Podsumowanie sezonu – Śląsk Wrocław. Pozbawieni „żądła”

Drużyna trenera Vitezslava Laviczki zaczęła sezon wyśmienicie, ale zakończyła go fatalnie.


Czy piąte miejsce na mecie minionego sezonu było sukcesem wrocławskiego Śląska? Wydaje mi się, że nie, nawet jeżeli ludzie związani z klubem temu zaprzeczają. Trenerzy i piłkarze mieli bowiem bardziej ambitne plany, sięgające miejsca na podium.

Początek w wykonaniu podopiecznych Vitezslava Laviczki był imponujący, bo cztery zwycięstwa w pięciu spotkaniach to nie bułka z masłem. Tym bardziej, jeżeli odstawia się do kąta takie ekipy jak Wisła Kraków (1:0), Piast Gliwice (2:1), Lech Poznań (3:1) i Cracovia (2:1). Dodając do tego bezbramkowy remis na Łazienkowskiej z Legią bez większego ryzyka można było upatrywać w drużynie z Oporowskiej jednego z kandydatów do mistrza półmetka.

Wrocławianie bardzo dobrze radzili sobie zwłaszcza na własnym boisku, na którym nie zostali pokonani przez osiem meczów z rzędu, zdobywając w nich 18 punktów (5 zwycięstw, trzy remisy). Czar prysł 8 grudnia ubiegłego roku, gdy surowej lekcji futbolu udzieliła Śląskowi Legia, wygrywając na jego boisku pewnie 3:0. Gospodarzy „rozstrzelali” wówczas Paweł Wszołek, Jose Kante i Luquinhas. Może mecz potoczyłby się inaczej, gdyby w 8. minucie pomocnik Śląska Robert Pich nie zmarnował rzutu karnego.

Od tamtej pory zwycięstwa przychodziły Śląskowi coraz trudniej, były wymęczone, a porażek i remisów było coraz więcej na liczniku. Być może wpływ na to miały kontuzje obrońców – Łukasza Brozia i Wojciecha Golli, które wyeliminowały ich z występów do końca sezonu. Broź imponował nie tylko skutecznością w działaniach destrukcyjnych, ale również w akcjach zaczepnych. To on był ojcem wyjazdowego zwycięstwa z Lechem Poznań (3:1), ale na treningu dopadł go pech. Trener Laviczka próbował różnych manewrów, by załatać dziurę na prawej stronie obrony, lecz Lubambo Musonda, czy Kamil Dankowski, to nie ten rozmiar kapelusza co Broź. Golla to solidny rzemieślnik, który był pewnym punktem drużyny.

We wrocławskim zespole brakowało żądła, jakim był wcześniej Marcin Robak. Ściągnięty w jego miejsce Hiszpan Erik Exposito tak naprawdę błysnął tylko raz, w meczu z Zagłębiem Lubin, w którym popisał się hat-trickiem. Potem trafiał do siatki rywali sporadycznie, a osiem goli strzelonych w całym sezonie nie jest powodem do dumy. Przynajmniej dla środkowego napastnika. Takim samym „łupem” mógł pochwalić się skrzydłowy Przemysław Płacheta, dorzucając do tego jeszcze 5 asyst. Wychowanek Pelikana Łowicz wpadł w oko skautom angielskiego Norwich City, który w zakończonym sezonie grał w Premier League, lecz został zdegradowany do Sky Bet Championship, czyli angielskiej drugiej ligi. Anglicy nie mieli wątpliwości i zdecydowali się na transfer pomocnika wrocławian.

– To bardzo dobry pomysł i właściwy kierunek dla Płachety – stwierdził były napastnik Śląska, Janusz Kudyba.


Przeczytaj jeszcze: Płacheta w Championship!


– Uważam, że ten transfer wypali, ponieważ Przemek jest zawodnikiem bardzo szybkim i wytrzymałym. W lidze angielskiej będzie mógł się wykazać i zrobić kolejny krok do przodu.

Niewypałem okazało się wypożyczenie z włoskiego Livorno Czarnogórca

Filipa Raiczevicia, który zmienia kluby jak rękawiczki i nigdzie długo miejsca nie zagrzał. Nie dało to do myślenia trenerowi Laviczce? Raiczević grał tyle, co kot napłakał i strzelił jednego gola. Jak na rasowego napastnika, to dorobek porażający.

Finisz w wykonaniu piłkarzy Śląska był słaby, w siedmiu dodatkowych potyczkach aż cztery razy schodzili z boiska pokonani i po ostatniej porażce z Lechią Gdańsk zostali zepchnięci na piąte miejsce w tabeli. Nie takie były plany i ambicje wrocławskiej ekipy.


Na zdjęciu: Erik Exposito (przy piłce) w minionym sezonie nie był łowcą bramek, co miało przełożenie na końcowy wynik Śląska Wrocław.

Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus


PLUS

Pieniądz nie śmierdzi

Przemysław Płacheta był jednym z niewielu piłkarzy Śląska, który miniony sezon może uznać za bardzo udany. 22-letni pomocnik w wielu meczach był siłą napędową swojej drużyny, rozstawiał po kątach defensorów rywali, ułatwiając kolegom dochodzenie do sytuacji strzeleckich, bądź sam finalizował akcję zaczepne Śląska. Wrocławski klub zrobił dobry interes, sprzedając go do angielskiego Norwich. Przed rokiem Śląsk kupił go z Podbeskidzia Bielsko-Biała za 150 tysięcy euro, teraz Norwich – według specjalistycznego portalu transfermarkt – zapłacił za niego 3 mln euro! Kontrakt Płachety z Norwich będzie obowiązywał do 30 czerwca 2024 roku.

MINUS

„Ostrożny” trener

We wrocławskim klubie nie brakuje utalentowanej młodzieży, o czym świadczy chociażby awans rezerw Ślaska do 2. ligi. Trener Vitezslav Laviczka jednak niechętnie sięgał po młodych zawodników, wyłączając oczywiście Przemysława Płachetę, wszak występ jednego młodzieżowca jest obowiązkowy. Zgoda, młodzieżowcom brakuje doświadczenia, ale kiedy na litość boską mają je zdobyć, skoro nie dostają szansy? Fakty. Sebastian Bergier (11 meczów, 82 minuty na boisku), Mateusz Hołownia (5, 113 minut), Adrian Łyszczarz (4, 72 minuty), Piotr Samiec-Talar (11, 143 minuty), Marcin Szpakowski (1, 12 minut),

Strzelcy (51): 8 – Exposito, Płacheta, 7 – Pich, 5 – Chrapek, 4 – Mączyński, Sztiglec, 3 – Ł. Broź, 2 – Cholewiak, Łabojko, Marković, Puerto, 1 – Golla, Raiczević, Tamas; samobójcza: Sobociński (ŁKS).