Podsumowanie rundy – Skra Częstochowa. Zapracowali na szacunek

To, czego dokonał jesienią nowicjusz w I lidze grając tylko na wyjazdach, zasługuje na szacunek.


Już sam awans Skry do I ligi uznano za sensację. Zespół, który zajął 6. miejsce w II lidze zwycięsko przeszedł przez baraże o prawo gry na zapleczu ekstraklasy. W rundzie jesiennej podopieczni Jakuba Dziółki, który latem dokonał rewolucji kadrowej, poszli bowiem jeszcze dalej, powodując szok wśród fachowców. Drużyna, która w rundzie jesiennej wszystkie mecze musiała zagrać na boiskach rywali nie okazała się „chłopcem do bicia” tylko wywalczyła 27 punktów i plasuje się na 12. pozycji, z której znacznie bliżej ma do strefy barażowej niż spadkowej.

Zaczęło się jednak zgodnie z przewidywaniami znawców futbolu. W dwóch pierwszych meczach bezdomny beniaminek przegrał w Kielcach i na stadionie ŁKS-u. Nawet zwycięstwo z Resovią czy remis z Miedzią nie wpłynęły znacząco na notowania „skrzaków”, choć już wtedy rodził się ten bojowy duch, który zmienił znaczenie słów „obrona Częstochowy”.

O ile wcześniej te słowa kojarzyły się z rozpaczliwą, aczkolwiek szczęśliwie zakończoną grą „na wybijankę”, to w wykonaniu Skry widzieliśmy przemyślaną taktykę, w której świadomie postawiony mur obronny był znakomitym przyczółkiem do wyprowadzania ataków. Ich ofiarami padły we wrześniu Chrobry i Arka, ale po tych zwycięstwach częstochowianie przegrali 0:4 z Widzewem oraz 0:3 z Lechem Poznań w Pucharze Polski więc uznano, że zespół spod Jasnej Góry już się wykrwawił.

Wtedy jednak tak naprawdę narodziła się prawdziwa Skra. W ośmiu kolejnych spotkaniach częstochowianie stracili tylko 2 gole i choć sami strzelili ich zaledwie 5, to zdobyli 15 punktów. Po trzech bezbramkowych remisach przyszły wygrane: 1:0 ze Stomilem, 2:1 z Puszczą Niepołomice, 1:0 z GKS-em 1962 Jastrzębie i 1:0 z Sandecją. To właśnie po meczu w Nowym Sączu Skra znalazła się w gronie drużyn nazywanych kandydatami do awansu i na półmetku sezonu można ją było zaliczać do czołówki.

Finisz pokazał jednak, że na taką zmianę opcji jest jeszcze za wcześnie. Zmęczeni ciągłymi wyjazdami, a także borykający się z problemami zdrowotnymi częstochowianie w trzech ostatnich tegorocznych meczach zdobyli punkt za bezbramkowy remis w Łodzi i ostatecznie znaleźli się w dolnej połowie tabeli. Jednak już nikt nie upatruje w nich pewnego kandydata do spadku, bo swoją postawą zapracowali na szacunek i jednocześnie rozbudzili nadzieję kibiców Skry.

Warto też dodać, że Jakubowi Dziółce, oprócz idealnego doboru taktyki do wykonawców, albo wykonawców do taktyki, udała się także niełatwa sztuka połączenia młodości z rutyną. Obok doświadczonego Kosa czy Mesjasza rozwinęli się zawodnicy niechciani w innych klubach jak Mikołaj Kwietniewski z Legii, Marcin Stromecki z Górnika Łęczna, czy Przemysław Sajdak z ŁKS-u oraz wypożyczeni jak Oskar Krzyżak z Rakowa i Maciej Mas z Jagiellonii. Dość powiedzieć, że ci dwaj ostatni, a także wypożyczony z Pogoni Szczecin Nikodem Sujecki, który bronił w dwóch pierwszych meczach, ze Skry pojechali na zgrupowania młodzieżowej reprezentacji Polski. Rozwijają się także inni młodzieżowcy, a debiut w Pucharze Polski 16-letniego wychowanka Oskara Krawczyka w pełni potwierdza, że w tym zespole stawia się na młodzież.


STRZELCY (13): 3 – Mesjasz, Wojtyra, 2 – Kwietniewski, Mas, 1 – Nocoń, Stromecki, Szymański.

Plus

Pod względem liczby straconych bramek w rundzie jesiennej częstochowianie zajęli trzecie miejsce. To potwierdza, że ich największym atutem była organizacja gry obronnej, której dyrygentem stał się doświadczony Mateusz Kos. 34-letni bramkarz, który poprzedni sezon przesiedział w Skrze na ławce, zaliczając zaledwie 3 występy, także na początku obecnych rozgrywek zaczął jako dubler. Jednak od trzeciej kolejki zajął miejsce między słupkami i w 18 występach 10 razy zachował czyste konto.

Minus

Z jednej strony dziesięć spotkań bez straconej bramki, a z drugiej strony dziesięć meczów bez strzelonego gola. Cały zespół zdobył w 20 występach 13 bramek, a więc mniej niż lider klasyfikacji strzelców Kamil Biliński z Podbeskidzia. Może gdyby Kamil Wojtyra, który w poprzednim sezonie na II ligowych murawach trafił 24 razy, był zdrowy ten bilans wyglądałby lepiej. A tak, wobec problemów snajpera, który ani razu nie był w stanie zagrać 90 minut i w 13 występach strzelił 3 gole, na króla strzelców zespołu wyrósł stoper Adam Mesjasz.


Na zdjęciu: Mateusz Kos znakomicie spisywał się w bramce Skry. Nie puścił bramki w 10 meczach.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus