Podbeskidzie. W Krakowie „góralom” idzie

Maksymilian Sitek, który w poniedziałek strzelił premierowego gola w ekstraklasie, uważa, że ostatni wynik Wisły Kraków nie podcina jego drużynie skrzydeł.


Maksymilian Sitek jest czwartym w tym sezonie piłkarzem Podbeskidzia, który zdobył swoją debiutancką bramkę w ekstraklasie. Dokonał tego w poniedziałkowym meczu z Wartą Poznań, której bielszczanie ulegli na własnym stadionie 1:2. Dlatego też satysfakcja nie była pełna i mniejsza od tej, jaką czuli jego koledzy z zespołu, którzy wcześniej zdobywali swoje pierwsze gole na najwyższym poziomie rozgrywkowym.

Karol Danielak i Aleksander Komor sztuki tej dokonali w zremisowanym 2:2 meczu z Cracovią. Michał Rzuchowski, z kolei, wpisał się na listę strzelców w starciu z Jagiellonią Białystok, który zakończył się takim samym wynikiem. Niemniej jednak Sitek znalazł powody do zadowolenia. – Pierwszy gol w ekstraklasie, to fajne uczucie. Wróciłem po kontuzji. Przed meczem z Wartą Poznań trenowałem niespełna tydzień – powiedział młodzieżowiec w barwach Podbeskidzia.

Aranżacja byłaby inna

Przypomnijmy, że 20-latek wrócił do gry po miesięcznej przerwie. Kontuzji stawu skokowego doznał w starciu z Rakowem Częstochowa. Początkowo zanosiło się na to, że pauza może potrwać dłużej, nawet dwa miesiące, ale Sitek szybko doszedł do siebie. A w sytuacji, po której wpisał się na listę strzelców, pokazał instynkt snajpera, choć nominalnie nim nie jest. Ale czujnie zachował się w polu karnym i dopadł do piłki po nieudanej interwencji bramkarza gości, Daniela Bielicy.

– Podświadomie czułem, że ta piłka tak się jakoś odbije, spadnie mi pod nogi, więc ruszyłem do niej i dobiłem z najbliższej odległości. Szkoda, że nie udało się strzelić więcej bramek, bo przecież miałem jeszcze sytuację. No i szkoda, że nie było na trybunach kibiców, bo wtedy inaczej zaaranżowałbym swoją radość, właśnie w ich kierunku. Nie miałem do kogo się cieszyć. Ale mam nadzieję, że przyjdzie i na to czas. Że będziemy strzelać gole przy kibicach i będziemy dawać im wiele radości – podkreślił skrzydłowy Podbeskidzia.

Maksymilian Sitek miał jednak komu zadedykować premierowe trafienie w ekstraklasie. – Całej mojej rodzinie, bo wiem, że wszyscy oglądali mecz przed telewizorami – uśmiechał się piłkarz, który latem trafił pod Klimczok z Legii Warszawa. 20-latek żałował, że Podbeskidziu nie udało się zdobyć chociażby jednego punktu.

– Po golu na 1:1 zaatakowaliśmy i chyba zabrakło nam szczęścia. Ja mogłem strzelić, okazję miał też Kamil Biliński. Powinniśmy to lepiej wykończyć. Mam wrażenie, że gdyby na stadionie byli kibice, to po wyrównującym golu zmobilizowaliby nas i mecz mógłby skończyć się inaczej – przyznał Sitek.

Sześć meczów, cztery zwycięstwa

Po porażce z Wartą dziś czeka „górali” nie lada wyzwanie, bo drużyna trenera Krzysztofa Bredego zagra z Wisłą w Krakowie. „Białą gwiazda” tydzień temu pokazała moc, wygrywając w Mielcu aż 6:0. Zespół Artura Skowronka zmasakrował beniaminka, a teraz – kolejny raz – zmierzy się z ekstraklasowym nowicjuszem, którym jest Podbeskidzie.

– Wynik meczu Wisły nie podcina nam skrzydeł. Cały tydzień pracowaliśmy. Zresztą tak, jak wcześniej. Robimy dobrą robotę. Zresztą do meczu z Wartą również byliśmy dobrze przygotowani. Coś nie zadziałało. Zabrakło trochę szczęścia i koncentracji – powiedział Maksymilian Sitek, który nie może pamiętać, że niegdyś Wisła Kraków pokonała Podbeskidzie… 6:0. Działo się to we wrześniu 2015 roku i był to ostatni sezon „górali” na najwyższym poziomie rozgrywkowym.


Czytaj jeszcze: Wszystko trochę zwariowane

Tamten mecz rozgrywany był jednak w Bielsku-Białej. A z Krakowa, konkretnie ze stadionu przy ul. Reymonta, kibice „górali” mają wręcz świetne wspomnienia. To tam ich ulubieńcy wygrali 1:0, po golu Piotra Malinowskiego, w ćwierćfinale Pucharu Polski. Grali wówczas w I lidze, a Wisła – po raz ostatni – zmierzała po mistrzostwo Polski.

Niedługo potem taki sam wynik powtórzyli w ekstraklasie, w której z Wisłą w Krakowie przegrali tylko raz, raz zremisowali, a aż trzy razy wygrali! Kolejny mecz, z kwietnia 2014 roku, przeszedł do historii. W 12 sekundzie spotkania Damian Chmiel uderzył z dystansu, piłka odbiła się od poprzeczki i… pleców Michała Miśkiewicza, a następnie wpadła do siatki. Był to najszybciej strzelony gol w historii ekstraklasy.


Na zdjęciu: Maksymilian Sitek (na pierwszym planie) nie mógł się cieszyć z pierwszego gola w ekstraklasie z kibicami.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus