Podsumowanie sezonu – Legia Warszawa. Najrówniejsi

Na Łazienkowskiej wyciągnięto wnioski z błędów popełnionych w poprzednim sezonie.


– Legionista, który się klepie i gada, a ten, który zapier…, to dwie różne rzeczy. Proszę sobie przeanalizować, kto zapier… – takich słów, 19 maja zeszłego roku, po ostatniej kolejce sezonu 2018/19, użył Aleksandar Vuković, szkoleniowiec Legii Warszawa. Jego zespół zremisował z Zagłębiem Lubin, a z tytułu mistrzowskiego cieszyli się w Gliwicach. Legia koronę przegrała wcześniej, choć przecież do fazy finałowej sezonu przystąpiła ze sporą przewagą. Nie oparła się jednak wówczas szarży gliwickiego Piasta. Stąd też frustracja „Vuko”, wyrażona w powyższych słowach.

Tym razem przy Łazienkowskiej nie popełniono tego samego błędu. Przede wszystkim tuż po wznowieniu rozgrywek drużyna zrobiła to, co do niej należało. Wygrała trzy mecze po kolei, a porażka w Zabrzu niewiele zmieniła. Tym razem nie było zespołu takiego, jak Piast z zeszłego roku. Lech Poznań pozbierał się zbyt późno i to spowodowało, że czternasty tytuł mistrza Polski powędrował do Warszawy. Czy zasłużenie? Pewnie tak, biorąc pod uwagę fakt, że pomimo wpadek, a tych było niemało, Legia potrafiła w tym sezonie grać efektownie. 7:0 z Wisłą Kraków, 5:1 z Górnikiem Zabrze, czy 4:0 z Jagiellonią Białystok. To były te mecze, w których zespół Vukovicia pokazał piłkarską jakość. Strzelał mnóstwo goli i nie okazywał rywalom litości, a właśnie tak mistrzostwo Polski się zdobywa. Ten, kto jest zbyt pobłażliwy, nie powinien nawet śnić o najwyższych celach. Znajomy również w Warszawie trener Franciszek Smuda zwykł mawiać „masz frajera to go duś”. Legia kilku takich w tym sezonie udusiła. Prócz wymienionych Koronę Kielce (4:0) i Arkę Gdynia (5:1). Za każdym razem na własnym stadionie.


Przeczytaj jeszcze: Ale się obłowią!


Do wymienionego meczu z Koroną, Legia przystępowała po porażce 1:3 w Szczecinie. Vuković przed starciem przy Łazienkowskiej powiedział, że zespół musi zagrać w myśl cytatu… Józefa Piłsudskiego, który zdobi jedną ze ścian na Legii. Chodziło mu o sentencję „Być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo, zwyciężyć i spocząć na laurach to klęska”. Słowa Marszałka pasują do tego, co w tym sezonie stało się udziałem Legii. Tylko raz zdarzyło się, że Legia przegrała dwa mecze z rzędu. Po pozostałych porażkach podnosiła się i za każdy razem wygrywała. Pomimo słabszej końcówki, kiedy już wszyscy nasłuchiwali strzelających korków od szampana, „wojskowi” byli najrówniej grającym zespołem ekstraklasy. Drużyną najlepiej grającą u siebie, trzecim najlepiej grającym zespołem na wyjazdach, najskuteczniejszą ekipą – obok Lecha Poznań i drugim zespołem, również obok Lecha, z najmniejszą ilością straconych bramek. Te wszystkie zmienne, niczym punkty zdobywane np. w Pucharze Świata w skokach narciarskich, złożyły się na mistrzostwo Polski, czyli triumf w klasyfikacji generalnej. Przegrali „wojskowi” Puchar Polski, odpadając w półfinale z Cracovią, ale tych trofeów mają na swoim koncie aż 19 i z ogromną przewagą, od 40 lat, prowadzą w klasyfikacji wszech czasów. Tymczasem prowadzenie w klasyfikacji medalowej mistrzostw Polski objęli dopiero teraz.


PLUS

465 dni. Dokładnie tyle trwała budowa Legia Training Centre, czyli pierwszego tak nowoczesnego centrum treningowego w Polsce. Oficjalne otwarcie nastąpiło już po zakończeniu sezonu w ekstraklasie, choć piłkarze mieli okazję nocować tam przed meczem z Cracovią. Powstał w Książenicach, 35 km od Warszawy, obiekt, które spełnia najwyższe europejskie standardy i jest porównywalny do tych, którymi dysponują najlepsze kluby Europy. A nawet je przewyższa.

MINUS

Dziesięciu porażek doznała w tym sezonie Legia. Abstrahując już od najmocniejszych europejskich lig wynik jest to zastanawiający. Na Węgrzech MTK Budapeszt przegrał 4 mecze. Slavia Praga zeszła z boiska pokonana dwukrotnie, podobnie, jak Szachtar Donieck, a Slovan Bratysława przegrał jedno spotkanie. Jasne, że w każdej z tych lig rozegrano mniej kolejek. Na Słowacji aż o 10, ale nie zmienia to faktu, że nasz mistrz przegrywał zbyt często.

STRZELCY (70): 14 – Niezgoda, 10 – Kante, 8 – Gwilia, 6 – Wszołek, 5 – Luquinhas, Pekhart, 4 – Novikovas, 3 – Antolić, Rosołek, 2 – Cholewiak, 1 – Kulenović, Lewczuk, Nagy, Sanogo, Veszović, Warchoł, Wieteska, samobójcze: Bochniewicz (Górnik), Przikryl (Jagiellonia), Marciniak (Arka).


Na zdjęciu: Pierwszy raz w historii Legia Warszawa objęła prowadzenie w klasyfikacji medalowej ekstraklasy.
Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus