Podbeskidzie. Uraz plany pokrzyżował

Kontuzjowany Michał Janota raczej nie wróci do składu „górali” na najbliższe spotkanie. Być może da radę wykurować się do meczu z Ruchem Chorzów.


Podbeskidzie Bielsko-Biała po porażce z Puszczą Niepołomice przygotowuje się do najbliższego spotkania ligowego. W najbliższą sobotę „górale” zagrają w Rzeszowie, a generalnie w tym sezonie lepiej idzie im w meczach wyjazdowych, aniżeli w spotkaniach przed własną publicznością. W ostatnim spotkaniu, szczególnie w pierwszej połowie, drużyna spod Klimczoka nie tylko nie strzeliła bramki, ale miała spore problemy ze stwarzaniem sytuacji.

Przed przerwą bardzo ciężko było Podbeskidziu oddać strzał na bramkę rywala. Goku Roman uderzył bardzo niecelnie, a później – już po tym, jak w zespole z Niepołomic doszło do zmiany bramkarza – próbował inny z graczy Podbeskidzia.

– Krzysztof Drzazga oddał strzał z dystansu już wtedy, kiedy na boisku pojawił się nowy bramkarz. Poszło z ławki takie zalecenie. Nie robimy wokół tego szumu i cyrku, ale ten przekaz jest. Plan na mecz z Puszczą był. Mieliśmy grać wysoko, na połowie przeciwnika. Staraliśmy się zdominować rywala i nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że to Puszcza nas zdominowała. Nie ma takiej możliwości. Na przestrzeni całego meczu zespół przeciwny nie stworzył ani jednej sytuacji, oprócz rzutu karnego. A my mieliśmy chociażby „sam na sam” Maksa Sitka, który mógł ten mecz bardzo mocno otworzyć – mówi Mirosław Smyła, szkoleniowiec bielskiego zespołu.

Opiekun „górali” długo nie mógł pogodzić się z tym, że jego zespół zszedł z boiska pokonany. – Spotkania tak się czasami układają. Nie zawsze plan da się zrealizować na boisku. Nie zawsze to, co się założy, można na zielonym dywanie sprzedać. Przeprowadziliśmy w przerwie pewne korekty, które miały spowodować zmiany w jakości gry. Niestety to nie wystarczyło – podkreśla trener Podbeskidzia, który bardzo żałuje, że poza grą w ostatnich spotkaniach znalazł się Michał Janota. Przypomnijmy, że 32-letni pomocnik kontuzji doznał w meczu przeciwko GKS-owi Tychy. W tym, a także we wcześniejszych spotkaniach, zawodnik ten prezentował się całkiem przyzwoicie. Trener Smyła nie ukrywa, że uraz tego zawodnika poważnie wpływa na postawę zespołu.

– Kontuzja Michała pokrzyżowała nam plany. Janota ciężko popracował w okresie przygotowawczym i był w wyjątkowej dyspozycji. Bardzo jestem zły, bo to jest dowód na to, jak piłka potrafi być okrutna. Zawodnik naderwał mięsień przywodziciela. Pojawiła się już blizna i powoli Michał jest wdrażany w normalny trening. Ale nie mogę powiedzieć, czy na następny mecz będzie do naszej dyspozycji. Raczej nie. Ale za dwa tygodnie powinien być do grania. Codziennie rehabilituje się i cały czas jest z nami. Kibice zauważyli, że był z nami na meczu w Głogowie i ciągle aktywnie przechodził rekonwalescencję. To tylko dowód na to, że jesteśmy zespołem. Janota mógł rehabilitować się na miejscu, ale pojechał z kolegami, chciał z nimi być. To jest zaczątek czegoś dobrego – zaznacza Mirosław Smyła.

Jak zatem widać na Michała Janotę kibice Podbeskidzia jeszcze trochę będą musieli poczekać. Skoro zawodnik nie zagra w Rzeszowie, to raczej zabraknie go również w meczu Pucharu Polski z Lechią Zielona Góra, który bielszczanie rozegrają we wtorek, 30 sierpnia. Wiele wskazuje na to, że wymieniony gracz na boisko wróci 4 września, kiedy to Podbeskidzie zmierzy się u siebie z chorzowskim Ruchem.


Na zdjęciu: Na Michała Janotę kibice Podbeskidzia jeszcze trochę będą musieli poczekać

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus