Podbeskidzie. Pożegnanie ze stoperem

Pod Klimczok 26-letni dziś środkowy obrońca, Kamil Wiktorski, trafił latem 2017 roku. Podpisał wówczas roczny kontrakt z Podbeskidziem, który następnie został przedłużony o rok, z opcją kolejnego przedłużenia. W poprzednim sezonie „Wiktor” rozegrał odpowiednią ilość minut i umowa została prolongowana o kolejnych 12 miesięcy. W okresie przygotowawczym do tego sezonu Podbeskidzie zasiliło dwóch środkowych obrońców. Kornel Osyra i Dmytro Baszłaj spisywali się na tyle dobrze, że to na nich postawił następnie trener Krzysztof Brede. Dla Wiktorskiego, zwyczajnie, nie starczało miejsca na boisku. Wspomniany duet stoperów nie popełniał rażących błędów. A przynajmniej takich, po których szkoleniowiec miałby podstawy do dokonania zmian.

Na domiar złego dla Kamila Wiktorskiego wyżej stały u trenera Bredego notowania innego ze środkowych obrońców, czyli Aleksandra Komora. To właśnie ten zawodnik grał w pierwszym składzie, kiedy kontuzji doznał Baszłaj, a także zastępował Ukraińca, kiedy ten – dwukrotnie – pauzował za żółte kartki. „Wiktor” tylko raz pojawił się jesienią na placu gry. Pod koniec września wystąpił 120 minut (z dogrywką) w meczu Pucharu Polski przeciwko Pogoni Siedlce. W lidze nie pojawił się na boisku nawet przez minutę i właśnie z tego powodu postanowiono rozwiązać z nim kontrakt za porozumieniem stron. Zawodnik bowiem chce grać i zapewne poszuka szczęścia w innym klubie.

Taka decyzja, poniekąd, determinuje jeden z celów transferowych dla Podbeskidzia na okres przerwy zimowej. Raczej nie ma wątpliwości, że klub poszuka na rynku środkowego obrońcy, bo po odejściu Wiktorskiego w drużynie zostało trzech stoperów, czyli wymienieni Baszłaj, Komor i Osyra. Warto zaznaczyć, że ostatni z wymienionych ma na swoim koncie trzy żółte kartki, czyli następna będzie oznaczać pauzę w kolejnym spotkaniu. Wtedy, najpewniej, do składu wskoczy Komor, ale na ławce rezerwowych trener Brede nie będzie miał już alternatywy.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że defensywa Podbeskidzia w minionej rundzie jesiennej grała stabilnie. Wprawdzie nie było zbyt wielu spotkań, w których bielszczanie zagrali na zero z tyłu, bo tylko cztery, ale 21 straconych goli w 20 meczach to rezultat przyzwoity. Mniej bramek straciły tylko dwa zespoły, które są od Podbeskidzia wyżej w tabeli, czyli Warta Poznań i Stal Mielec – po 18. Tylko w pięciu meczach „górale” tracili więcej niż 1 gola – za każdym razem po dwa, bo żaden zespół nie był w stanie wbić bielszczanom trzech goli. 11 razy przeciwnicy trafiali do siatki Podbeskidzia po jednym razie.

W stosunku do poprzednich sezonów bielska drużyna poprawiła się pod względem ilości straconych goli. Po rozegraniu 20 kolejek w pierwszym po spadku (2016/17), a także w poprzednim sezonie (2018/19), „górale” mieli na swoim koncie po 22 stracone gole. Dużo gorzej było natomiast w sezonie 2017/18, kiedy to w 20 meczach od startu rozgrywek Podbeskidzie straciło aż 27 bramek. Teraz najważniejsze jest jednak to, że zespół spod Klimczoka strzela dużo więcej goli. W poprzednich sezonach, po rozegraniu takiej samej ilości spotkań, było ich – patrząc chronologicznie – odpowiednio 20, 24 i 28. Teraz jest ich aż 36.

Na zdjęciu: Kamil Wiktorski (z prawej) spędził w Podbeskidziu 2,5 sezonu. Jednak w bieżących rozgrywkach pojawił się na boisku tylko raz. W meczu Pucharu Polski.