Podbeskidzie. U siebie nie do ruszenia

Po wygranej z Miedzią Legnica zespół Podbeskidzia Bielsko-Biała ulokował się w ścisłej czołówce drużyn I ligi. Wprawdzie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że tabela jest spłaszczona niemal do granic możliwości, ale fakty przemawiają za „góralami”. Ekipa spod Klimczoka, w tym sezonie, rozegrała trzy mecze przed własną publicznością i wszystkie trzy wygrała. Przez 270, z niewielkim okładem, minut na boisku – na obiekcie przy ul. Rychlińskiego – bielszczanie dominowali nad rywalami. Co, zresztą, całkowicie słusznie, zauważył po ostatnim spotkaniu trener Krzysztof Brede. – Wiedzieliśmy, że musimy zagrać dobry mecz i uważam, że taki zagraliśmy. Gdybym mógł to wyciąłbym 3 minuty z tego meczu, które mi się bardzo nie podobały. Pozostały czas był świetny i chciałoby się to oglądać i oglądać – powiedział po środowym starciu przeciwko Miedzi szkoleniowiec „górali”.

My aż tak entuzjastyczni nie będziemy, bo naszym zdaniem więcej w grze bielskiego zespołu było w środę mankamentów. Owszem, od pierwszych minut „górale” zdominowali rywala, który przecież w poprzednim sezonie grał w ekstraklasie. Niemniej jednak po stracie gola, którego zdobył Grzegorz Bartczak, Podbeskidzie niepotrzebnie zaczęło panikować. Co zresztą przyznał trener Brede. – Musimy troszkę lepiej reagować, przy wyniku 2:0. Trener Czesław Michniewicz powiedział, że to niebezpieczny wynik… A jeżeli nie, to musimy brać odpowiedzialność za to, że stały fragment będzie rywal szanował podwójnie i będzie się starał coś strzelić. Bardzo cieszę się z postawy chłopaków. Pierwsze 20 minut pierwszej połowy, to taka gra taka, jaką chciałbym zawsze widzieć – to raz jeszcze szkoleniowiec Podbeskidzia. Który, z całą pewnością, zdaje sobie sprawę z tego, jakich obecnie ma zawodników w zespole.

Podbeskidzie. Trenera wiara w zespół

Chodzi, przede wszystkim o takich piłkarzy, jak Tomasz Nowak i Rafał Figiel. Pierwszy z wymienionych, pod koniec pierwszej połowy, wymagał interwencji medycznej. Okazało się jednak, że z kolanem doświadczonego pomocnika wszystko jest w porządku i zawodnik wrócił do gry. Dopiero w drugiej połowie zastąpił go Adrian Rakowski. – Widziałem na treningach, że Adrian pali się do gry – podkreślił trener Brede, który dał Nowakowi – po prostu – odpocząć.

Figiel, z kolei, na dystansie całego spotkania, prezentował się znakomicie. O ile w poprzednim sezonie tacy zawodnicy, jak Guga Palawandiszwili, Michał Rzuchowski czy wspomniany Rakowski, miewali przebłyski dobrej gry, o tyle były kapitan częstochowskiego Rakowa obecnie rządzi i dzieli w środku pola. Na palcach jednej ręki można policzyć jego nieudane zagrania. Tych udanych jest zdecydowanie więcej. – Mieliśmy bardzo dobre momenty w budowaniu ataku pozycyjnego – oto najlepszy, choć niekonkretny, komentarz trenera bielszczan odnośnie tego, co zespół robił na boisku. Wielką rolę w tym wszystkim odgrywał Figiel właśnie, którego – w razie draki – bardzo trudno będzie zastąpić.

Jak na razie Podbeskidzie radzi sobie jednak całkiem dobrze. Po wygranym 4:1 meczu ze Stalą Mielec trener Brede powiedział, że jego drużyna wygrała z jednym z kandydatów do awansu. Podobnych słów szkoleniowiec bielszczan użył w kontekście pokonania Miedzi Legnica. Zapytaliśmy zatem, kim lub czym jest Podbeskidzie, skoro pokonało oba wymienione zespoły. Szkoleniowiec nie odpowiedział wprost. Zaznaczył jednak, że kandydatów do awansu do ekstraklasy jest więcej. A jednym z nich – zdaniem Krzysztofa Bredego – jest GKS Tychy, z którym „górale” zmierzą się w najbliższą niedzielę.

 

Na zdjęciu: Rafał Figiel, czyli jeden z ważniejszych kluczy do sukcesu Podbeskidzia w tym sezonie.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ