Podbeskidzie. Prezent dla trenera

Szkoleniowiec „górali” był zadowolony zarówno z występu, jak i z wyniku osiągniętego przez drużynę w dniu swoich urodzin.


Dla Mirosława Smyły poniedziałkowy mecz Podbeskidzia Bielsko-Biała z Odrą Opole miał szczególne znaczenie. Nie tylko dlatego, że w przeszłości szkoleniowiec ten pracował przy Oleskiej, ale również z tego powodu, że spotkanie rozgrywane było w dniu jego 53 urodzin. „Górale” zrobili swojemu szkoleniowcowi miły prezent. Zagrali dobry mecz i wygrali zupełnie zasłużenie.

– W Opolu spędziłem prawie rok i były to bardzo miłe chwile. Trener, który prowadzi pierwszy zespół, był wówczas moim asystentem. To był powrót do przeszłości, ale przyjechaliśmy, aby wygrać mecz. Byliśmy zespołem, który przed tygodniem był zły. W pierwszej połowie meczu z Arką mieliśmy wszystko pod kontrolą, ale później nas zabrakło. W meczu z Odra obawialiśmy się czegoś podobnego. Prowadziliśmy przed przerwą grę, choć można mieć uwagi, co do naszej skuteczności w pierwszej połowie – powiedział po spotkaniu opiekun drużyny spod Klimczoka.

Po bezbramkowej pierwszej połowie, w której bielszczanie mieli więcej z gry, ale lepsza okazję bramkową wypracowali gospodarze, w drugiej odsłonie „górale” momentami zdominowali rywala, choć nie obyło się bez kłopotów. – Zmuszeni zostaliśmy do dokonania zmiany w przerwie. Po raz kolejny, bo w pierwszym spotkaniu Mathieu Scalet doznał urazu, a teraz Bartosz Bernard nie mógł kontynuować gry. Rywal przebiegł mu praktycznie po głowie.

Młody zawodnik niemal stracił przytomność i źle się czuje. Będziemy to analizować. Mogły pojawić się pewne problemy po przerwie, ale staraliśmy się dokręcić śrubę. Aby zdobyć upragnioną bramkę. Zmiennicy dali radę i po takim zwycięstwie człowiek jest radosny – podkreślił szkoleniowiec bielskiego zespołu.

„Górale” długo drążyli skałę i próbowali przedrzeć się przez zasieki obronne Odry. Udało im się w końcówce. Trener Mirosław Smyła jest przekonany, że o zwycięstwie zadecydowała zespołowość. – Powiedziałem chłopakom w szatni, że zwycięzcą tego meczu jest drużyna. Przed duże D. Julio Rodriguez wszedł w pole karne i wyręczył piłkarzy ofensywnych. Rąbnął bez namysłu. Drugą bramkę strzelił nasz atutowy, czyli Kamil Biliński. Małą rysą na tym wszystkim jest straconhy gol. Niepotrzebnie, ale tak to się już – po prostu – dzieje. Wracamy z uśmiechami na twarzy. Mamy tydzień, by przygotować się do kolejnego meczu u siebie. Cieszy, że rywalizacja w zespole jest – podsumował spotkanie opiekun Podbeskidzia.

Poniedziałkowe spotkanie w Opolu dla obu drużyn nie było łatwe. Rozgrywano je w trudnych, tropikalnych wręcz warunkach atmosferycznych. W których lepiej poradziło sobie Podbeskidzie. Świadczy o tym fakt, że do końca zespół z Bielska-Białej atakował i dzięki temu strzelił dwie bramki. – Jestem bardzo zadowolony z tego, jak zespół wytrzymał to spotkanie – to jeszcze raz trener Smyła.

– Było lepiej, jak chociażby w ostatnim przed ligą sparingu z Wisłą Kraków, gdzie trochę nas pod koniec trochę zabrakło. Podobnie było w meczu z Arką. Tym razem druga połowa była skuteczniejsza w naszym wykonaniu, a zmiany zrobiły różnicę. Zawodnicy nabiegali się w tym meczu. Proszę spojrzeć choćby na ostatni powrót Janoty i pomoc w odbiorze piłki we własnej szesnastce.

To było fenomenalne i chciałbym to podkreślić. Czapki z głów za pomoc dla zespołu takiego zawodnika. Mieliśmy na boisku dwóch kapitanów. Michał rozpoczął, a Kamil Biliński dokończył. Zachowali się, jak kapitanowie i chwała im za to. Jeżeli tak będziemy podchodzić do swoich obowiązków, to jestem spokojny o dalszy rozwój tej drużyny – zakończył trener ekipy spod Klimczoka.




Na zdjęciu: Mirosław Smyła (z lewej) wrócił do Opola i „zabrał” trzy punkty swojemu niegdysiejszemu asystentowi, Piotrowi Plewni (z prawej).

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus