Podsumowanie sezonu – Podbeskidzie. Dobra jesień, fatalna wiosna

Po bardzo udanej pierwszej rundzie zespół spod Klimczoka znajdował się w gronie kandydatów do awansu do ekstraklasy. Tegoroczne jego występy to jednak zweryfikowały.


Pod koniec rundy jesiennej Podbeskidzie Bielsko-Biała wręcz zniszczyło na własnym terenie Widzew Łódź, czyli zespół, który od początku rywalizacji na zapleczu ekstraklasy znajdował się w czołówce rozgrywek. „Górale” zagrali wówczas świetne spotkanie i umiejętnie wypunktowali rywala, który nie ukrywał już wtedy swoich ambicji. Kilka dni później pod Klimczok przyjechał przeciwnik dużo słabszy, czyli Górnik Polkowice. I „górale” drugi raz z rzędu wygrali 4:0. Wydawało się wówczas, że drużyna gra najlepszy futbol w I lidze, a zatrudnienie latem trenerskiego duetu, czyli Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego, było strzałem w dziesiątkę. Braku zwycięstw w dwóch ostatnich meczach jesieni praktycznie nikt nie zauważył. Za szybko uwierzono w Bielsku-Białej w to, że do elity uda się powrócić po zaledwie rocznej przerwie.

Dopiero wiosną, gdy drużyna nie wygrała kolejnych 9 spotkań, a liczba meczów bez zwycięstwa dobiła do 11, zorientowano się, że nic z tego raczej nie będzie. Wprawdzie Podbeskidzie cały czas znajdowało się blisko strefy barażowej i do ostatniej kolejki zachowywało szansę na to, by zagrać w fazie play off, ale uczciwie trzeba przyznać, że niewielu w to wierzyło. Na 5 kolejek przed końcem rozgrywek, po absurdalnej wręcz porażce ze Stomilem Olsztyn, który jedyny celny strzał w tym meczu oddał z rzutu karnego, miarka się przebrała. Trenerski duet pożegnał się z posadami i zatrudniono Mirosława Smyłę.

Pod wodzą nowego szkoleniowca zespół zagrał pięć razy. Dwukrotnie wygrał, przełamując koszmarną passę w Nowym Sączu, raz zremisował i dwa razy przegrał. Widać jednak było po tym, co drużyna zaprezentowała np. podczas domowego meczu z Arką Gdynia, że „górale” potrzebowali zmian. Gdy rozgrywki zbliżały się do końca, mówiono, że trener raczej pod Klimczokiem nie zostanie. Następnie jednak okazało się, że Smyła przekonał do siebie władze klubu w osobie prezesa Bogdana Kłysa, który zdecydował się na aktywowanie klauzuli przedłużenia kontraktu, która zawarta została podczas podpisywania umowy. To właśnie Mirosław Smyła przygotowywał będzie Podbeskidzie do nowych rozgrywek. Z całą pewnością znajduje się w lepszym położeniu niż duet Jawny – Dymkowski, który niespełna rok temu rozpoczynał pracę. Bo… ma z kim pracować. Większość zawodników, którzy grali w Podbeskidziu w zakończonym sezonie, zostaje w klubie na nadchodzące rozgrywki. To dobry omen, bo w przynajmniej w kilku spotkaniach piłkarze ci pokazali, że grać potrafią. Potrzebują jednak równowagi i stabilizacji.


Plus

Kamil Biliński

Został trzecim piłkarzem Podbeskidzia Bielsko-Biała, który wywalczył tytuł króla strzelców na szczeblu centralnym. Wcześniej takiej sztuki dokonali Robert Demjan (w ekstraklasie) i Valerijs Szabala (w I lidze). Był alfą i omegą ofensywnych poczynań bielskiego zespołu, a świetnie prezentował się w szczególności jesienią. Dwukrotnie z rzędu nagrodzono go tytułem piłkarza miesiąca w głosowaniu kibiców, a takie wyróżnienie musi o czymś świadczy. Jest dobrym duchem zespołu, za który czuje pełną odpowiedzialność na boisku i w szatni.


Minus

Bramkarze

Sezon między słupkami bramki Podbeskidzia rozpoczynał Michal Pesković, ale po fatalnym błędzie w meczu z GKS-em Katowice zastąpił go Martin Polaczek. Już jesienią młodszy ze Słowaków kilka razy rozczarował. Lepszej postawy oczekiwali też działacze bielskiego klubu po sprowadzonym z zespołu mistrza Estonii, Matveiu Igonenie. Zawodnik ten potrafił błysnąć znakomitymi interwencjami, ale też mocno rozczarować. W efekcie zespół stracił w zakończonym sezonie 41 goli. To zbyt wiele, jeżeli myśli się o najwyższych celach w I lidze.


STRZELCY (47):

  • 19 – Biliński
  • 6 – Roman
  • 5 – Merebaszwili
  • 4 – Scalet
  • 2 – Gach, Roginić, Polkowski, Rodriguez
  • 1 – J. Bieroński, Gutowski, Milaszius, Celtik, Misztal
  • samobójcza: Hladik (Puszcza).

Na zdjęciu: Podbeskidziu brakowało w zakończonym sezonie stabilizacji. Mirosław Smyła ma zadbać o to, by równowaga się pojawiła.
Fot. Adam Mielczarski/PressFocus