Podbeskidzie. Z szacunku dla poprzedników

Mirosław Smyła zwycięstwo w debiucie w roli trenera „górali” zadedykował Piotrowi Jawnemu i Marcinowi Dymkowskiemu.


Mirosław Smyła wygrał pierwszy mecz na stanowisku szkoleniowca Podbeskidzia Bielsko-Biała, a dla kibiców tego zespołu najważniejsze jest to, że drużyna przełamała fatalną passę 11 kolejnych meczów bez zwycięstwa. Zmiana na stanowisku kierowniczym w zespole okazała się zatem kluczowa, choć nowy trener docenił pracę Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego, czyli tych, którzy zastąpił na stanowisku.

– Muszę to podkreślić, że moi poprzednicy uczyli grać w piłkę nożną zespół Podbeskidzia i chylę przed nimi czoła. Dlatego chciałbym im zadedykować to zwycięstwo, bo to im się należy. Wierzę w to, że ci młodzi ludzie, w perspektywie czasu, będą pracować na wysokim poziomie. To dla mnie ważne, bo chciałbym uszanować ten zawód. Ich praca i naszych kilka rozmów z zespołem dało efekt w postaci trzech punktów – powiedział Smyła po pokonaniu 1:0 w wyjazdowym spotkaniu Sandecję Nowy Sącz.

Przypomnijmy, że nowy trener stery pod Klimczokiem objął we wtorek. W czwartek debiutował, a w niedzielę po południu będzie już po drugim spotkaniu, bo bielszczanie zmierzą się z Zagłębiem Sosnowiec. Rywal miał więcej czasu na przygotowanie się do tego spotkania, bo ostatnie ligowe starcie rozgrywał dwa dni wcześniej od „górali”. Po pierwszym meczu trener Smyła był zadowolony z wyniku, ale nie tylko.

– To był bardzo dobry mecz pierwszoligowy z kilkoma akcentami ekstraklasowymi. Nie boję się tego powiedzieć. W obu zespołach zobaczyliśmy kilku piłkarzy również z najwyższego poziomu rozgrywkowego, którzy potrafili zrobić różnicę. Najbardziej cieszy mnie to, że przez 90. minut próbowaliśmy realizować to, co sobie założyliśmy. W dwa dni uwierzyliśmy w pewne drobne rzeczy. W korekty, które mogłyby pomóc. Zespół ciężko pracował, ale tym razem sól futbolu, czyli bramka, była po naszej stronie – uśmiechał się po spotkaniu opiekun ekipy spod Klimczoka, której radość byłą ogromna. Wśród piłkarzy, np. Kamila Bilińskiego, dominował okrzyk „wreszcie”. Tymczasem trener również bardzo dawno nie wygrał meczu na poziomie seniorskim. Ostatnie zwycięstwo odniósł 20 grudnia 2019 roku, kiedy „jego” Korona Kielce wygrała z Pogonią Szczecin.

– Na radość w szatni seniorskiej po wygranym meczu jako trener czekałem ponad dwa lata. To bardzo istotne, bo ci ludzie, to nie są tylko zawodowcy. To osoby, które potrafią się cieszyć z tego, co robią – zapewnił opiekun bielskiego zespołu.

Podbeskidzie dzięki zwycięstwu w Nowym Sączu poprawiło swoją sytuację w tabeli I ligi. Do szóstego, premiowanego grą w barażach miejsca, traci zaledwie punkt, choć warto zauważyć, że od Sandecji dzielą bielszczan jeszcze dwa zespoły.

– Piłka cały czas jest w grze. W grze pozostaje Sandecja, a także Podbeskidzie. Czasu nie ma zbyt wiele. W niedzielę czeka nas kolejny arcyważny mecz. Najważniejsze, że zagramy dla swoich kibiców. Niestety, mecz w Nowym Sączu okupiliśmy urazami. Jeżeli chodzi o Titasa Milasziusa, to boję się, że „poszło” włókno i może to dłużej potrwać niż kilka dni. Nie chcę jednak niczego przesądzać. Mądrzejsi będziemy po badaniach – powiedział Mirosław Smyła. Litewski gracz zaprezentował się w Nowym Sączu całkiem przyzwoicie i jego brak w nadchodzącym spotkaniu to spora strata dla zespołu.

– Musimy sobie z tym poradzić – przekonuje jednak szkoleniowiec drużyny, która na cztery kolejki przed końcem sezonu regularnego może włączyć się jeszcze do walki o baraże. Warunek jest jeden. Nie może skończyć się to na pojedynczym zwycięstwie.


Na zdjęciu: Ponad dwa lata czekał Mirosław Smyła na zwycięstwo w roli trenera seniorskiej drużyny.
Fot. Łukasz Sobala/PressoFcus