Podbeskidzie. Szansa dla zmienników

 

Dziś o godz. 11.00, na obiekcie BBOSiR-u w Bielsku-Białej, Podbeskidzie rozegra trzeci sparing tej zimy. Rywalem „górali” będzie GKS Katowice, czyli trzeci obecnie zespół II ligi. To etatowy przeciwnik jeżeli chodzi o okres przygotowawczy.

Po raz ostatni, już po spadku „GieKSy” z I ligi, oba zespoły zmierzyły się latem zeszłego roku. W Dankowicach, w meczu, który dla obu zespołów był pierwszym letnią grą kontrolną, padł remis 2:2. Katowiczanie dwukrotnie w tym spotkaniu, za sprawą Daniela Rumina, obejmowali prowadzenie. Ale najpierw piłkę do własnej siatki skierował Radek Dejmek, a następnie pięknym strzałem, po świetnej, dwójkowej akcji z Tomaszem Nowakiem, popisał się Damian Hilbrycht.

Nowaka w dzisiejszym spotkaniu jeszcze zabraknie. Przypomnijmy, że zawodnik ten, w połowie września, doznał urazu kolana podczas meczu z Miedzią Legnica. Następnie przeszedł zabieg wzmocnienia stawu kolanowego i do końca roku się rehabilitował. Wraz z rozpoczęciem przygotowań do rundy wiosennej wznowił treningi z zespołem, ale nie wykonuje jeszcze wszystkiego tego, co jego koledzy. Ale trener Krzysztof Brede, w niedawnej rozmowie ze „Sportem”, cieszył się, że zawodnik ma się coraz lepiej.

Na początku lutego Nowak, najprawdopodobniej, wejdzie w pełny trening i do startu rozgrywek, wraz z początkiem marca, powinien być gotów na sto procent.

Tymczasem Hilbrycht jesienią grał wyłącznie „ogony”. Od pierwszej minuty wystąpił tylko raz, w meczu Pucharu Polski w Siedlcach. W lidze, natomiast, zaliczył siedem występów, ale na placu gry pojawiał się wyłącznie z ławki. Uzbierał w ten sposób jedynie 84 minuty. I nie da się ukryć, że dla niego jest to zdecydowanie zbyt mało.

Pojawiły się nawet w bielskim środowisku piłkarskim pytania, szczególnie po tych słabszych meczach, których zresztą było niewiele, dlaczego „Hilu” gra tak rzadko? Zadający te pytania, po wspomnianych, gorszych meczach Podbeskidzia, argumenty mieli zupełnie sensowne.

Niemniej jednak trener Krzysztof Brede miał inne zdanie. I słusznie, bo finalnie konserwatywny pomysł na zespół, czyli rotacje w składzie ograniczone do niezbędnego minimum, czyli w przypadku kontuzji i kartek, przyniosły zamierzony efekt w postaci miejsca tuż za strefą gwarantującą bezpośredni awans do ekstraklasy. Sparingi jednak, to w znacznej mierze, czas dla nominalnych zmienników. Do tego, aby pokazać, że zasługują na więcej minut w rywalizacji o punkty.

Beneficjentem takiego systemu jest m.in. Bartosz Jaroch, który jesienią opuścił jeden mecz. Zachorował przed starciem z GKS-em Tychy. Który wystąpił w dwóch dotychczasowych sparingach Podbeskidzie i – wszystko na to wskazuje – zagra również dzisiaj.

– Początki zimowych przygotowań to zazwyczaj skupienie się głównie na aspektach motorycznych. W ostatnich dniach mamy sporo biegania, ale wiemy, że wykonana teraz praca za niedługo przyniesie efekty. Dziś niektórzy zawodnicy dostali nieco więcej czasu na boisku co sprzyja coraz lepszej komunikacji i wzajemnym dogadywaniu się – mówił po zeszłotygodniowym sparingu z Cracovią prawy obrońca Podbeskidzia.

 

Na zdjęciu: Bartosz Jaroch jest jednym z beneficjentów systemu, który jesienią wprowadził w Podbeskidziu trener Krzysztof Brede.