Podsumowanie rundy – Podbeskidzie. Przeżuci i… wypluci

Przystawka była zjadliwa, czuć było w niej nawet odrobinę świeżości.


Na początku sezonu Podbeskidzie trawiło się w miarę przyjemnie. Później jednak było dużo gorzej. Zupa okazała się mdła, wodnista. Wprawdzie czasami, przez przypadek, udało się trafić na mięsny kawałek, ale niespecjalnie wpłynęło to na ocenę tej części posiłku. Gdy wydawało się, że gorzej być już nie może, „plat principal” (danie główne) okazało się kleistą, niedoprawioną breją pozbawioną czegokolwiek, co mogłoby zadowolić kubki smakowe nawet najmniej wybrednych klientów przybytku o nazwie „Podbeskidzie”. Tym klientem okazała się… ekstraklasa, tóra – trzeba przyznać – nie należy do zbyt częstych i wysublimowanych gości najwytworniejszych restauracji. Tymczasem to, co zaserwował szef kuchni czyli Krzysztof Bredeg i podali kelnerzy czyli piłkarzy, zostało przez ekstraklasę przeżute i wyplute. Klient ani się nie najadł, ani też nie osiągnął ni krzty smakowych wrażeń.


Czytaj jeszcze: Asystent już na horyzoncie

Oczywiście nie spodziewaliśmy się, że bielszczanie zaserwują ekstraklasie anchois z kaparami w towarzystwie białego, wytrawnego wina, ale na solidnego, góralskiego schabowego z zasmażaną kapustą można było – tak się wydawało – liczyć. Chodziło o danie, które świadczyłoby o charakterze, ambicji, walce i zaangażowaniu. A tego nie było i właśnie o to kibice mają największe pretensje. Bo przegrać można, ale nie w taki sposób, jak „górale” przegrywali jesienią, szczególnie w końcówce rundy. Podbeskidzie, na przestrzeni całej rundy, było najgorszą drużyną ekstraklasy. I nie świadczy o tym jedynie ostatnie miejsce w tabeli. Zmiany nastąpiły, a wkrótce nastąpią kolejne. Jest już nowy szef kuchni, który kiedyś pod Klimczokiem gotował całkiem smacznie. Niebawem też powinni pojawić się nowi kelnerzy. I życzyć wypada, by to określenie nie nabrało w stosunku do nowych nabytków klubu pejoratywnego znaczenia.


STRZELCY (13): 5 – Biliński, 1– Danielak, Komor, Rzuchowski, Nowak, Sitek, Marzec, Ubbink,

PLUS

Kamil Biliński

Przez większość rundy jesiennej był najskuteczniejszym Polakiem w ekstraklasie. Przeskoczył go, pod względem liczby strzelonych goli, dopiero Jakub Świerczok, po meczu z Podbeskidziem zresztą. „Bila” w kilku spotkaniach pokazał, że w ekstraklasie czuje się nawet lepiej niż w pierwszej lidze, a na przestrzeni całej rundy spisał się o niebo lepiej od tego, z którym rywalizował o miejsce w składzie, czyli od Marko Roginicia. Zimą „górale” raczej nie muszą poszukiwać napastnika.

MINUS

Milan Rundić

Przychodził do beniaminka ekstraklasy po sezonie spędzonym w czeskiej ekstraklasie, gdzie był podstawowym stoperem Karwiny. Ten zespół utrzymał się w gronie najlepszych za naszą południową granicą. Tymczasem w Polsce obrońca z Serbii prezentował się tak, jakby zupełnie nie rozumiał o co chodzi. A przecież mówi się, że to Czesi mają lepszą ligę od nas. Rundić nie sprawdził się zarówno na środku obrony, jak i na jej lewej stronie, a przecież miał być zawodnikiem uniwersalnym…


Na zdjęciu: Jesienią piłkarze Podbeskidzia zawiedli na całej linii.
Fot. Adam Starszyński/Pressfocus.pl