Podbeskidzie. Wygrać – nawet brzydko!

W miniony czwartek Kamil Biliński, zdobywając bramkę dla Podbeskidzia w doliczonym czasie spotkania z Miedzią Legnica, uratował dla „górali” punkt.


To jednak wciąż za mało, bo przedwielkanocne spotkanie było dla zespołu spod Klimczoka już 10 kolejnym meczem bez zwycięstwa. Na sześć kolejek przed zakończeniem pierwszoligowej rywalizacji sytuacja podopiecznych trenerów Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego wciąż jednak nie jest zła. Do miejsc barażowych, a taki przecież jest cel postawiony przed Podbeskidziem na ten sezon, drużyna wciąż traci niewiele, bo zaledwie cztery punkty. Wystarczy sobie wyobrazić, gdzie byliby dziś „górale”, gdyby chociaż jedną trzecią spośród ostatnich 10 meczów wygrali. Spokojnie zajmowaliby miejsce w strefie barażowej i mogliby się sposobić do finiszu rozgrywek, a następnie do boju o ekstraklasę.

Apel o spokój

Kamil Biliński, jako kapitan i najlepszy strzelec drużyny, doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

– To był już któryś kolejny mecz, w którym ciągniemy w drugiej połowie i musimy odrabiać straty. Coś jest nie tak z tymi naszymi pierwszymi połowami. Nie do końca dobrze wchodzimy w mecz. Doskwiera nam niepewność. Dopiero po jakimś „gongu” od przeciwniku staramy się odrabiać straty. Remis z Miedzią, wywalczony w ostatniej akcji meczu, trochę cieszy. Ale tak naprawdę kolejne remisy już nas za bardzo nie cieszą. Bardzo brakuje nam zwycięstwa. Wiem, że wszystkich dookoła to boli. Nie tylko nas, zawodników, czy też trenerów. Wszystkich w klubie. A przede wszystkim kibiców – mówi najlepszy snajper I ligi, który w starciu z Miedzią zdobył 17. gola w sezonie.

– Chciałbym zachować spokój. I o to do wszystkich chcę zaapelować. Dopóki piłka w grze… Do zebrania jest jeszcze trochę punktów. Karta musi się odwrócić. To, co dzieje się w tym sezonie w sytuacjach, które nie do końca nam sprzyjają, jest nieprawdopodobne. Czemu tak się dzieje, że wszystkie stykowe sytuacje VAR rozstrzyga nie na naszą korzyść? – dziwi się napastnik Podbeskidzia, który ma na myśli kilka sytuacji, które wydarzyły się w ostatnich spotkaniach. I nie sposób się z nim nie zgodzić, bo np. w starciu z Jastrzębiem o tym, że gol nie został uznany, zadecydował wręcz mikroskopijny spalony.

Szczęścia i śpiewów

Bielszczanie, o czym zresztą już po poprzednich meczach mówili zarówno piłkarze, jak i trenerzy, za wszelką cenę chce wygrać spotkanie. Obojętnie jakim kosztem i teraz stanowisko to podkreśla Kamil Biliński.

– Po jednym jakimkolwiek zwycięstwie, nawet brzydkim, zejdzie z nas niepotrzebne ciśnienie. Cały czas wierzymy, że nie jesteśmy tak daleko od 5-6 miejsca w tabeli. Rywale grają, zdobywają punkty, ale my cały czas jesteśmy zaczepieni. Wierzymy, że gdy zejdzie z nas ciśnienie braku zwycięstwa, napędzi nas to do przodu. Wtedy zaczniemy lepiej funkcjonować. Niestety nie wygrywamy i dorzucamy sobie jeszcze tego wszystkiego na swoje barki. Szkoda, bo brakuje nam spokoju i uśmiechu. Szczęścia i śpiewów w szatni. Gra się po to, by wygrywać mecze. Nie wiem, czy ktoś z nas miał taką serię, żeby nie wygrać 10 meczów pod rząd – powiedział napastnik zespołu spod Klimczoka, który cały czas wierzy, że jego drużyna przełamie wkrótce niemoc i rozstrzygnie spotkanie na swoją korzyść. W najbliższą niedzielę „górale” zmierzą się przed własną publicznością ze Stomilem Olsztyn. Lepszej okazji do tego, by się przełamać może już w tym sezonie nie być.


Na zdjęciu: Kamil Biliński (z prawej) bramki strzela, ale jego zespół nadal ma ogromne problemy z wygrywaniem meczów.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus