Podbeskidzie. Potrzeba odpowiedzialności

W dwóch ostatnich domowych meczach Podbeskidzia łącznie przez 130 minut grało w osłabieniu.


Sobotnie starcie Podbeskidzia z Sandecją Nowy Sącz było drugim spotkaniem „górali” na własnym terenie, w którym gracz bielskiego zespołu – jeszcze w pierwszej połowie spotkania – musiał opuścić boisko z czerwoną kartką. W starciu z Resovią z boiska usunięty został – w 30. minucie gry – Kamil Biliński, który następnie otrzymał dwa mecze dyskwalifikacji. W spotkaniu z Sandecją zespół spod Klimczoka jeszcze dłużej musiał radzić sobie w osłabieniu, bo przed upływem 20. minuty meczu – po dwóch „żółtkach” – do szatni udał się Michał Janota. Trzeba powiedzieć sobie wprost, że doświadczony pomocni Podbeskidzia, piłkarz z bagażem 128 występów w ekstraklasie – zachował się nieodpowiedzialnie.

O ile z zachowaniu „Bili” można doszukiwać się elementu przypadku, o tyle przypadku nie było właśnie w działaniach Janoty. Zresztą, kiedy w dwóch kolejnych meczach zdarzają się takie sytuacje, które bardzo utrudniają drużynie grę, to generalnie warto zastanowić się, czy problem nie jest złożony. Piotr Jawny, jeden z trenerów Podbeskidzia, ma podobne zdanie na ten temat.

– Musimy to przeanalizować. Nic nie dzieje się bez przyczyny – mówi szkoleniowiec ekipy spod Klimczoka.

– Chcemy ograniczyć rolę przypadku w każdych elementach i momentach gry. Mówimy o odpowiedzialności. Rozmawialiśmy o tym z zespołem. Aby ta odpowiedzialność była większa. Gramy dobrze w piłkę, a jakaś jedna sytuacja powoduje, że przebieg spotkania diametralnie się zmienia. Każdy zawodnik musi sobie to wszystko przemyśleć, bo każdy element ma znaczenie dla końcowego wyniku – podkreśla opiekun „górali”. Łącznie w dwóch ostatnich meczach u siebie, Podbeskidzia aż przez 130 minut musiało radzić sobie w osłabieniu. O ile jeszcze starcie z Resovią udało się wygrać – usunięcie Bilińskiego z boiska miało miejsce przy stanie 1:0 dla „górali”, a skończyło się 2:0 – o tyle w rywalizacji z wyżej notowaną Sandecją punktów dla Podbeskidzia już nie było.

Generalnie w meczu z Sandecją sporo było na murawie, a także na ławkach rezerwowych, spięć. Podbeskidzie zarobiło sześć, a goście pięć żółtych kartek. Na dodatek „żółtko” zobaczył trener Jawny.

– Nie chcę krytykować sędziego. Arbiter też może się pomylić – podkreśla jednak opiekun „górali”.

– Dostałem żółtą kartkę za to, że krzyknąłem, dlaczego jest faul? Nie było tam żadnych słów wulgarnych. Trochę się dziwię, że dostałem za to kartkę. Ale w porządku. Później starałem się trzymać nerwy na wodzy. Tak trzeba. Wiemy, że sędziowie mają ciężką pracę. Na pewno nie myślimy w ten sposób, że błędy arbitrów wynikają z tego, że robią to specjalnie. Rozjemcy starają się obiektywnie sędziować. Wiadomo, że każdy zespół będzie ciągnął w swoją stronę – zaznacza opiekun drużyny spod Klimczoka.

– Każdej sytuacji należy się obiektywnie przyjrzeć, bo czasami – z boiska – może to wyglądać zupełnie inaczej niż jak się zobaczy na materiale wideo. Na pewno w trakcie spotkania są emocje i zwrócimy na to uwagę – dodaje trener Jawny, który przed jutrzejszym meczem w Olsztynie ma kolejny problem spowodowany nadmiarem żółtych kartek w swoim zespole. Przeciwko Stomilowi nie będzie mógł wystąpić Mathieu Scalet, który w starciu z Sandecją po raz czwarty w tym sezonie obejrzał „żółtko”, a uważać będą musieli Julio Rodriguez, Giorgi Merebaszwili, Daniel Mikołajewski i Jakub Bieroński, których w tym sezonie napomniano po trzy razy. Przypomnijmy, że za kartki pauzowali – prócz Bilińskiego – Dominik Frelek i Marko Roginić.


Na zdjęciu: Na pewno piłkarze Podbeskidzie nie będą dobrze wspominać starcia z Sandecją, które poprowadził Paweł Pskit.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus