Podbeskidzie. Słuszna decyzja
Trener Podbeskidzia Bielsko-Biała Krzysztof Brede broni swoich racji przy zatrudnieniu Michal Peskovicia.
Po tym, jak okazało się, że Podbeskidzie Bielsko-Biała – wobec kontuzji Martina Polaczka – zdecydowało się na transfer z Cracovii Michala Peskovicia, pojawiły się głosy, nie pozbawione pewnych racji, że po co bielskiej drużynie 38-letni bramkarz, skoro można byłoby dać np. szansę młodzieżowcowi, konkretnie 21-letniemu Arkadiuszowi Leszczyńskiemu?
Niektóre kluby decydują się na takie postępowanie, ale trener Krzysztof Brede wszystko wyjaśnił. Powiedział, że gra młodzieżowcem w bramce, w jego założeniu, od początku była ostatecznością. Argumenty miał słuszne, bo zwrócił uwagę, że wspomniany Leszczyński nie bronił regularnie nawet w IV-ligowych rezerwach Podbeskidzia, a co dopiero w ekstraklasie, w której sporadycznie siedział na ławce rezerwowych.
Przed meczem z Pogonią w Szczecinie można było wyczuć, że opiekun „górali” postawi na świeżo sprowadzonego Peskovicia, mając w pamięci błędy, jakie w poprzednich meczach popełniał starszy z Leszczyńskich, Rafał.
Żonie też się podoba
Nie ulega wątpliwości, sądząc po tym, co działo się w poniedziałek, że szkoleniowiec „górali” podjął słuszną decyzję. Otóż trudno jest się opędzić od wrażenia, że doświadczony słowacki golkiper uratował Podbeskidziu punkt. W pierwszym kwadransie spotkania w Szczecinie dwukrotnie znakomicie interweniował, a w doliczonym czasie gry – broniąc strzał Mariusza Fornalczyka – zapobiegł utracie gola, który oznaczałby porażkę.
– Mogę powiedzieć, że ułożyło się to dla mnie idealnie. Przyszedłem do Podbeskidzia i od razu zagrałem. A na dodatek zdobyliśmy punkt – powiedział po starciu w Szczecinie Michal Pesković.
– Wspomnienia z Bielska zawsze miałem dobre. Podoba mi się w tym mieście, mojej żonie również, dlatego chętnie skorzystałem z oferty Podbeskidzia – dodał doświadczony golkiper, który bronił barw „górali” w sezonie 2014/15.
Wówczas debiutował w bielskich barwach w starciu przeciwko Ruchowi Chorzów. Podbeskidzie wygrało tamten mecz 3:0.
Czytaj jeszcze: „Oczko” ze Szczecina
Śmiało można stwierdzić, że od tamtego spotkania minęła… epoka, bo w drużynie „Niebieskich” zagrali wówczas m.in. Marcin Malinowski, Łukasz Surma i Marek Zieńczuk. Czyli piłkarze, którzy mają łącznie na swoim koncie… 1433 mecze w ekstraklasie. Sam Pesković ma ich, od poniedziałku, „raptem” 189. Ale i tak zdobył serca bielskich kibiców.
Po kwarantannie
Należy podkreślić, że zagrał niemal z… marszu. – Nie było dla mnie problemem wejście do drużyny i natychmiastowe zagranie meczu – powiedział Pesković.
– Większy kłopot sprawiło to, że wróciłem do treningów z kwarantanny, bo wcześniej nie mogłem trenować. Byłem jednak przygotowany na to, że szybko gramy mecz i być może będę miał okazję w nim zagrać. Dobrze wprowadziłem się w trening, trener też mi w tym pomógł i myślę, że wszystko gra – zaznaczył nowy bramkarz Podbeskidzia.
Michal Pesković jest zawodnikiem, którego bez trudu rozpozna każdy sympatyk ekstraklasy. W naszej lidze debiutował wiosną 2008 roku w barwach Polonii Bytom, w meczu przeciwko Koronie Kielce. Następnie bronił dla Ruchu Chorzów, Podbeskidzia, Korony Kielce i Cracovii, by ponownie wylądować pod Klimczokiem.
– Przyszedłem do Podbeskidzia, bo wiem, że mogę pomóc. Mam wrażenie, że zaczęliśmy dobrą drogę. I możemy, krok po kroku, dążyć ku dobremu. Zagraliśmy dobry mecz, ale też wiemy, co było złe – zakończył golkiper bielskiego zespołu. Dodajmy jeszcze, że w rankingu słowackich bramkarzy z największą liczbą występów w ekstraklasie Michal Pesković zajmuje trzecie miejsce po Duszanie Kuciaku i Marianie Kelemenie, do którego traci już tylko 11 spotkań.
Na zdjęciu: Michal Pesković (z prawej) udanie wrócił do Podbeskidzia.
Fot. Szymon Górski/PressFocus