Podbeskidzie. Strzelca już mają

„Górale” przywieźli cenny punkt z Białegostoku, bo Kamil Biliński dał się kolejnemu rywalowi mocno we znaki.


Kamil Biliński piłkarzem Podbeskidzia Bielsko-Biała został zimą tego roku. Pozyskano go dlatego, aby stanowił alternatywę dla Marko Roginicia. W rundzie wiosennej poprzedniego sezonu „Bila” wystąpił w 12 spotkaniach zaplecza ekstraklasy i strzelił dwa gole. W obu przypadkach trafiał do siatki wchodząc na boisko z ławki rezerwowych. I obydwa gole miały swoją wartość. W meczu przeciwko GKS-owi Tychy 32-letni napastnik strzelił gola na 1:1, a w efekcie bramka ta dała Podbeskidziu punkt. W starciu z Radomiakiem natomiast doświadczony napastnik trafił do siatki na 4:1. Gdyby nie ten gol, to w końcówce mogło być nerwowo, bo goście strzelili drugiego gola. Ostatecznie jednak Podbeskidzie w tamtym arcyważnym spotkaniu wygrało 4:2. A dziesięć dni później po pokonaniu Odry Opole bielszczanie zapewnili sobie awans do ekstraklasy.

Biliński, w związku z urazem, jakiego pod koniec poprzedniego sezonu nabawił się wspomniany Roginić, od początku nowych rozgrywek występuje w wyjściowym ustawieniu swojego zespołu. I na razie spisuje się znakomicie. W pierwszym meczu przeciwko Górnikowi Zabrze strzelił dwa gole. W starciu z Cracovią również trafił do siatki, ale bramka ta nie została uznana z powodu minimalnego spalonego. Żadnych wątpliwości nie było za to w miniony piątek. Po kapitalnym podaniu od Tomasza Nowaka, Biliński pewnym strzałem w długi róg pokonał Pavelsa Szteinborsa. Po meczu napastnik Podbeskidzia przyznał, że spotkanie w Białymstoku miało różne oblicza.

– Ten mecz przypominał rollercoaster. Biorąc pod uwagę przebieg tego spotkania, mieliśmy fajny wynik do przerwy. Ale trzeba przyznać, że szczęście nam trochę sprzyjało. W przerwie, w telewizyjnym wywiadzie, mówiłem, że jeszcze dużo pracy przed nami. Widać było, że ten punkt trzeba będzie bardzo mocno wyszarpać. Zdawaliśmy sobie sprawę, że Jagiellonia się nie położy – podkreślił 32-letni napastnik.

Kamil Biliński poniekąd wpisał się ze swoją opinią w to, co uważali pozostali członkowie ekipy spod Klimczoka. Niedosyt? Owszem, ale przede wszystkim szacunek dla wywalczonego punktu.

– Uważam, że ten punkt należy szanować. Wiedzieliśmy, że gramy na bardzo ciężkim terenie. Z bardzo dobrym rywalem, który posiada w swoim zestawieniu bardzo dobrych zawodników. Dlatego to jedno „oczko” cieszy, choć mały niedosyt jest. W dwóch ostatnich spotkaniach prowadziliśmy, a zdołaliśmy ugrać tylko dwa punkty, a nie sześć. Szkoda, bo pokazaliśmy fajne umiejętności. Jeżeli spojrzeć na to w ten sposób, to można z tego meczu wyciągnąć pozytywy – powiedział zawodnik, który na swoim koncie ma już trzy trafienia. W przeszłości, jeżeli chodzi o początek rozgrywek w danym sezonie, tak skuteczny nie był.


Czytaj jeszcze: Warto było czekać

– Wiadomo, że cieszą strzelane bramki. To świetnie, że stwarzamy sytuacje i strzelamy gole. To, że tracimy bramki – z całą pewnością – trochę martwi. Na pewno jednak nie wolno nam zwalać winy na obrońców, czy też na bramkarza. Cały zespół odpowiada zarówno za ofensywę, jak i za defensywę. Wszyscy strzelamy i wszyscy tracimy. Z całą pewnością mamy sporo do poprawy., zarówno w pierwszym, jak i w drugim z wymienionych elementów. Trzeba zakasać rękawy. Wiemy, że sporo jeszcze przed nami. Mamy fajny, ciekawy zespół. Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie sporo namieszać, co, zresztą, pokazaliśmy w Białymstoku – trudno z tymi słowami, wypowiedzianymi przez Bilińskiego się nie zgodzić.

Na meczach z udziałem Podbeskidzia kibic nie ma prawa się nudzić. Jak dotąd „górale” jeszcze w ekstraklasie nie wygrali, ale w trzech spotkaniach z udziałem tego zespołu padło aż 14 bramek. Ponadto warto podkreślić, że po niezbyt udanym początku II połowy w Białymstoku, Podbeskidzie w dalszej części drugiej odsłony miało przewagę i było po prostu zespołem lepszym.

– Widać było, że fizycznie wyglądaliśmy najlepiej spośród wszystkich dotychczasowych spotkań. To z całą pewnością cieszy. Przebiegnięte kilometry sprawiają, że jesteśmy bardziej mobilni. Dzięki temu potrafimy stworzyć sobie więcej sytuacji w ofensywie. Kiedy tak to właśnie się odbywa, łatwiej nam się jest również bronić. Wiadomo, że trzeba coś dołożyć. Za nami dopiero trzy spotkania, aby zdobywać punkty, trzeba dużo więcej wylać potu. Wiadomo, że kolejne „oczka” w klasyfikacji będą nam potrzebne – zauważył Kamil Biliński.


Na zdjęciu: Kamil Biliński na razie godnie zastępuje Marko Roginicia. Jeżeli tak dalej pójdzie, to Chorwat będzie miał problemy…
Fot. Michał Kość/PressFocus