Podsumowanie sezonu – Legia Warszawa. Nie zasłużyli na więcej

Nikt nie spodziewał się, że Legia Warszawa może zagrać tak beznadziejny sezon.


Stołeczni kibice w ostatnich latach zapracowali sobie na prawo do przechwałek. Legia skutecznie dominowała polskie rozgrywki, choć raz na jakiś czas zdarzało jej się oddać jakieś trofeum. Przewaga budżetu i lokalizacji wyraźnie jednak dawała o sobie znać i nic nie zwiastowało walki o utrzymanie.

Niechlubne rekordy

Początkowo słabe wyniki w ekstraklasie można było tłumaczyć dzieleniem sił na europejskie puchary. Poza tym „wojskowi” w całkiem niezłym stylu załapali się do Ligi Europy, gdzie także na jej początku ruszyli mocno, zdobywając 6 punktów w 2 meczach. Kto by się wtedy przejmował ligowymi dołkami, tym bardziej że nadal wierzono, że sprowadzeni pod koniec okienka transferowego piłkarze potrzebują czasu na aklimatyzację.

Sęk w tym, że kolejne tygodnie mijały, a gra Legii nie wyglądała lepiej – wręcz przeciwnie. Do tego doszły problemy wewnątrz szatni, dołki fizyczne i niechlubne rekordy. Warszawiacy przegrali 7 kolejnych spotkań, wyrównując tym samym najgorszy wynik w historii klubu. Co więcej, tylko 20 kolejek potrzebowała Legia, aby ulec rywalom 14 razy – a to już oznaczało ustanowienie nowego rekordu i to w zawrotnym tempie. Ogółem liczba porażek zatrzymała się na 17, co oznacza, że mistrz Polski przegrał dokładnie połowę spotkań. Tylko Zagłębie Lubin i Górnik Łęczna schodziły pokonane częściej – ale tylko o jeden raz.

Niezdrowe kuriozum

Nic dziwnego, że jeszcze jesienią z pracą w Warszawie pożegnał się trener Czesław Michniewicz. Długo czekano na to, aż jego wyniki ulegną poprawie, ale tej nie było widać. Gdy w listopadzie udało się odnieść dopiero czwartą wygraną w sezonie (z Jagiellonią), radość była taka, jakby Legia co najmniej osiągnęła strefę pucharową, choć tak rzecz jasna nie było. Artur Boruc prowokował białostockich kibiców, licząc zapewne, że teraz legijna karta odwróci się. Nic takiego się nie stało, a „wojskowi” jeszcze wiele tygodni musieli drżeć o swój byt.

W międzyczasie ciągle dochodziło do niezdrowych sytuacji. Nie trzeba chyba przypominać napadu chuliganów na klubowy autokar, w efekcie czego ucierpiało kilku zawodników. Z tego powodu Legię definitywnie postanowił opuścić gwiazdor Mahir Emreli, robiąc to jednak w sposób nieelegancki. Luquinhasa ostatecznie udało się udobruchać. Brazylijczyk pozostał w Polsce, został nawet kapitanem zespołu, ale nim wyprowadził kolegów z opaską na ramieniu… odszedł do USA.

Niezręczna sytuacja

Oprócz tego prezes Dariusz Mioduski w wywiadzie opublikowanym na klubowej stronie wprost zapowiedział, że postara się ściągnąć trenera Marka Papszuna, co postawiło w niezręcznej sytuacji… wszystkich. Jak wiadomo, szkoleniowiec Rakowa do Legii nie przyszedł, ale pierwszy zespół w stolicy i tak przestał prowadzić Marek Gołębiewski – ni to trener stały, ni tymczasowy. Jako trzeci „wojskowych” poprowadził w sezonie Aleksandar Vuković i choć udało mu się zrealizować cel – utrzymać w lidze – szału nie było.

Nie udało się ustępującym mistrzom Polski załapać na europejskie puchary. Przez ekstraklasę nie było na to szans, a w Pucharze Polski trzeba było uznać w półfinale wyższość Rakowa. Legia powinna się cieszyć, że rzutem na taśmę nie zajęła najniższego miejsca w historii swoich występów w najwyższej lidze. Ostatecznie wynik wyrównała, zajmując 10. lokatę. Z perspektywy sezonu i tego, jak warszawiacy prezentowali się na przestrzeni miesięcy, chyba i tak powinni być z takiego wyniku zadowoleni. Na nic więcej zdecydowanie nie zasłużyli.


PLUSY

Pan asystent

Perłą nie pasującą do reszty był w Warszawie Josue. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby koledzy potrafili docenić wybitne podania Portugalczyka… Josue zaliczył najwięcej asyst w lidze (15), a tylko Ivi Lopez wykreował więcej klarownych sytuacji. Gracz Legii 3 razy stemplował poprzeczkę lub słupek i miał aż 88 kluczowych podań – najwięcej w lidze.


MINUSY

Wszyscy inni

Poza Josuem nie było w Legii nikogo godnego pochwały. Trenerzy zawodzili, prezes jak zawsze podejmował dziwne decyzje, „kibice” nie pomogli, atakując autokar. Mnóstwo niechlubnych rekordów zostało pobitych. Minusy można tylko wymieniać i wymieniać…


STRZELCY (46):

  • 9 – Pekhart
  • 6 – Wszołek
  • 5 – Lopes,
  • 4 – Muci, Wieteska
  • 3 – Rosołek
  • 2 – Emreli, Josue, Sokołowski
  • 1 – Charatin, Hołownia, Johansson, Nawrocki, Skibicki, Slisz,
  • samobójcze – Baranowski (Górnik Ł.), Dąbrowski (Pogoń), Pazdan (Jagiellonia)

Na zdjęciu: Legioniści w tym sezonie mogli tylko chować głowy w koszulki.
Fot. Rafał Rusek/Press Focus