Różne oblicza remisu

Trener Podbeskidzia nie wiedział po meczu w Niecieczy, czy cieszyć się z punktu, czy też czuć niedosyt.


Podbeskidzie Bielsko-Biała jeszcze za kadencji Dariusza Żurawia nie przegrało. Po zwycięstwie w Chojnicach i remisie z ŁKS-em Łódź u siebie drużyna spod Klimczoka po raz drugi z rzędu podzieliła się punktami, tym razem z Bruk-Betem Termaliką. Z jednej strony „górale” dwukrotnie w tym spotkaniu obejmowali prowadzenie. Z drugiej jednak w drugiej połowie dali się rywalowi zdominować, a na dodatek kończyli mecz w dziesiątkę.

– Mieliśmy różne momenty w tym spotkaniu – powiedział Dariusz Żuraw, opiekun drużyny spod Klimczoka.

– Dobrze zaczęliśmy. Pracowaliśmy i odbieraliśmy piłki Termalice. Niestety nie potrafiliśmy dobrze rozegrać tych sytuacji, które mieliśmy. Później rywal przejął inicjatywę. Jeden błąd, bo więcej sytuacji sobie nie przypominam, kosztował nas utratę bramki na 1:1 – podkreślił opiekun Podbeskidzia.

Co ciekawe po raz pierwszy w tym sezonie, a przypomniujmy, że było to już 12 ligowe spotkanie „górali”, zespół ten prowadził do przerwy. Wygrać spotkania się jednak nie udało.

– W drugiej połowie Termalica przycisnęła. Niepotrzebnie się cofnęliśmy. Zachowaliśmy chyba zbyt duży respekt dla przeciwnika. Było trochę kontrowersji. Rzut karny, czerwona kartka… Prawdę mówiąc, to nie wiem, czy mam się cieszyć z tego punktu, czy też czuć niedosyt, że nie wygraliśmy tego meczu. Mierzyliśmy się z bardzo dobrym zespołem. Kadrowo Termalica jest najlepszym zespołem w tej lidze, ale wydaje się, że można było osiągnąć w tym spotkaniu więcej – podkreślił trener Żuraw.

Czego zatem zabrakło Podbeskidziu, by utrzymać prowadzenie do końca spotkania?

– Wszystkiego po trochu – zaznaczył szkoleniowiec.

– Chyba najbardziej odwagi, bo uważam, że mój zespół ma umiejętności, by dobrze grać w piłkę. Mamy jednak – gdy przeciwnik nas przyciśnie – spore problemy z wyprowadzeniem piłki od tyłu. Nad tym musimy mocno pracować, bo ciężko jest myśleć o dobrym graniu w piłkę, jeżeli futbolówka lata od obrońców do napastnika i wraca. Tutaj widzę największy deficyt. W treningu wygląda to już nieco lepiej, ale kiedy przychodzi mecz i przeciwnik, który naciska, to wtedy mamy z tym problemy – przyznał trener bielskiego zespołu.

W końcówce spotkania Podbeskidzie musiało radzić sobie w dziesiątkę, bo czerwoną kartką ukarany został Julio Rodriguez. Hiszpański obrońca nie ma ostatnio najlepszego czasu. W poprzednim meczu, z ŁKS-em, strzelił samobójczą bramkę i był to już drugi jego „swojak” w tym sezonie. Teraz został wyrzucony z boiska i nie zagra w najbliższym spotkaniu. W sobotę Podbeskidzie podejmować będzie Górnika Łęczna. Kto zastąpi Rodrigueza w wyjściowym składzie „górali”? Najprawdopodobniej Mateusz Wypych, który wraca do pełni sprawności po kontuzji.

– Mateusz trenował w zeszłym tygodniu najpierw indywidualnie, a następnie dwie jednostki odbył z zespołem. Od początku tego tygodnia trenuje już normalnie. Mam nadzieję, że będzie gotowy na najbliższe spotkanie – powiedział Dariusz Żuraw. Powrót do składu Wypycha, to jedna z opcji w defensywie na najbliższe spotkanie. Inną są pewne przesunięcia. Chodzi o to, że na środek obrony może wrócić Iwajło Markow. Wówczas na lewej stronie może zagrać Ezequiel Bonifacio, który już pod wodzą Mirosława Smyły zaczął grać w środku pola. To jednak nominalny lewy obrońca. Wygląda zatem na to, że szkoleniowiec „górali” nie powinien mieć, pod nieobecność Rodrigueza, większych problemów z zestawieniem linii obrony swojego zespołu.


Na zdjęciu: Julio Rodriguez nie ma ostatnio najlepszego czasu. Z ŁKS-em strzelił „samobója”. Z Termaliką wyleciał z boiska.
Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus