Podsumowanie jesieni – Skra Częstochowa. Lepsza gra, gorsze wyniki

Zmiana stylu na bardziej ofensywny nie przyniosła oczekiwanych efektów przez kontuzje i problemy organizacyjne.


Przedostatnie miejsce Skry po rundzie jesiennej może być zaskoczeniem dla kogoś, kto uważnie śledził pierwsze dwa miesiące rywalizacji, a później stracił zaplecze ekstraklasy ze swojego pola widzenia. Po bezbramkowym remisie z Ruchem, wygranej 2:0 z Chojniczanką i minimalnej porażce 1:2 z ŁKS-em drużyna Jakuba Dziółki nabrała pewności siebie. Nie straciła jej nawet po porażce 0:2 z Bruk-Betem Termalica Nieciecza o czym świadczą: wyjazdowe zwycięstwo z Podbeskidziem i wygrana w Bełchatowie z Zagłębiem Sosnowiec. Również po porażce 0:3 w Krakowie częstochowianie szybko się podnieśli i zremisowali z Sandecją oraz zainkasowali komplet punktów w meczu z Resovią.

W dodatku w Rzeszowie decydującą o zwycięstwie bramkę zdobył Oskar Krzyżak, który ledwo co wrócił do Skry na kolejny okres wypożyczenia z Rakowa i wydawało się, że zespół spod Jasnej Góry, tracący po 9. kolejce tylko 4 punkty do lidera, jest w stanie z 8. pozycji rozpocząć marsz w górę tabeli. Częstochowianie potwierdzili zresztą swoje wysokie aspiracje jakością gry w przegranym co prawda 1:2 meczu z Arką Gdynia, której ówczesny trener Ryszard Tarasiewicz powiedział: „To był nasz najtrudniejszy i najbardziej wymagający przeciwnik, jak do tej pory. Jeszcze raz podkreślę bardzo dobrą postawę zespołu Skry Częstochowa. Nie było łatwo i tym bardziej cieszymy się ze zwycięstwa z tak wymagającym rywalem.”

Reprezentacyjne kontuzje

Dodajmy, że po tym meczu gdynianie wspięli się na drugie miejsce w tabeli, a częstochowianie rozpoczęli „czarną serię”. Przyczyniła się do niej plaga reprezentacyjnych kontuzji. Krzyżak na zgrupowaniu kadry U21 i Szymon Michalski w trakcie turnieju eliminacyjnego ME U19 doznali urazów, które wymagały operacji i wyeliminowały ich z gry do końca rundy, a Bartosz Baranowicz musiał pauzować i został wytrącony z meczowego rytmu.

Osiem porażek z rzędu sprawiło, że na półmetku sezonu częstochowianie, nadal nękani urazami, znaleźli się w strefie spadkowej, a w pierwszym meczu rundy rewanżowej remis 1:1 z Ruchem, po bramce straconej w doliczonym czasie gry, pozwolił im jedynie utrzymać kontakt z bezpośrednimi sąsiadami w tabeli, bo pierwsza „nad kreską” Chojniczanka ma zaledwie punkt więcej.

Półtoraroczna tułaczka

To daje nadzieję na znacznie lepszą wiosnę, tym bardziej, że po okresie półtorarocznej tułaczki, trenowania i grania na obcych boiskach Skra będzie miała wreszcie możliwość pracy u siebie. Remontowany stadion przy ulicy Loretańskiej znowu stanie się domem, a jeżeli Komisja do spraw licencji klubowych PZPN wyda pozytywną opinię, to nawet już w rundzie wiosennej Skra wreszcie zagra I-ligowy mecz na swoim boisku.

Do tego organizacyjnego kroku naprzód warto też dodać, że także pod względem finansowym zapowiada się „odwilż”. Fundusze wchłaniane przez budowę obiektu, po zakończeniu inwestycji powinny się zwrócić, a to znaczy, że poślizgi w wypłatach również powinny przejść do historii.

W domu najlepiej

Prezes Artur Szymczyk wiele sobie obiecuje także po akcji crowdfundingowej i zasileniu budżetu klubowego środkami nowych akcjonariuszy. Zostały dla nich przygotowane specjalnie pakiety w postaci między innymi oficjalnego certyfikatu potwierdzającego nabycie akcji Skry Częstochowa, dostępu do zamkniętej grupy inwestorów na Facebooku, karnetu na pierwszy pełny sezon Skry na „Lorecie” czy miejsca na pamiątkowej tablicy dla akcjonariuszy. Właściciele Skry gotowi są także do współpracy z osobami, które mogą mieć bezpośredni wpływ na rozwój klubu. To wszystko pod hasłem „Razem z Wami wrócimy do Domu”, a przecież wiadomo, że domu najlepiej…


Na zdjęciu: W rundzie jesiennej Skra strzeliła tyle goli, co kot napłakał. Najlepszy snajper Filip Kozłowski (w środku, w niebieskim stroju) zdobył zaledwie trzy bramki.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus