Podbeskidzie. Trener czuje się… pewnie

Krzysztof Brede nie rozważa podania się do dymisji. Przekonuje, że wie, gdzie leży problem.

Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrało w piątek z Piastem Gliwice 0:5. W żenującym stylu. „Górale” nie zrobili nic, by po takim występie można było o ich postawie powiedzieć cokolwiek dobrego. Przegrać zawsze można, nawet wysoko, ale nie w takim stylu! Tym bardziej że zespół z Gliwic po zdobyciu trzeciego gola nie dążył usilnie do zdobywania kolejnych bramek.

No, ale kiedy rywal zaprasza do tego, aby podreperować dorobek strzelecki, to się nie odmawia i właśnie z takiego założenia wyszli piłkarze Waldemara Fornalika. Nawet on był zaskoczony rozmiarami zwycięstwa…

Nauczony walki

Krzysztof Brede tymczasem, czego niektórzy kibice pewnie oczekiwali, nie oddał się do dyspozycji zarządu. Mało tego. Opiekun drużyny stanowczo podkreślił, że nigdzie się nie wybiera.

– Wierzę, że jestem w stanie odmienić oblicze drużyny. Do momentu straty gola graliśmy naprawdę niezłe zawody. Byliśmy w stanie stwarzać sytuacje pod bramką przeciwnika. Ale trzeba umieć strzelić bramkę i przestać popełniać błędy. Nie może być tak, by odpowiedzialna za to wszystko była tylko jedna osoba. To się nie może skończyć kapitulacją. Nauczony jestem walki i podnoszenia się w trudnych momentach – powiedział szkoleniowiec bielskiego zespołu, który podkreślił, że postara się zrobić wszystko, aby drużyna zaczęła grać lepiej.


Czytaj jeszcze: Demoniczna miazga pod Klimczokiem

– Będę robił wszystko, aby podnieść ten zespół. Aby drużyna notowała dobre wyniki. Pokazaliśmy już to, że potrafimy. To my jesteśmy zespołem, który awansował do ekstraklasy. Mamy świadomość, że po poprzednim sezonie popełniliśmy wiele błędów. Ale nie byłoby w mojej naturze, gdybym miał się teraz poddać.

Nie uważam, aby moja osoba była tutaj problemem. Nie jestem jedynym winnym. Takie stanowisko byłoby nie fair wobec samego siebie. Dlatego nie rozważam dymisji. Z mojej strony, z całą pewnością, tak nie będzie – wyraźnie zaznaczył Brede.

Prezes milczy

W żaden sposób, przynajmniej na razie, do sytuacji nie odniósł się prezes Podbeskidzia, Bogdan Kłys. Przed meczem sternik klubu spod Klimczoka napisał na Twitterze, że w spotkaniu nie weźmie udziału Desley Ubbink. Holenderski pomocnik uległ zakażeniu koronawirusem. Po meczu żadnej wiadomości prezes Kłys już nie wystosował. Ale trener „górali” podkreślił, że panowie pozostają w kontakcie.

– Z prezesem klubu cały czas mamy kontakt. Jesteśmy świadomi, jakie błędy popełniliśmy i co zrobiliśmy źle. Liga trwa i nie ma czasu na wiele zmian, na wprowadzenie jakichś korekt. Sytuacja, w jakiej się znajdujemy, nie jest wypadkową jednego mikrocyklu czy pojedynczych decyzji personalnych. Problem leży głębiej. Wiemy gdzie, bo wstępnie robimy już analizy. Na pewno potrzebujemy okienka transferowego. Potrzebnych jest też kilka innych rzeczy, o których jednak na razie nie chciałbym mówić i się w nie zagłębiać – zakończył opiekun Podbeskidzia.

10 do wymiany?

Wynika z tego tyle, że szkoleniowiec na stanowisku czuje się dosyć pewnie. Już wcześniej, przed meczem z Piastem, informowaliśmy, że zimą ma dojść pod Klimczokiem do przewietrzenia szatni. Z nieoficjalnych źródeł wynika, że na listę transferową może trafić nawet ok. 10 nazwisk. Ale trudno teraz zgadywać, którzy zawodnicy otrzymają od klubu wolną rękę w poszukiwaniach nowego pracodawcy.

Po tym, co zespół zaprezentował w piątek, usprawiedliwione będzie twierdzenie, że do „odstrzału” nadają się niemal wszyscy, którzy wyszli na boisko. Może poza Michalem Peskoviciem, do którego pretensji za stracone bramki mieć nie można, i Filipem Modelskim. Był to bowiem jedyny piłkarz z pola zespołu spod Klimczoka, który cokolwiek próbował…




Na zdjęciu: Krzysztof Brede nie zamierza rezygnować i nadal chce prowadzić Podbeskidzie.

Fot. Tomasz Folta/Pressfocus