Podbeskidzie. Waga meczu była ogromna

Nie z takim wynikiem pod Klimczok chcieli wrócić podopieczni Roberta Kasperczyka z Mielca. Ale czasu na rozpamiętywanie porażki ze Stalą nie ma.


Podbeskidzie Bielsko-Biała prowadziło do przerwy ze Stalą Mielec 1:0, ale zeszli „górale” z boiska pokonani. Druga połowa w wykonaniu zespołu Roberta Kasperczyka, w starciu drużyn zajmujących dwa ostatnie miejsca w tabeli ekstraklasy, nie była dobra. Bielszczanie, mając niewielką zaliczkę, postanowili skupić się na defensywie, co okazało się błędnym rozwiązaniem. Rywal wygrał zasłużenie. Pokazał w drugiej połowie charakter, choć widowisko to nie było za bardzo naładowane piłkarską jakością. Ale…

– Waga tego meczu była ogromna – przyznał po wszystkim Leszek Ojrzyński, opiekun beniaminka z Mielca. – Oczywiście, do końca sezonu jeszcze dużo grania, ale gdybyśmy przegrali z Podbeskidziem, to tracilibyśmy do tego zespołu pięć punktów. A tak, to mamy jeden punkt przewagi. Po co sobie utrudniać, skoro można sobie ułatwić zadanie? I tak zrobiliśmy. Wiemy jednak, że do końca walka będzie zażarta – podkreślił szkoleniowiec Stali, który w latach 2013-15 był trenerem Podbeskidzia.

Zostało dziewięć spotkań

Przebieg spotkania nie zaskoczył, z kolei, Roberta Kasperczyka, obecnego opiekuna „górali”. – Mecz wyglądał tak, jak się spodziewaliśmy – przyznał. – Wiedzieliśmy, że rywal operuje długimi piłkami i ma świetnie opanowane stałe fragmenty gry. Często gra na tzw. „przebitki”. I właśnie po jednej z takich akcji, mam na myśli drugiego gola dla Stali, straciliśmy bramkę – podkreślił Kasperczyk.

– W pierwszej połowie, po upływie 15-20 minut, mieliśmy mecz pod kontrolą. Graliśmy to, co sobie zakładaliśmy. Chcieliśmy szybko sprowadzić piłkę do parteru, ale brakowało nam trochę jakości, aby strzelić gola na 2:0. Później, już w końcówce spotkania, przycisnęliśmy dosyć mocno. Ale tymi środkami, którymi dysponowaliśmy, nie byliśmy tak mocni w powietrzu – nie ukrywał opiekun bielskiego zespołu, który po porażce w Mielcu szat nie rozdzierał.

– Starałem się w tygodniu poprzedzającym mecz zdjąć z chłopaków presję. Ciągle czytali, że to mecz o sześć punktów. O utrzymanie i, że nikt nie będzie brał po nim jeńców. Uważam, że to nieprawda. Zostało jeszcze dziewięć spotkań i ani Stal, ani też Podbeskidzie, nie muszą być tymi zespołem, który spadnie. Do zdobycia pozostało 27 punktów. Choć zgadzam się, że porażka w bezpośrednim meczu z sąsiadem w tabeli chluby nam nie przyniosła – powiedział trener, którego drużyna spadła na ostatnie miejsce w tabeli, a więc tworzy jedno zespołową strefę spadkową.

Taka sytuacja miała już w tym sezonie miejsce. Podbeskidzie „czerwoną latarnią” ligi pozostawało pomiędzy 11, a 15 kolejką rozgrywek. Między 16, a 20 serią gier ostatnie miejsce zajmował zespół, który w poniedziałek „górali” pokonał. Jakimś pocieszeniem jest to, że bilans bezpośrednich konfrontacji ze Stalą przeważa na korzyść Podbeskidzia, bo jesienią zespół ten wygrał w Bielsku-Białej 1:0.

Zbliża się półmetek

Jakie wnioski muszą wyciągnąć bielszczanie po spotkaniu w Mielcu? Przede wszystkim nie mogą tracić goli w taki sposób, w jaki stracili. Pierwsze trafienie Stali wynikało z braku asekuracji Michala Peskovicia, który obronił strzał Roberta Dadoka, ale nie miał już szans przy uderzeniu Krystiana Getingera.

– Tylko chyba on sam wie, jak to trafił – kręcił głową po meczu Robert Kasperczyk. Drugi stracony gol również nie powinien paść. Nie dość, że bielszczanie nie wybili piłki i nie oddalili zagrożenia, co powinni uczynić, to na dodatek Milan Rundić przeszkodził Peskoviciowi w skutecznej interwencji. Wygląda więc na to, że przed ostatnim meczem w marcu, sztab szkoleniowy Podbeskidzia ma o czym myśleć. To będzie kolejne istotne spotkanie dla „górali”, choć zespół ten mniej ważnych meczów do końca sezonu grał nie będzie.


Czytaj jeszcze: „Górale” znowu ostatni

– W niedzielę gramy w Grodzisku z Wartą. Później jest przerwa na kadrę. To będzie czas, by zmodyfikować pewne rzeczy związane z taktyką, a także z personaliami. Mamy do zagospodarowania jednego zawodnika, Marco Tulio, który powinien dojść do formy fizycznej i będziemy się zastanawiać, jak ta drużyna będzie wyglądać – to raz jeszcze Robert Kasperczyk, dla którego spotkanie z innym z beniaminków będzie stanowiło półmetek drogi ku realizacji celu, jaki przed nim postawiono.

Przypomnijmy, że szkoleniowiec ten obejmował Podbeskidzia w momencie, gdy do końca sezonu pozostawało do rozegrania 16 spotkań. A mecz z poznańskim rywalem będzie ósmym wiosennym meczem z udziałem Podbeskidzia.




Na zdjęciu: Choć Robert Kasperczyk szat po porażce w Mielcu nie rozdzierał, to zdaje sobie sprawę, że ta porażka słono może jego zespół kosztować.

Fot. Krzystzof Porębski/Pressfocus