 min, 1:1 – Celtic, 51 min, 2:1 – Kiełb, 90+4

Korona: Forenc – Corral, Malarczyk (67. Danek), Podgórski (79. Zarandia), Łukowski (67. Kiełb), Frączczak (79. Shikavka), Koj, Błanik, Szpakowski (46. Sewerzyński), Oliveira, Zebić. Trener Leszek Ojrzyński.

Podbeskidzie: Igonen – Bonifacio, Wypych, Kowalski-Haberek, Frelek (46. Misztal), Biliński, Polkowski (46. Merebashvili), Celtik (86. Milasius), Simonsen (79. Gutowski), Scalet, Rodriguez (61. Mikołajewski). Trenerzy: Piotr Jawny i Marcin Dymkowski.

Sędziował Paweł Pskit (Łódź). Żółte kartki: 69. Koj – 23. dla członka sztabu Podbeskidzia, 49. Wypych. Czerwona: druga żółta dla członka sztabu Podbeskidzia.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus