Podsumowanie. „A może by tak jeszcze raz…?”

Legia Warszawa ma 7 punktów przewagi nad Piastem Gliwice. Identycznie było przed rokiem i mistrzem Polski został zespół z Górnego Śląska.


Jest 13 kwietnia 2019 roku. W ostatniej kolejce sezonu zasadniczego 2018/19 Piast Gliwice pokonał 4:0 u siebie Koronę Kielce. Jednocześnie Legia Warszawa wygrała 3:1 z Pogonią Szczecin. „Wojskowi” zajmowali wówczas 2. miejsce w tabeli. Mieli na swoim koncie 60 punktów, tyle samo ile lider, czyli Lechia Gdańsk.

Piast plasował się na 3. pozycji i do wyżej wymienionych drużyn tracił 7 punktów. Chyba nikomu, no może poza trenerem Waldemarem Fornalikiem, nie marzyło się wtedy, że to drużyna z Górnego Śląska może zostać mistrzem Polski. Piast w meczach fazy dodatkowej grał jednak wspaniale. A przewaga Legii i Lechii topniała w oczach.

Wreszcie, po 35. kolejce, w której gliwiczanie pokonali w dramatycznych okolicznościach Jagiellonię Białystok, a Legia zremisowała z Pogonią Szczecin, Piast zasiadł na fotelu lidera rozgrywek, a następnie zdobył mistrzostwo Polski.

Dlaczego przypominamy okoliczności tego, co wydarzyło się ponad rok temu? Bo po 30. serii gier w tym sezonie – porażce Legii w Zabrzu i zwycięstwie Piasta w Białymstoku – okazało się, że sytuacja jest niemal analogiczna! Zespół z Warszawy ma na swoim koncie 60 punktów, czyli dokładnie tyle samo, ile miał w zeszłym sezonie. A Piast ma punktów 53, czyli – oczywiście – tyle samo, ile miał w zeszłym roku.

„Vuko” i jego przestroga

Mawia się, że nic dwa razy się nie zdarza. Ale my posłużmy się cytatem z prześwietnej piosenki, którą w 1994 roku brawurowo wykonali Krzysztof Krawczyk i Bohdan Smoleń. „A może by tak jeszcze raz…?”

Przed ostatnią kolejką fazy zasadniczej wydawało się, że wszystko jest już przesądzone. Że Legia – prezentująca się po wznowieniu rozgrywek dobrze – łatwo wygra w Zabrzu i przynajmniej 10-punktowa przewaga, bo przecież nie było powiedziane, że Piast wygra w Białymstoku, pozwoli jej na to, aby spokojnie przystępować do fazy dodatkowej rozgrywek.

Po tym jednak, jak ułożyły się wyniki niedzielne, w Warszawie pewnie niejednemu kibicowi zapaliła się lampka ostrzegawcza. Oczywiście to Legia nadal jest faworytem do zdobycia mistrzowskiego tytułu. Niemniej jednak nie ma wątpliwości, że pewność siebie w przypadku tego zespołu została w jakiś sposób zredukowana.

– Zaczynamy rundę finałową w dobrej sytuacji, ale też takiej, która zmusza nas do prezentowania się na najwyższym poziomie. Pod tym względem od dłuższego czasu jest dobrze. Ale zawsze może być lepiej – powiedział po porażce z Górnikiem Aleksandar Vuković, szkoleniowiec Legii.

Nie sposób nie wyczuć w jego słowach drobnego zawahania. Warto jednak pamiętać, że „Vuko” już wcześniej przestrzegał przed nadmiernym optymizmem. – Nie mamy prawa zbytnio się cieszyć. Nie możemy myśleć, że już jesteśmy mistrzami – mówił po meczu wygranym 5:1 z Arką Gdynia. Serbski trener nie chce przeżywać tego samego, co przed ponad rokiem. Wtedy jednak sytuacja była nieco inna.

Vuković przejął Legię w kwietniu 2019 roku i nie jest w całości odpowiedzialny za to, co się później stało. Teraz jest tak, że ewentualne niepowodzenie, czyli przegranie mistrzostwa Polski, będzie go obciążać już na całego.

Pomożecie? Pomożemy!

Piast zajmuje 2. miejsce w tabeli i ma – pewnego rodzaju – komfortową sytuację. Choć wielu kibiców podnieca się i ma ochotę na powtórkę z rozrywki, to w Gliwicach jest ktoś, kto trzyma rękę na pulsie. Mowa o wspomnianym już trenerze Fornaliku.

– Nie złożymy żadnej deklaracji. Mamy tyle samo punktów co po 30 meczach tamtego sezonu i gra będzie jeszcze ciekawa. Różnice nie są już takie duże i tę ósemkę stanowią zespoły o wyrównanym potencjale. Często dyspozycja dnia może decydować o tym, kto będzie wygrywał – powiedział po wygranej w Białymstoku szkoleniowiec gliwickiego zespołu.

Co ważne, w słowach tych nie odniósł się bezpośrednio do straty, jaką ma jego zespół do Legii. I za żadne skarby świata nie namówi się szkoleniowca na zwierzenia na ten temat.

Fornalik robi swoje. Nie jest tym typem trenera, który jest skazany na sukces. Do wszystkiego dochodzi ciężką pracą, której efekty widoczne są gołym okiem. Czy Piasta stać na to, aby powtórzyć zeszłoroczną szarżę? Oczywiście, że tak, choć wiadomo, że gliwiczanie będą potrzebowali pomocy. Takiej samej, jak w poprzednim sezonie.

A, przynajmniej na pierwszy rzut oka, wydaje się, że ma kto pomagać. W grupie mistrzowskiej nie ma bowiem zespołu, który – na chwilę obecną – znalazł się w niej tylko po to, aby uniknąć walki o utrzymanie. Chodzi o to, że ósma Lechia Gdańsk traci do trzeciego Śląska Wrocław tylko 6 punktów.

Warto w tym miejscu podkreślić, że do obsadzenia pozostają – najpewniej – dwa miejsca w europejskich pucharach, biorąc pod uwagę fakt, że Legia i Piast na miejscach pucharowych utrzymają się do końca rozgrywek. Bo w półfinale Pucharu Polski znajdują się cztery zespoły, które walczyć będą w grupie mistrzowskiej. Dlatego Śląsk, Lech, Cracovia, Pogoń, Jagiellonia i Lechia śmiało mogą myśleć o występach na międzynarodowej arenie. W związku z niewielkimi różnicami punktowymi przesądzanie czegokolwiek w tej kwestii byłoby szaleństwem.

Na dole jaśniej

Sytuacja jest nieco bardziej krystaliczna w grupie spadkowej. Nie ma cudów, ŁKS-u Łódź nic już nie uratuje. Do zdobycie jest wprawdzie 21 punktów w 7 meczach, ale właśnie tyle „oczek” uciułał w tym sezonie beniaminek i potrzebował na to nie siedmiu, a trzydziestu spotkań!

Po rocznym pobycie łódzka drużyna żegna się z najwyższą klasą rozgrywkową i – wszystko na to wskazuje – będzie dostarczycielem punktów dla drużyn, które bić o ligowy byt się będą. Ale patrząc na tabelę, takich drużyn nie będzie zbyt wiele.

Na dziś nie do pomyślenia jest sytuacja, aby w walkę o ligowy byt zaplątały się Górnik Zabrze i Raków Częstochowa. 11 punktów przewagi nad strefą spadkową musi wystarczyć. Tylko w nieco gorszej sytuacji są Zagłębie Lubin i Wisła Płock, ale w przypadku tych drużyn tylko jakiś kataklizm mógłby skutkować spadkiem do I ligi.

Trzynaste, ostatnie bezpieczne, miejsce w tabeli zajmuje Wisła Kraków, która ma pięć punktów zapasu nad strefą spadkową. Pod kreską majaczą jeszcze sylwetki Korony Kielce i Arki Gdynia. Sytuacja obu zespołów najpewniej wyjaśni się po dwóch, maksymalnie trzech kolejkach fazy dodatkowej.

Wtedy stanie się jasne, czy do końca sezonu będziemy przeżywać jeszcze jakieś emocje związane z walką o utrzymanie w ekstraklasie, czy też ostatnie kolejki będą jedynie stanowiły charakter rozrywkowy. Na teraz bardziej realna jest druga z wymienionych opcji, bo wystarczy spojrzeć na formę wymienionych drużyn.

W trzech ostatnich meczach Korona zdobyła zaledwie punkt. Arce poszło lepiej, bo gdynianie zdołali wywalczyć cztery „oczka”. Wciąż jednak to zbyt mało, aby myśleć o zachowaniu statusu ekstraklasowca.



Na zdjęciu: Legia jest przed Piastem i ma siedem punktów przewagi. Kibice w Gliwicach liczą jednak na powtórkę z rozrywki.
Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus