Podsumowanie sezonu Skry Częstochowa. Sukces niejedno ma imię

Ostatnie miejsce w tabeli wiosny i tylko jedno zwycięstwo w tym roku okazało się drogą do utrzymania na zapleczu ekstraklasy.


Patrząc na miejsce drużyny Jakuba Dziółki w tabeli I ligi kibice Skry mówią o sukcesie. Paradoksalnie do pełni szczęścia i wielkie radości wystarczyło ostatnie miejsce w tabeli rundy wiosennej i zaledwie jedno zwycięstwo odniesione przez częstochowian w tym roku.

Żeby jednak w pełni zrozumieć nastrój w zespole spod Jasnej Góry trzeba przypomnieć, że po rundzie jesiennej „skrzacy” mogli sobie zimą pozwolić na zmianę stylu. Z zespołu, który w 20 spotkaniach zdobył 27 punktów, ale strzelił tylko 13 goli i – delikatnie rzecz ujmując – nie zbierał pochwał za widowiskową grę, trener Dziółka sformował drużynę, stawiającą na odwagę i finezję. Efekt był taki, że wiosną kibice emocjonowali się występami z udziałem Skry, a apogeum atrakcji mieli w kwietniu, kiedy to cztery spotkania z rzędu częstochowianie kończyli remisami 2:2.

Ta radosna gra sprawiła jednak, że zaczęło brakować punktów. Zawodnicy Skry musieli się więc zacząć oglądać za siebie, a sztab szkoleniowy wrócił do sprawdzonych w pierwszej rundzie metody i 2 maja w Bełchatowie nastawiony na defensywę zespół wygrał 1:0 z GKS-em Tychy.

Statystyki z tego spotkania wskazują, że goście oddali 23 strzały, a gospodarze 3. Nikodem Sujecki, zastępujący pauzującego po czerwonej kartce „żelaznego bramkarza” Mateusza Kosa, nie dał się jednak ani razu pokonać, a jeden, jedyny celny w tym meczu strzał Skry oddany przez Macieja Masa zapewnił zwycięstwo. Po nim wystarczyło już tylko zdobycie jednego punktu w kolejnym bełchatowskim spotkaniu ze Stomilem Olsztyn i cel został osiągnięty.

Wiosną częstochowianie do zdobycia w 14 meczach 11 punktów zużyli 15 nabojów, ale co najważniejsze udowodnili, że nie są piłkarzami potrafiącymi tylko realizować zadania taktyczne polegające na rozbijaniu ataków rywali. Ta różnorodność daje także nadzieję na ciekawą przyszłość, bo Skra oprócz pozostania w I lidze wywalczyła sobie także wizytówkę dobrego miejsca dla młodzieży. Stąd do reprezentacji U20 i U21 powoływani byli Oskar Krzyżak, Maciej Mas, Nikodem Sujecki, Aleksander Paluszek i Bartosz Baranowicz.

Dzięki nim Skra wygrała zresztą klasyfikację Pro Junior System, zasilając przy okazji klub sporym zastrzykiem gotówki. Korzyści są więc obopólne i wszyscy wiedzą, że tą drogą warto iść dalej.


13. SKRA CZĘSTOCHOWA

BRAMKI 28: 7 – Mesjasz, 4 – Mas, 3 – Ropski, K. Wojtyra, 2 – Kwietniewski, Szymański, 1 – Holik, Malec, Napora, Nocoń, Paluszek, Pyrdoł, Stromecki.

NA PLUS:

Adam Mesjasz okazał się zbawicielem drużyny. Częstochowianin, który nie przebił się w juniorach Ruchu Chorzów i po pięciu latach wrócił do rodzinnego miasta, żeby w III-ligowej Skrze Częstochowa dziesięć lat temu próbować piłkarskiego chleba musiał jeszcze zatoczyć duże koło żeby wreszcie zakotwiczyć pod Jasną Górą. W poprzednim sezonie na II-ligowych boiskach w 24 występach zdobył jedną bramkę, a na zapleczu ekstraklasy, jako filar obrony, wystrzelał koronę króla strzelców zespołu.

NA MINUS:

I to długi minus. Prawie tak długi jak z Częstochowy do Limy, bo – jak wyliczył klubowy kronikarz – dystans przejechany w sezonie przez piłkarzy Skry na mecze wynosił 11.887 kilometrów, a do stolicy Peru spod Jasnej Góry jest 11.466 kilometrów. Średnio, żeby dotrzeć na mecz drużyna Jakuba Dziółki musiała pokonać niemal 350 kilometrów, a do tego dochodziły wyjazdowe treningi więc można powiedzieć, że ten sukces rodził się zarówno w bólach jak i w autokarze.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus