Podsumowanie sezonu GieKSy. Życie zaczyna się w październiku

Katowiczanie jako beniaminek skończyli sezon na 8. miejscu, uplasowali się najwyżej spośród licznego grona przedstawicieli woj. śląskiego, zarobili pieniądze w PJS, a w mieście zaczęto budować stadion.


Za GKS-em rok tyleż trudny, co udany i pozwalający z pewną dozą optymizmu patrzeć w przyszłość.

AC/DC na przesterze

Gdy GieKSa po dwóch latach II-ligowej mordęgi wróciła na zaplecze ekstraklasy, typowaliśmy ją nawet w „Sporcie” do miana czarnego konia tych rozgrywek. Kalkulowaliśmy: skład niezły, latem wzmocniony, drużyna siłą rzeczy płynąca na pewnej fali po awansie, ukierunkowana na ładny futbol, a jednocześnie nieobciążona taką presją, jaka nieraz w poprzednich latach na niej ciążyła.

Początek rundy jesiennej mógł utwierdzić nas w tym przekonaniu, bo do zwycięstw z Resovią czy Sandecją brakło bardzo niewiele, a gdy w 5. kolejce po thrillerze pokonała Zagłębie Sosnowiec, wyciągając wynik ze stanu 0:2 na 3:2, trener Rafał Górak promieniał i mówił, że to był rock and roll; że byli jak AC/DC.

Tyle tylko, że życie zmusiło do szybkiego przestrojenia się. Ten rock and roll nobilitował przede wszystkim rywali. Po 10 kolejkach GKS miał na koncie 1 zwycięstwo, 7 punktów, 23 stracone bramki i zamykał tabelę. Szkoleniowiec wspominał po czasie, że w trakcie meczu w Opolu (porażka 2:4) zdał sobie sprawę, że prowadzi zespół na rzeź i już zaczął w głowie układać plan, jak odbić się od dna. Kończył się wrzesień…

Rekordowa seria

Co było potem – katowiccy kibice dobrze wiedzą. Drużyna zaczęła grać w ustawieniu z trójką środkowych obrońców, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Gdyby ułożyć I-ligową tabelę liczoną od października, GieKSa uplasowałaby się w niej na 4. miejscu, ustępując jedynie Miedzi, Arce i Widzewowi, czyli zespołom, które zakończyły ten sezon w top3! Z 24 meczów przegrała ledwie 5.

Choć na pierwszą wygraną poza Bukową przyszło jej czekać aż do ostatniej jesiennej kolejki (2:1 w Bielsku-Białej), to tak wyśrubowała wyjazdową serię, że przebiła nawet wyczyn drużyny „Bobo” Kaczmarka sprzed 20 lat, która w ekstraklasie punktowała w 8 kolejnych spotkaniach w roli gości. GKS na wyjeździe nie przegrał od listopada (0:1 w Łodzi), uzbierało się tego już 9 występów.

Mimo to, o utrzymanie można było obawiać się jeszcze w kwietniu, kiedy odbywał się „domowy tryptyk”. Można było marzyć, że trzy domowe spotkania pozwolą doskoczyć do środka tabeli, pomarzyć jeszcze o podłączeniu się rzutem na taśmę do walki o baraże, ale nic z tego.

W konfrontacjach z Polkowicami, Widzewem i Odrą zespół nie zdobył ani jednego punktu, zrobiło się gorąco, na kolejny mecz – tuż po świętach – do Olsztyna jechał z nożem na gardle. Wygrał 1:0 po małym horrorze i obronionym przez Dawida Kudłę rzucie karnym, łącznie w ostatnich 7 kolejkach zgromadził aż 17 punktów, dlatego skończył w ósemce, nad przeciwnikami mierzącymi w baraże, jak ŁKS, Podbeskidzie czy Tychy, choć sam ani przez moment o udziale w play offach nie mógł myśleć. Utrzymanie zapewnił sobie w 32. kolejce. Trener Górak mówił, że to wykonanie planu 3-letniego: awansu do I ligi i następnie utrzymania w niej. Za rok ma ono być przypieczętowane znacznie szybciej, a co da to GieKSie – dopiero się okaże.

Wiara w Góraka

Drużynie z Bukowej służy stabilność. Prezes Marek Szczerbowski darzy dużym zaufaniem trenera Góraka i dyrektora Roberta Góralczyka. To oczywiście niesprawdzalne, ale śmiemy twierdzić, że w „starej” GieKSie szkoleniowiec przez te 3 lata, odkąd po spadku do II ligi wrócił do Katowic, straciłby posadę kilkukrotnie. Po przegranym barażu w pierwszym sezonie II-ligowym. Po słabym początku drugiego sezonu. W momencie dużego „covidowego” kryzysu wiosną ub. roku, gdy awans wyślizgiwał się z rąk. Wreszcie – po 10 kolejkach sezonu minionego, albo po trzech domowych porażkach poniesionych tej wiosny.

Mógł jednak pracować, wyprowadzać drużynę na prostą, a w międzyczasie, zimą, przedłużył kontrakt aż do połowy 2024 roku. Być może znalazłby się trener, pod którego wodzą GKS rozwijałby się szybciej – pewnie tak. Ale nie można zauważyć, że teraz też czynione są kolejne kroki do przodu, a ten dość młody zespół, którego najstarszym zawodnikiem jest 32-letni Arkadiusz Woźniak, po prostu się rozwija.

Gęsty klimat

Utrzymanie było tyleż obowiązkiem, co jest sukcesem. W takim sezonie, z tyloma wirażami, w takim klimacie – podczas gdy wskutek zadymy z Widzewem drużyna cztery ostatnie mecze gra na zamkniętym dla publiczności stadionie, a kibice stawiają taczki prezesowi Szczerbowskiemu i domagają się jego dymisji – naprawdę można było wyobrazić sobie dużo bardziej rozpaczliwą walkę o uniknięcie spadku. GKS nie dość, że utrzymał się, to jeszcze zajął najwyższe w swej historii miejsce w Pro Junior System. Za 6. lokatę zarobi 400 tysięcy złotych brutto. Zapewnili mu ją młodzieżowcy Patryk Szwedzik i Filip Szymczak. Przykład tego drugiego – autora 11 bramek – dowodzi, że Katowice to niezmiennie dobre miejsce dla piłkarzy Lecha Poznań, by ich kariery nabierały rozpędu.

Jeszcze dzieje się to przy Bukowej, ale jest szansa, że już niebawem – na Załęskiej Hałdzie, gdzie od października buduje się nowy stadion. Kto wie, czy to właśnie nie jest najważniejsze wydarzenie, jakie odnotować trzeba, podsumowując sezon zarządzanego przez miasto GKS-u.


8. GKS KATOWICE

STRZELCY (44): 11 – Szymczak, 7 – Szwedzik, 5 – Błąd, Woźniak, 4 – Jędrych, 2 – Figiel, 1 – Janiszewski, Jaroszek, Karbownik, Kołodziejski, Kozłowski, Pawłas, Repka, Roginić, Urynowicz; samobójcza – Żemło (Odra).

PLUS

Dawid Kudła

Nie miał w ostatnich latach w życiu lekko, oczyszczono go z zarzutów o gwałt, w Górniku Zabrze trudno było mu liczyć na regularne występy. GieKSa przed rokiem wyciągnęła do niego rękę, a on odwdzięczył się. Zagrał w 31 z 34 meczów, a gdyby nie świetny występ w Olsztynie, kto wie, jak potoczyłaby się końcówka sezonu.

MINUS

Filip Kozłowski

Bez jego 12 goli trudno byłoby wyobrazić sobie ubiegłoroczny awans z II ligi. Na wyższym szczeblu napastnik, który dla Rafała Góraka grał przed laty w Elanie Toruń, nie dawał już liczb. Przegrał rywalizację z młodzieżowcami Filipem Szymczakiem czy Patrykiem Szwedzikiem. Mimo to uzbierał 30 występów, ale tylko w jednym – październikowym z Puszczą Niepołomice – wpisał się na listę strzelców. Od kilku dni wiadomo, że żegna się z GieKSą.


Na zdjęciu: Trudnych momentów nie brakowało, ale finalnie drużyna GKS-u miała powody do radości. I świadomość, że za rok wypadałoby powalczyć o coś więcej niż utrzymanie…

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus


Bralibyśmy to w ciemno
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus

Rozmowa z Dawidem Kudłą, bramkarzem GKS-u Katowice.

Z zakończonego sezonu może pan być zadowolony, zarówno zespołowo, jak i indywidualnie?

Dawid KUDŁA: – Na indywidualności nie patrzę, zawsze liczy się dla mnie zespół i końcowy wynik. Myślę, że 8. miejsce przed sezonem każdy by wziął w ciemno. Była okazja pograć o coś więcej, ale bywało różnie. Gdybym nie złapał karnego w Olsztynie, równie dobrze mogło to wszystko potoczyć się w drugą stronę, byłoby ryzyko, że trochę podupadlibyśmy mentalnie. Ale nie ma co do tego wracać. Każda drużyna w sezonie ma lekki dołek, my też go mieliśmy, ale prawdziwych piłkarzy, z charakterem, poznaje się po tym, jak kończą. My to uczyniliśmy w dobrym stylu, wygraliśmy na Koronie, pokazaliśmy fajny futbol z ŁKS-em. Szło na to patrzeć. Szkoda, że końcówkę rozgrywaliśmy bez kibiców. Brakowało nam ich. Granie przy pustych trybunach nie jest fajne. Gdy są kibice, serducho zawsze mocniej bije, niosą chłopaków.

Ile karnych w tym sezonie pan obronił?

Dawid KUDŁA: – Licząc interwencje cofnięte przez VAR – to cztery. Powtórkę interwencji w meczu z Zagłębiem Sosnowiec oglądałem wiele razy i do dzisiaj nie mogę się z tym pogodzić, że sędzia zabrał mi tę obronę. Takie życie, nowe przepisy nie ułatwiają bramkarzom sprawy. Rozmawiam z chłopakami z innych klubów i też to przyznają. Na 5. metrze nie jesteśmy już tak chronieni, przy karnym noga musi się stykać z linią. Trzeba się do tego przyzwyczajać, trenować. Cieszę się, że pomogłem chłopakom, bo 40-50 procent skuteczności przy bronieniu karnych to wynik może nie europejski, ale na pewno taki, którego nie muszę się wstydzić.

Jednym z kluczowych momentów sezonu był przełom września i października, gdy zmieniliście ustawienie?

Dawid KUDŁA: – Na pewno. Traciliśmy sporo bramek, w 10 spotkaniach pokazaliśmy szalony futbol, bez dojrzałości. Trzeba to było skorygować. Od tego są trenerzy, sztab, który to wszystko analizuje. Dobrze, że w odpowiedniej chwili podjęli właściwe decyzje, bo sytuacja w tabeli nie była dobra, znajdowaliśmy się na dole, aż przykro się na to patrzyło. Ale zespół ocenia się na koniec. Mamy 8. miejsce, to dobry wynik, choć ja i wielu chłopaków w szatni to ambitni ludzie. Zawsze chciałoby się więcej. Klub spokojnie to buduje, nie podejmuje gwałtownych ruchów. Piłka to gra pokorna, każda minuta na boisku czegoś uczy.

Decyzja o przyjściu przed rokiem do GieKSy okazała się strzałem w dziesiątkę?

Dawid KUDŁA: – Miałem inne oferty, ale trener przekonał mnie i zastanawiałem się… 5 minut. Jestem wdzięczny prezesowi, dyrektorowi, sztabowi. Nie było w moim życiu łatwo, ten sezon był dobry, ale zawsze są rezerwy. Sporo bramek traciliśmy, ale też dużo strzelaliśmy. Summa summarum zagraliśmy 10 razy na zero z tyłu, a na przestrzeni całego sezonu to optymalny wynik.