Podbeskidzie. Więcej transferów nie będzie

Ekipa z spod Klimczoka, wszystko na to wskazuje, zamknęła kadrę na rundę wiosenną. Do zespołu nie dołączy doświadczony środkowy obrońca.


Już po zakończeniu rundy jesiennej rozgrywek I ligi informowaliśmy o tym, że w drużynie spod Klimczoka nie dojdzie do kadrowej rewolucji. Że zespół dokona ok. czterech transferów, a w kręgu zainteresowania klubu znajdowali się m.in. bramkarz, ofensywny pomocnik i środkowy obrońca z doświadczeniem. Ostatecznie bielszczanie rzeczywiście pozyskali golkipera, czyli Matveia Igonena. Graczem ofensywnym okazał się wypożyczony z Fortuny Sittard Emre Celtik, a ponadto pod Klimczok trafił boczny defensor, Jeppe Simonsem, a także defensywny gracz drugiej linii, Marcel Misztal. Stopera również pozyskano. Chodzi o Mateusza Lippa, ale nie można o nim powiedzieć, że jest zawodnikiem doświadczonym. Otóż wypożyczony z Schalke 04 Gelsenkirchen 18-latek nigdy jeszcze nie grał z seniorami na tym poziomie.

Co ciekawe w sparingach dostawał jednak od trenerów Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego sporo szans. Łącznie uzbierał 450 minut. Wiemy, że wystąpił w 6 z 7 meczów na pewno, bo przypomnijmy, że po ostatnim sparingu w Chorwacji sztab szkoleniowy bielskiego zespołu zabronił publikacji składów. Tak, czy inaczej młody piłkarz na pewno „otrzaskał” się wśród seniorów i nie jest wykluczone, że trenerzy postawią na niego. Jest to tym bardziej realne, bo pod koniec zeszłej rundy Maciej Kowalski-Haberek, który wcześniej występował w środku obrony, był próbowany jako defensywny pomocnik i radził sobie na tej pozycji całkiem nieźle.

Mało tego, plan pozyskania doświadczonego środkowego obrońcy niejako wpisywał się w nowy pomysł Jawnego i Dymkowskiego na Kowalskiego-Haberka. Nie został jednak i – wszystko na to wskazuje – nie zostanie do końca transferowego okienka zrealizowany. Warto w tym miejscu dodać, że drużynę zimą opuścił inny ze stoperów, czyli Costa Nhamoinesu, ale tak naprawdę bielszczanie nie mieli z niego jesienią żadnego pożytku. Otóż na boisku spędził zaledwie 15 minut, w pierwszym meczu z Odrą Opole, i zdążył popełnić dwa błędy, które kosztowały „górali” bramki. Na dodatek zdecydowanie więcej czasu spędzał w gabinetach lekarskich niż na treningach i nikt po graczy z Zimbabwe na pewno nie będzie pod Klimczokiem płakał.

Jednym z celów transferowych Podbeskidzia na zimę była również roszada wśród napastników. „Górale”, za wszelką cenę, usiłowali pozbyć się Marko Roginicia, z którym nie wiązali przyszłości. Przesunięto go do rezerw, nie zabrano na obóz w Chorwacji, a piłkarz nie grał również we wcześniejszych sparingach. Zaproponowano mu rozwiązanie kontraktu, Chorwat był jednym z najlepiej zarabiających graczy Podbeskidzia, ale zawodnik się do tego nie kwapił. Ostatecznie Roginić został sprzedany do GKS-u Katowice, a pod Klimczokiem nie tyle odetchnięto z ulgą, co ucieszono się, że jeszcze trochę udało się na zawodniku, który nie potrafił znaleźć wspólnego języka z trenerami i kolegami z zespołu, zarobić.

Odejście Marko Roginicia spowodowało sytuację, że w kadrze Podbeskidzia znajduje się obecnie zaledwie dwóch napastników. To Kamil Biliński i Kacper Wełniak. Czy to powód do niepokoju, że w drużynie jest tylko dwóch zawodników, którzy mają odpowiadać za zdobycz bramkową? Niekoniecznie. Układ jest prosty. Pierwszym wyborem pozostaje Biliński, a jego zmiennikiem będzie Wełniak, który nieźle spisywał się w sparingach i pokazał, że potrafi gole zdobywać.


Fot. Krzysztof Dzierzawa / Pressfocus