Podbeskidzie. W batalii o utrzymanie każdy mecz jak finał

David Niepsuj, przed meczem w Lubinie, mówi, że dla „górali” każdy następny mecz, jest, jak finał.


Dla Davida Niepsuja, 26-letniego piłkarza urodzonego w niemieckim Wuppertalu, ostatnie miesiące nie były zbyt udane. Jesienią piłkarz rozegrał zaledwie dwa spotkania w ekstraklasie, w barwach Wisły Kraków i widoki na przyszłość z klubie spod Wawelu były dosyć mgliste. Jednym słowem szkoleniowiec „Białej gwiazdy”, Peter Hyballa, nie widział tego gracza w zespole.

Podobnie zresztą, jak Rafała Janickiego, który jeszcze pod koniec 2020 roku podpisał – obowiązujący od 1 stycznia br. – kontrakt z Podbeskidziem. Niepsuj, już w lutym, podążył tą samą drogą. Najpierw rozwiązał umowę w Krakowie, a następnie związał się z „góralami”. Na debiut w barwach bielskiego klubu czekał jednak długo, a powodem były problemy zdrowotne. Pierwsze spotkanie w barwach nowego zespołu rozegrał tuż przed przerwą na reprezentację Polski. Zaliczył epizod w starciu z Wartą Poznań, a jego drużyna przegrała 0:2.

Po tamtym meczu trener Robert Kasperczyk wyraził nadzieję, że pauza kadrowa dobrze wpłynie właśnie na zawodników, którzy jako ostatni dołączyli do zespołu. Mówił o Marco Tulio i o Davidzie Niepsuju właśnie, którzy mieli pewne braki. Niewielu się jednak spodziewało, że opiekun bielszczan wystawi 26-latka w pierwszym składzie na Wisłę. A może nie było to przypadkowe działanie, biorąc pod uwagę fakt, że zawodnikowi pod Wawelem podziękowano?

Tak, czy inaczej Niepsuj zagrał od pierwszej minuty na prawym wahadle. Pozycja ta nie jest mu obca, ale była nowością dla całego Podbeskidzia, bo drużyna pierwszy raz zagrała w ustawieniu 3-5-2. Niepsuj na pewno był jedną z wyróżniających się postaci w tym spotkaniu. Również dlatego, że strzelił bramkę. Po zdobyciu gola, z szacunku dla byłego klubu, nie okazywał jednak radości. Wygląda zatem na to, że z Wisłą rozstał się w dobrych stosunkach.

Najważniejsze dla zawodnika, który ma za sobą jeden występ w młodzieżowej reprezentacji Polski, było to, że w końcu wziął czynny udział w meczu. W większym wymiarze czasowym. Ostatni raz w ekstraklasie od pierwszej minuty wystąpił w listopadzie zeszłego roku. – Bardzo się cieszę, że po pięciu miesiącach przerwy mogłem znowu zagrać w ekstraklasie od poczatku. Nie miało to znaczenia, że zagrałem przeciwko swojej byłej drużynie. Najważniejsze, że strzeliłem bramkę i mogłem pomóc Podbeskidziu. Od razu jednak po tamtym spotkaniu w naszych głowach pojawiło się już tylko Zagłębie. Z Lubina spróbujemy zabrać trzy punkty do domu – powiedział David Niepsuj.

Warto dodać, że gol w debiucie od pierwszej minuty zawodnika grającego w barwach Podbeskidzia w tej rundzie, to nic nowego. Takiej samej sztuki, w pierwszej wiosennej kolejce, dokonał inny z byłych „wiślaków”, czyli Rafał Janicki. Który trafił do siatki Legii Warszawa, również w wygranym meczu. Pod Klimczokiem śmiało można się zatem rozglądać za kolejnymi piłkarzami, których klub z Krakowa już nie chce. I można ich angażować choćby… na jedno spotkanie.


Czytaj jeszcze: Holender dał zwycięstwo

Dla Davida Niepsuja, jak sam podkreśla, mecz z Wisłą, to dopiero początek. Czynnej batalii o utrzymanie w ekstraklasie, której kolejna odsłona już jutro. Podbeskidzie zagra na wyjeździe z Zagłębiem Lubin. – Wiemy, jaką mamy sytuację. Dla nas każdy mecze jest, jak finał. Walczymy o życie i dlatego musi być tak, jak w meczu z Wisłą Kraków. Przede wszystkim musimy pokazać walkę i zaangażowanie. Czasami jest tak, że po dobrych meczach jest pewien spadek formy. Tak było z Podbeskidziem na początku wiosny. Po przerwie na reprezentację znów jednak poszliśmy do góry i teraz trzeba to utrzymać.

Najbliższe mecze – dla nas i dla klubu – będą szalenie ważne – podkreślił prawy wahadłowy Podbeskidzia, który w starciu z Wisłą pokazał, że Robert Kasperczyk podjął dobrą decyzję, by zmienić ustawienie na boisku. Teraz „górale” muszą to udowodnić w starciu z „Miedziowymi”.




Na zdjęciu: David Niepsuj (z lewej) nie demonstrował radości po golu strzelonym Wiśle Kraków. Cieszył się, że mógł w końcu dłużej przebywać na boisku.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus