Podbeskidzie. Widoków na poprawę brakuje…

Tylko raz po pierwszym spadku z ekstraklasy, na początku sezonu 2017/18, „górale” gorzej rozpoczęli rywalizację w I lidze.


W 2016 roku Podbeskidzie po raz pierwszy w historii spadło, po pięciu sezonach pobytu, z ekstraklasy. Doszło wówczas do zmiany trenera w zespole spod Klimczoka – Roberta Podolińskiego zastąpił Dariusz Dźwigała – a również w drużynie nastąpiło sporo roszad. Nie tak dużo, jak tego lata, ale drużyna przystępująca do rozgrywek I ligi sezonu 2016/17 sporo różniła się od wcześniejszej. Sezon bielszczanie rozpoczęli jednak bardzo dobrze. Dużo lepiej, aniżeli bieżące rozgrywki, bo dwa pierwsze spotkania wygrali. Dodatkowo w pierwszych czterech meczach zdobyli 10 punktów i byli liderem rozgrywek. Teraz na pewno takiego dorobku po czterech rozegranych seriach gier mieć nie będą. Bo w dwóch pierwszych meczach zdołali zdobyć zaledwie jedno „oczko”.

Co było później, a mianowicie jak otwierali „górale” kolejne sezony po spadku z ekstraklasy? Spore zamieszanie powstało na początku rozgrywek 2017/18. Tuż przed pierwszym meczem, z Chrobrym Głogów, zwolnienie lekarskie w klubie przedłożył ówczesny trener zespołu Jan Kocian. W efekcie Podbeskidzie na początku sezonu grało bardzo źle. Na inaugurację zremisowało 1:1, ale w kolejnym meczu przegrało 0:2 u siebie z Bytovią. To jeszcze nie wszystko, bo zdezorientowany zespół poniósł dwie kolejne porażki i był przedostatni. Przełamanie nastąpiło w piątej kolejce i do dziś tamten start pierwszoligowych rozgrywek jest najgorszy licząc od pierwszego spadku z ekstraklasy. W kolejnych dwóch sezonach było bowiem lepiej.

Na początku rozgrywek 2018/19, już pod wodzą Krzysztofa Bredego, „górale” wygrali w Katowicach 1:0, a następnie przegrali z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza 1:2. Rok później wystartowali remisem 1:1 w Sosnowcu, na mecz dotarli taksówkami, z powodu awarii autokaru, a następnie wygrali 1:0 w Chojnicach. Punktów w obu omawianych przypadkach było znacznie więcej, aniżeli teraz i w sezonie 17/18. Wtedy o wszystkim decydowały zawirowania trenerskie. Teraz gruntowna przebudowa zespołu, która następuje i – jak na razie – nie idzie po myśli nikogo. Ani władz klubu, sztabu szkoleniowego, piłkarzy i trenerów.



Piotr Jawny, który wpisany jest w protokół meczowy jako pierwszy trener, a zespół prowadzi na równych zasadach z Marcinem Dymkowskim, nawet nie stara się szukać usprawiedliwień. Jego słowa, mówiące o tym, że nie da się w kilka dni nadrobić kilku tygodni przygotowań, wybrzmiały po meczu z Odrą Opole wyraźnie, a chyba najgorsze jest to, że widoków na rychłą poprawę sytuacji nie ma. Szkoleniowiec wspomniał o problemach kadrowych, które wynikają z dwóch czynników. Pierwszy dotyczy urazów, a drugi tego, że kilku graczy musi nadrabiać treningowe zaległości.

Co ciekawe Podbeskidzie najwcześniej spośród wszystkich pierwszoligowców rozpoczęło okres przygotowawczy. I to dużo najwcześniej, bo już 7 czerwca. Większość drużyn wznowiła bowiem treningi pod koniec czerwca, a były i tak, które zaczęły trenować na początku lipca. Ostatnimi zespołami, które zainaugurowały przygotowania były Chrobry Głogów, GKS Tychy i Skra Częstochowa, które po raz pierwszy pracował 5 lipca, czyli miesiąc po „góralach”. Jak to zatem możliwe, że zespół spod Klimczoka ma takie problemy na początku sezonu, skoro piłkarze trenują już tak długo? Otóż na początku przygotowań z drużyną ćwiczyli jeszcze m.in. zawodnicy, którzy następnie z klubu odeszli. A przez większość okresu treningowego trenerzy mieli do swojej dyspozycji zaledwie garstkę piłkarzy. Pozyskiwanie nowych graczy zajęło pod Klimczokiem, tak się przynajmniej teraz wydaje, zbyt dużo czasu.


Na zdjęciu: Giergi Merebaszwili (w środku) dołączył do Podbeskidzia na dzień przed inauguracją sezonu. Trudno w tej sytuacji mówić, że jest optymalnie przygotowany do sezonu.

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus