Podsumowanie. Raków Częstochowa – Najlepszy sezon w historii

Poniedziałkowa feta na ulicach miasta oraz na obiekcie przy Limanowskiego jest symbolem tego, czego Raków Częstochowa dokonał w tym sezonie.


Na stulecie klubu jego właściciel, Michał Świerczewski, zapowiadał największy sukces w historii. Przed rozpoczęciem sezonu wtórował mu Marek Papszun, dla którego każde miejsce powyżej ósmego będzie sukcesem. Nikt jednak nie przewidział, że Raków zamiast bić się o górną część tabeli, postanowi porozstawiać po kątach ligowych potentatów z Poznania czy Gliwic, a sam zajmie ich miejsce.

Przed nowym sezonem na Limanowskiego nie doszło do radykalnych zmian. Kadra została nieznacznie wzmocniona, a styl gry również nie uległ zmianie. Przegrane spotkanie z Legią udowodniło jednak, że ten sezon będzie przełomowy. Potwierdziło to 10 kolejnych spotkań bez porażki. Raków dominował na boisku, wściekle atakował, co pokazują statystyki. Przez dłuższy czas częstochowianie posiadali najskuteczniejszą linię ataku. Brakowało jednak czystych kont i większego spokoju w defensywie. Nad tym elementem gry częstochowianie musieli dłużej pracować. Dopiero na wiosnę do skutecznego ataku Raków mógł dołożyć skuteczną defensywę.

Częstochowianie zimę spędzili na pozycji wicelidera, choć niewiele brakowało, by zimowali na szczycie tabeli. Już wtedy pojawiały się głosy, że Raków może do samego końca bić się z Legią i Pogonią o koronę. Początek rundy rewanżowej szybko ostudził jednak zapały. Raków przegrał spotkania z bezpośrednimi rywalami i mógł praktycznie zapomnieć o mistrzostwie kraju. To paradoksalnie mogło pomóc drużynie. Raków dzięki temu nie odczuwał aż takiej presji i spokojnie mógł walczyć z rywalami i zdobywać punkt za punktem i gonić Pogoń. Kulminacją tego wszystkiego była końcówka kwietnia i początek maja. Częstochowianie sięgnęli po Puchar Polski, a później zapewnili sobie wicemistrzostwo kraju. Zanim te sukcesy nastąpiły, Raków osiągnął jeszcze jeden.

Raków
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

W kwietniu po prawie dwóch sezonach ciągłych wyjazdów częstochowianie mogli rozegrać mecz przy Limanowskiego. Owszem, w tamtym momencie stała tylko jedna trybuna, ale przynajmniej klub otrzymał zgodę na grę u siebie. To paradoks całej tej historii, ale i ogromna, wręcz niewyobrażalna kompromitacja miasta Częstochowa. Raków przez blisko dwa lata grał tylko na wyjeździe. Dział logistyki przy Limanowskiego musiał stawać na uszach, by odpowiednio zaplanować wyjazdy drużyny tak, by miała szansę odpowiednio się przygotować do ważnych spotkań. Mimo to częstochowianie potrafili osiągnąć niewyobrażalny wręcz sukces.


Czytaj jeszcze: Wiadomo kto odchodzi!

Przedstawiciele miasta z kolei odstawiali żenujące wręcz „szopki” z wiatami przystankowymi, wystawami poświęconymi klubowi czy podświetleniem ratusza. Takie gesty są zapewne dla włodarzy klubu miłe i sympatyczne. Nie pomylę się jednak, jeśli stwierdzę, że ludzie zarządzający Rakowem zamiast pustych gestów dobroci woleliby przyjmować przeciwników na skromnym, ale nowoczesnym obiekcie przy Limanowskiego, a nie ponad 80 kilometrów dalej, w Bełchatowie. Zamiast tego w lipcu Raków otrzyma twór stadionopodobny, daleki od standardów średniej drużyny ligowej. Włodarze miasta najchętniej zasłanialiby się finansami, co jest śmiesznym tłumaczeniem. O połowę mniejszy Płock na nowy obiekt wyda 166 milionów. Częstochowa nie potrafi znaleźć we własnej kieszeni choćby 10 milionów.

Mimo trudności ligowych i stadionowych Raków dotarł do mety pierwszego planu właściciela. Teraz Świerczewski wraz ze swoimi ludźmi przy Limanowskiego przygotowuje schemat rozwoju klubu na kolejne lata. Można więc w ciemno zakładać, że niezależnie co w nim zostanie przedstawione, właściciel klubu zrobi wszystko, by swoją wizję zrealizować.


STRZELCY (46): 9 – Lopez, 7 – Gutkovskis, 6 – Tijanić, Cebula, 4 – Schwarz, 2 – Petraszek, Niewulis, Piątkowski, 1 – Kun, Szelągowski, Zawada, Tudor, Arsenić, Arak; samobójcze: Balić (Zagłębie), Kiełb (Warta).


PLUS

Nad Wisłą niewiele jest drużyn, które można chwalić za widowiskowość na przestrzeni całych rozgrywek. Są oczywiście chwilowe przebłyski, jednak po kilku kolejkach takie drużyny tracą na przebojowości. Raków udowadnia, że nie musi być to regułą. Poza chwilowym dołkiem na początku 2021 roku częstochowianie byli drugą najskuteczniejszą drużyną w lidze. Przede wszystkim jednak byli widowiskowi w tym co robią, a zarazem nie byli uzależnieni od jednego strzelca.

MINUS

Do Rakowa można mieć jedynie zastrzeżenia za spotkania z bezpośrednimi rywalami o mistrzostwo. Częstochowianie dość pechowo, głównie przez czerwoną kartkę Macieja Wilusza, przegrali w Bełchatowie z Legią. Drugie spotkanie z wojskowymi oraz pierwszy mecz z Pogonią wypadł na dołek formy, co skończyło się porażkami. Zwycięstwo w Szczecinie nie miało już wtedy znaczenia, a mogło być inaczej. Tabela nie kłamie – gdyby częstochowianie wygrali pierwsze spotkanie z Legią, to dziś mówilibyśmy o podwójnej koronie dla Rakowa.


Na zdjęciu: W poniedziałek w całej Częstochowie trwała wielka feta. Raków Częstochowa wraz z kibicami świętował najlepszy sezon w historii klubu.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus