Podbeskidzie. Uderzyć się w pierś

Niemal pięć lat Tomasz Nowak czekał na gola w ekstraklasie. Zarówno wtedy, jak i teraz, nie starczyło to jednak do zdobycia chociażby punktu. W obu meczach udział brało… Podbeskidzie.


Pięć lat bez ośmiu dni. Dokładnie tyle czasu na kolejnego gola w ekstraklasie czekał pomocnik Podbeskidzia Bielsko-Biała, Tomasz Nowak. Ostatnią bramkę na najwyższym poziomie rozgrywkowym doświadczony zawodnik zdobył 26 września 2015 roku. Był wówczas graczem Górnika Łęczna, a jego zespół – przed własną publicznością – mierzył się z… Podbeskidziem. Nowak w 11. minucie spotkania wykorzystał rzut karny po faulu Lukasza Janicia (niewielu pewnie kibiców „górali” pamięta, że ktoś taki pod Klimczokiem występował) na Łukaszu Mierzejewskim. Trafienie Nowaka było pierwszym golem w meczu, ale nie pomogło jego drużynie w zdobyciu choćby punktu. „Górale” strzelili dwa gole – Adam Mójta z karnego oraz Mateusz Szczepaniak – i wygrali 2:1. A Górnik kończył mecz w… dziewiątkę, po czerwonych kartkach dla Łukasza Tymińskiego i Bartosza Śpiączki. Ciekawostką jest to, że w spotkaniu tym w końcówce na boisku pojawił się młody, zdolny środkowy obrońca, niejaki Jan Bednarek. Dziś gracz Southamptonu i reprezentacji Polski.

Karne prawidłowe

Wracając jednak do Tomasza Nowaka, to zawodnik, który za ponad miesiąc skończy 35 lat, w miniony piątek przeżył małą powtórkę z rozrywki. Bo oto w 13. minucie spotkania pięknym strzałem spoza pola karnego dał prowadzenie swojej drużynie. Z boiska jednak „górale” zeszli pokonani, choć porażka była dla Nowaka bardziej dotkliwa niż ta sprzed niemal pięciu lat.

– Musimy uderzyć się w pierś – mówił po starciu z Rakowem środkowy pomocnik Podbeskidzia.

– Bardzo szkoda tego meczu, bo czuliśmy, że jest to wyrównane spotkanie. Strzeliliśmy pierwsi bramkę i do pewnego momentu mieliśmy wszystko pod kontrolą. Czuliśmy jednak, że Raków jest bardzo mocnym zespołem i może strzelić gola, bo mieliśmy problemy w grze obronnej – Tomasz Nowak zauważył to, o czym praktycznie wszyscy obserwujący mecze Podbeskidzia mówią od początku sezonu.

Pomocnik „górali” podkreślił ponadto, że nigdy w karierze nie brał udziału w meczu, w którym rywal strzelałby aż trzy rzuty karne.

– Taki jest sport. Nie oszukujmy się, bo każdy karny dla Rakowa został podyktowany w sposób prawidłowy. I każdy został przez rywala wypracowany – podkreślił najbardziej doświadczony, jeżeli idzie o występy w ekstraklasie, zawodnik drużyny trenera Krzysztofa Bredego. Nowak w miniony piątek rozegrał 162. mecz na najwyższym poziomie rozgrywkowym w naszym kraju. A debiutował na nim w kwietniu 2007 roku, jeszcze w barwach Korony Kielce.

Skupić się na sobie

Po meczu z Rakowem w obozie „górali” zapanowało spore rozczarowanie. O ile z poprzednich starć, w których wprawdzie bielszczanom też nie udało się wygrać, można było wyciągnąć coś pozytywnego, o tyle w rywalizacji z częstochowskim rywalem w zasadzie jedynym jasnym punktem „górali” był Tomasz Nowak.

– Piłka nożna jest taką fajną grą, że następny mecz jest już za tydzień – podkreślił pomocnik Podbeskidzia.


Czytaj jeszcze: Trudny jest los beniaminka w ekstraklasie

– Po ostatnich zawodach na pewno byliśmy źli i sfrustrowani, ale nie możemy spuszczać głów. W najbliższą sobotę gramy z Lechią Gdańsk i musimy do tego meczu przygotować się jak najlepiej. Aby cieszyć się po meczu – zaznaczył Nowak.

Jak na razie rywale okazują się dla beniaminka za mocni. I trenerowi Krzysztofowi Bredemu na razie nie udało się rozgryźć żadnego z nich.

– Pod każdego przeciwnika przygotowujemy się osobno. Chcemy znaleźć jego mocne strony, aby je wyeliminować, a także słabe punkty, aby je wykorzystać. Cały czas musimy jednak pamiętać, że to nasza drużyna jest najważniejsza. Trzeba skupiać się na sobie i wykonywać swoją pracę. To początek sezonu. Nie ma się co załamywać. Walczymy dalej – zapowiada doświadczony pomocnik „górali”, który wie, co mówi. Bo z niejednego piłkarskiego pieca jadł chleb.


Na zdjęciu: Tomasz Nowak (z prawej) strzelił piękną bramkę i był najjaśniejszym punktem Podbeskidzia w ostatnim meczu. Na Raków to jednak nie wystarczyło.
Fot. Rafał Rusek/PressFocus