Podbeskidzie. Potrzeba rywalizacji

W drużynie Podbeskidzia trwa walka o pierwszy skład na inaugurujący sezon pierwszoligowy mecz z Arką Gdynia.


Bartosz Bernard, który przez trenera Mirosława Smyłę został w letnim okresie przygotowawczym wprowadzony do pierwszego zespołu Podbeskidzia, wydaje się kandydatem numer jeden do tego, by w zbliżającym się wielkimi krokami pierwszoligowym sezonie grać na pozycji młodzieżowca w barwach bielskiego zespołu. To zawodnik, który najlepiej czuje się na lewej stronie defensywy, ale może grać również jako lewy wahadłowy, bo lubi uczestniczyć w akcjach ofensywnych.

– Proszę zwrócić uwagę, że każdy z naszych młodzieżowców występuje na innej pozycji – tłumaczy Mirosław Smyła, szkoleniowiec bielskiej drużyny. – Co powoduje, że nie patrzymy przez pryzmat młodzieżowca tylko dlatego, że ktoś jest numerem jeden. Patrzymy na to zupełnie inaczej. W stosunku do danego spotkania i danego przeciwnika. Mogą pojawić się przecież kartki. Ci zawodnicy dają nam różne opcje.

W ostatnim sparingu przed ligą, z Wisłą Kraków, młodzi piłkarze pokazali, że sportowo nie odstają. Rywalizacja jest stała. Chcę podkreślić, że nie mam pierwszej „jedynki”, „siódemki” czy „dziewiątki”. Wszystko układa się w naszym zespole samo. Rywalizacja jest wpisana w to, co chcemy robić. Każdego z zawodników chcemy uczciwie oceniać po każdym spotkaniu. I pokazywać jego przydatność w kolejnym spotkaniu. Nie ma innej możliwości – dodaje opiekun drużyny spod Klimczoka.

W poprzednim sezonie podstawowym lewym wahadłowym w Podbeskidziu był Ezequiel Bonifacio, który w ostatnich meczach kontrolnych występował w środku pola, na pozycji defensywnego pomocnika. – On ma duże predyspozycje do biegania i bycia pod piłką. W meczu z Wisłą dwa razy popełnił błąd w środku pola. Niepotrzebnie chciał ograć dwóch rywali będąc na newralgicznej pozycji. Generalnie dobrze piłką operował, bo to uwielbia. A jednocześnie ma świadomość popełnianych błędów. To bardzo inteligentny facet. A, co najważniejsze, potrafi w trudnych i ważnych momentach, utrzymać się przy piłce.

To duża sztuka. A warto zwrócić uwagę na to, że w tym obszarze mamy aż czterech piłkarzy do rywalizacji. Mamy Bonifacio, a także Mathieu Scaleta, Tomasza Jodłowca i młodego Marcela Misztala, który dał bardzo dobrą zmianę. Zaczyna być bardzo agresywny w defensywie, a rozegranie ma bardzo dobre. Robi postępy, ruszył z miejsca i bardzo to cieszy. Staramy się w miarę logicznie ustawiać ten zespół. Po to, by mieć większe pole manewru. Asymetria w ustawieniu powoduje to, że rosną nasze możliwości. Każdy chce grać – zapewnia trener Podbeskidzia.

W najbliższą niedzielę „górale” zainaugurują rozgrywki pierwszoligowe starciem z Arką Gdynia przed własną publicznością. Mirosław Smyła nie przesądza jednak, kto w nadchodzącym spotkaniu wystąpi od pierwszej minuty. Jako przykład podaje jednego z najbardziej doświadczonych zawodników w swoim zespole. – Michał Janota zostawił w sparingu z Wisłą serce na boisku. Ale czy to mu da miejsce w składzie na mecz z Arką? Tego nie wiem. Weszli przecież w drugiej połowie na boisko Emre Celtik i Goku Roman, którzy stwarzali sytuacje bramkowe i praktycznie wygrali mecz.

Trzeba to wszystko przejrzeć i przeanalizować. Każdemu z zawodników należy poświęcić czas i uczciwie podejść do tematu. To coś w naszym zespole jest. Fajnie pracuje się z drużyną, steruje się ją, kiedy się wygrywa. W trudnych momentach musimy sobie jednak wypracować model na wypadek, kiedy coś się nie uda i nie wyjdzie. Takie momenty na pewno nastąpią i będziemy musieli sobie z tym poradzić – podkreślił szkoleniowiec Podbeskidzia.




Na zdjęciu: Żaden z graczy Podbeskidzia, nawet Michał Janota, nie może być pewien gry w pierwszym meczu sezonu od pierwszej minuty.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus