Podbeskidzie. Wszystko trochę zwariowane

Wartę koronawirus dotknął mocniej, ale bielszczanie również mieli swoje problemy, choć trener Krzysztof Brede nie chciał szukać usprawiedliwień.


O ile w pierwszej połowie poniedziałkowego meczu pod Klimczokiem, jak również na początku drugiej odsłony, nieco lepsze wrażenie sprawiali przyjezdni z Poznania, o tyle w kolejnych fazach spotkania to gospodarze byli zespołem lepszym. Po wyrównującym golu, którego strzelił Maksymilian Sitek, wydawało się, że zespół trenera Krzysztofa Bredego ma więcej argumentów, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Bielszczanie przeważali, stwarzali sytuację, a Kamil Biliński trafił w poprzeczkę. Wydawało się, że zdecydowanie bliżej jest do tego, aby to Podbeskidzie zadało decydujący cios. Tymczasem stało się coś zupełnie innego i to „Zieloni” wywieźli spod Klimczoka komplet punktów. Kibice „górali” mieli prawo być po meczu rozczarowani, albo nawet sfrustrowani. Wiadomo, że boli, kiedy traci się punkty u siebie z rywalem, który znajduje się w tym samym rejonie tabeli. O ile nieco ponad dwa tygodnie temu udało się bielskiemu zespołowi pokonać innego beniaminka, czyli Stal Mielec, o tyle teraz, ten sam numer z Wartą Poznań, nie przeszedł.

Nie ma rzeczy niemożliwych

Nie zbyt długo trwała seria meczów Podbeskidzia bez straconego gola. A w zasadzie nie zdążyła się ona na dobre rozpocząć. O tym, że drugi raz z kolei nie zdołali bielszczanie zachować czystego konta zadecydowały dwa błędy. Pierwszy, to „dzieło” Rafała Leszczyńśkiego, który nie był w stanie obronić piłki po strzale Mateusza Kuzimskiego. Później defensywa „górali” była źle ustawiona przy stałym fragmencie gry.

– Wiele rzeczy w obronie, które trenowaliśmy, wychodziło. W ataku również. Wtedy, kiedy graliśmy z polotem, przyspieszaliśmy i wchodziliśmy w grę jeden na jeden. Stwarzaliśmy wówczas sytuacje. W pierwszej połowie trochę tego brakowało, ale po przerwie było tego już więcej. Na pewno musimy z tego spotkania wyciągnąć wnioski i patrzeć na kolejny mecz. Trzeba się nastawić na bardzo trudne spotkanie z Wisłą w Krakowie. Nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Nie ma zespołów, których nie da się pokonać – trener Krzysztof Brede, od razu po meczu z Wartą, wybiegł już w kierunku następnego spotkania. Może to i dobrze, bo po co rozpamiętywać bolesną porażkę, której można było uniknąć.

– Musimy przygotować dobry plan na następny mecz, a następnie go zrealizować. Jeżeli będzie tak, jak zakładamy, to wszystko będzie dobrze. Musimy mieć ten entuzjazm i większą od przeciwnika ochotę na wygranie spotkania. Od razu zabieramy się do pracy – zapowiedział szkoleniowiec beniaminka ekstraklasy.

Trenowali na sztucznej murawie

Trener Brede dodał, że sytuacja, w jakiej przed meczem w Bielsku-Białej znalazł się zespół z Poznania, nie powoduje, że przegrana boli bardziej. Przypomnijmy, że Wartę dotknął koronawirus i zespół Piotra Tworka przygotowywał się do spotkania w trudnych okolicznościach.

– Nie możemy mówić, że tylko Warta miała swoje problemy, bo my też je mieliśmy. Nie mogliśmy trenować w pełnym mikrocyklu. Musieliśmy odwołać sparing z Rakowem Częstochowa, bo byliśmy na kwarantannie. Normalnych przygotowań do tego meczu nie było. Nie chcę zwalać winy na boiska, ale również był z tym problem. Korzystaliśmy ze sztucznej nawierzchni. Wszystko jest trochę zwariowane. Trzeba borykać się z trudnościami. Warta miała pewnie większe problemy od nas, jeśli chodzi o kadrę. My takich personalnych problemów nie mieliśmy, ale nie można powiedzieć, że przygotowywaliśmy się w stu procentach. Rywal był w trudniejszej sytuacji. Ale nie patrzyłbym na to w sposób szczególny. Skupiam się na swojej drużynie i wiem, co zrobiliśmy dobrze, a co źle. Przegraliśmy mecz i to na pewno boli. Każda porażka jest dotkliwa, a szczególnie taka, na własnym stadionie – zaznaczył szkoleniowiec Podbeskidzia.


Czytaj jeszcze: Krzysztof Brede: graliśmy zbyt wolno

Jego drużyna nie była w stanie zdobyć w ostatnim meczu punktu, a jeżeli chodzi o Wartę, to zespół ten – z kolei – przerwał fatalną serię spotkań w Bielsku-Białej. Do poniedziałku „Zieloni” gościli pod Klimczokiem sześciokrotnie i wszystkie te spotkania przegrali. Po raz ostatni w marcu br., jeszcze w I lidze. Podbeskidzie wygrało wówczas 2:0 i był to ostatni mecz zaplecza ekstraklasy przed przerwaniem rozgrywek. Później jedni i drudzy wywalczyli awans na najwyższy poziom rozgrywkowy. „Górale” bezpośrednio, a Warta po barażach. Dziś jednak to zespół z Poznania jest najlepszym z beniaminków. Mimo iż rozegrał o jeden mecz mniej zarówno od Podbeskidzia, jak i od Stali.


Na zdjęciu: Podbeskidzie pierwszy raz w historii nie zdołało pokonać u siebie Warty, a oba zespoły mierzyły się już po raz siódmy pod Klimczokiem.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus