Podbeskidzie znów bez kompletu

Siódmego meczu z rzędu nie wygrało Podbeskidzie Bielsko-Biała. W takiej sytuacji walka o czołową szóstkę jest mocno utrudniona.


Pierwsza połowa starcia pod Klimczokiem nie dostarczyła zbyt wielu emocji. Na początku meczu sytuację próbował rozruszać Pirulo, ale poza tańcem wokół piłki nie zaprezentował nic szczególnego. Następnie Podbeskidzie, zgodnie z prezentowaną w ostatnich meczach taktyką, postanowiło zdominować rywala. I taka sztuka się drużynie z Bielska-Białej udała. Z tym, że rywal był na to świetnie przygotowany. Granie w systemie „ty do mnie, ja do ciebie”, w pierwszej lidze raczej nie zdaje egzaminu. I fajnie byłoby, gdyby trenerzy Podbeskidzia to jak najszybciej zrozumieli.

Czasami udawało się Podbeskidziu przedrzeć się przez zasieki obronne łodzian, które – jak okazało się na przestrzeni całego spotkania – nie były za bardzo szczelne. Jakimś urozmaiceniem dla oglądanej kopaniny był strzał Mateusza Wypycha w słupek. Zupełnie przypadkowo obrońca drużyny spod Klimczoka znalazł się w sytuacji strzeleckiej, ale do siatki nie trafił.

W 36. minucie spotkania Kamil Biliński mógł zdobyć bardzo efektownego gola. Napastnik Podbeskidzia złożył się do strzału przewrotką, ale Marek Kozioł, bramkarz zespołu z Łodzi, przeniósł piłkę nad poprzeczką. To była kluczowa zasada ŁKS-u w tym spotkaniu, Zespół prowadzony przez trenera Marcina Pogorzałę, za wszelką cenę, nie chciał stracić gola. Musimy powiedzieć to wprost. Źle ogląda się spotkania, w których jeden z zespołów – w tych okolicznościach ŁKS – przyjeżdża tylko po to, by gola nie stracić.

Na początku drugiej połowy spotkania świetną akcję przeprowadzili „górale”. Zagrali szybko, ale w decydującym momencie Dawid Polkowski nie skierował piłki do bramki. Niedługo potem Kamil Biliński nie wykorzystał sytuacji „sam na sam” z Koziołem i dwie znakomite szanse Podbeskidzia się zemściły.

Po błędzie Matveia Igonena piłkę przejął Michał Trąbka i spowodował, że łodzianie objęli prowadzenie. Ich radość nie trwała jednak zbyt długo. Bielszczanie skonstruowali w końcu zgrabny atak. Zaczęło się od Jeppe Simonsena, który zagrała do Goku Romana. Hiszpan, z kolei, wypatrzył Bilińskiego, który tym razem się nie pomylił i trafił do siatki po raz 16 w tym sezonie. Być może napastnik zespołu spod Klimczoka przestraszył się, że zagraża mu w klasyfikacji pierwszoligowych strzelców Szymon Sobczak z Zagłębia Sosnowiec.

W końcówce meczu lepsze było Podbeskidzie, choć znakomitą sytuację miał ŁKS. Igonen obronił jednak strzał z bliska. Chwilę później goście mieli rzut rożny i niebezpieczne dośrodkowanie nieznacznie ominęło bramkę strzeżoną przez Estończyka.


Podbeskidzie Bielsko-Biała – ŁKS Łódź 1:1 (0:0)

0:1 – Trąbka, 60 min. 1:1 – Biliński, 62 min.

PODBESKIDZIE: Igonen – Wypych, Rodriguez, Kowalski-Haberek – Simonsen, Polkowski (86. Milaszius), Scalet, Bonifacio (77. Gutowski) – Roman (76. Merebaszwili), Frelek (77. J. Bieroński) – Biliński. Trenerzy Piotr JAWNY i Marcin DYMKOWSKI.

ŁKS: Kozioł – Bąkowicz (67. Dankowski), Nacho, Koprowski, Szeliga – Rozwandowicz (46. Kuźma) – Pirulo, Dominguez (73. Kowalczyk), Trąbka, Wolski (82. Kalechukwu) – Radaszkiewicz (46. Corral). Trener Marcin POGORZAŁA.

Sędziował Piotr Urban (Warszawa). Widzów 1560. Żółte kartki: Roman, Scalet, Bieroński, Biliński – Trąbka, Rozwadowicz.

Piłkarz meczu – Matvei IGONEN.


Fot. twitter.com/TSP_SA