Podbeskidzie. Umowa po wynikach

W poniedziałek zespół Podbeskidzia Bielsko-Biała trenował jeszcze bardzo intensywnie, wtorek i środa były już nieco lżejsze. Mocniej popracują „górale” jeszcze dziś, a jutro – z samego rana – wyruszą na obóz przygotowawczy do Turcji. Tymczasem w ostatnich dniach władze bielskiego klubu intensywnie pracowały nad wzmocnieniami zespołu. W grudniu udało się zakontraktować Mateusza Marca. A teraz, wszystko na to wskazuje, zespół zostanie wzmocniony napastnikiem. Od kilku dni na testach medycznych pod Klimczokiem przebywa Kamil Biliński. Dziś, bądź najdalej jutro, znane będą wszystkie wyniki jego badań. I jeżeli nie będzie żadnych przeciwwskazań, to zawodnik – znany m.in. z występów w Śląsku Wrocław – zwiąże się z Podbeskidziem umową.

Doświadczony i ograny

Jak długą? Tego na razie nie wiadomo. Łatwiej jest się domyślić, dlaczego Podbeskidzie zmieniło nieco transferowe priorytety. Po podpisaniu umowy z Marcem mówiono bowiem, że dział sportowy skupia się na pozyskaniu obrońcy, który mógłby zagrać zarówno na środku, jak i na lewej stronie defensywy, a także na skrzydłowym. Tymczasem Biliński to klasyczna „9”. A właśnie wśród piłkarzy występujących na tej pozycji pojawiły się problemy. Uciążliwe zapalenia zatok uniemożliwiło uczestnictwo w niemałej części przygotowań Ivanowi Martinowi. U Marko Roginicia pojawił się uraz stawu skokowego. Obaj wymienieni napastnicy nie zagrali w dwóch ostatnich sparingach. Najbardziej wysuniętym zawodnikiem bielszczan w starciach przeciwko GKS-owi Katowice i GKS-owi Tychy był Filip Laskowski.

I trzeba przyznać, że niewiele z tego wynikało. W obu meczach bielszczanie strzelili tylko jednego gola, a sztuki tej dokonał niezawodny w zimowych grach kontrolnych Marzec. Laskowski kilka sytuacji miał, ale gołym okiem widać było, że zawodnik, który w maju br. skończy 19 lat, nie jest jeszcze gotowy, aby rywalizować z seniorami na takim poziomie. Stąd decyzja o poszukiwaniu oświadczonego i ogranego napastnika. Wybór padł na Kamila Bilińskiego.

Wyrzucił Piasta z pucharów

W ekstraklasie zawodnik ten debiutował przeszło 11 lat temu, w barwach Śląska Wrocław. Później grał w Zniczu Pruszków, Górniku Polkowice i Wiśle Płock. Jesienią 2012 roku zdecydował się na zagraniczny wyjazd. Trafił na Litwę, gdzie – w barwach Żalgirisu Wilno – osiągał spore sukcesy. Wywalczył mistrzostwo, dwukrotnie Puchar i Superpuchar tego kraju, będąc czołowym strzelcem litewskiej ekstraklasy. Wiosną 2013 roku zainteresowało się nim Dinamo Bukareszt. W 43 występach w rumuńskiej ekstraklasie strzelił 15 bramek i wrócił do Polski. Dwa sezonu spędził w barwach Śląska Wrocław (63 mecze/16 goli), a następnie, przez rok, występował w Wiśle Płock (18/5). Jesienią 2018 roku trafił na Łotwę, gdzie spędził półtora sezonu (28/7). Z drużyną FC Ryga dwa razy został mistrzem, a raz wywalczył krajowy Puchar.

1 sierpnia zeszłego roku Kamil Biliński przesądził o odpadnięciu Piasta Gliwice w II rundzie kwalifikacji Ligi Europy. Mistrz Polski po wygraniu pierwszego meczu u siebie 3:2, na wyjeździe uległ ryskiej drużynie 1:2, a zwycięskiego gola strzelił w tym spotkaniu – konkretnie w 82. minucie – polski napastnik. Po sezonie jednak klub ze stolicy Łotwy nie przedłużył z Bilińskim kontraktu i tym samym został on wolnym zawodnikiem, więc 32-latek trafi do Podbeskidzia za darmo.

Na zdjęciu: Ostatnim klubem Kamila Bilińskiego w Polsce była Wisła Płock.