Podwójny nelson. Kolacja u Lukrecji Borgii

Niektórzy uważają, że wyścig którego stawką jest mistrzostwo Polski został już rozstrzygnięty, więc sobotni pojedynek na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej w stolicy, pomiędzy jedenastkami Legii Warszawa i Rakowa Częstochowa, ma wyłącznie znaczenie prestiżowe.


Nie zgadzam się z taką tezą, bo skoro można było wypracować 9-punktową zaliczkę, to można ją również roztrwonić. Tym bardziej, że do zakończenia rywalizacji pozostało dziewięć kolejek, więc każdy zespół może zdobyć 27 punktów. A to ogromne pole do popisu.

Drużyna Marka Papszuna nie jest niezwyciężona, chociaż w bieżących rozgrywkach znaleźli się tylko dwaj śmiałkowie, którzy zagrali na nosie zespołowi spod Jasnej Góry. Warto zauważyć, że Cracovia i Górnik Zabrze dokonali tej sztuki na własnym stadionie. Legia na Stadionie Wojska Polskiego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w tym sezonie nie znalazła pogromcy, więc kiedy ma rozpocząć pościg za liderem, jak nie teraz?

Nie mam żadnych wątpliwości, że Josue i spółka zrobią wszystko, by w sobotę ich przeciwnicy czuli się na boisku jak na kolacji u Lukrecji Borgii. Nie mam też złudzeń, że lider będzie potulny jak baranek i wszystkie ciosy przyjmie na szczękę i żołądek. Na pewno zamierza odpłacić legionistom pięknym za nadobne i być dla nich tak słodki, jak…cukierek umoczony w truciźnie. Oj, będzie się działo… Nie zdziwię się zatem, gdy któraś z drużyn (a może obie?) nie dotrwają do końcowego gwizdka sędziego w komplecie. Po prostu stawka jest większa… Wiem, o czym myślicie, ale na pewno nie tak duża jak w popularnym serialu wojennym ze Stanisławem Mikulskim w roli głównej. Jest po prostu większa niż zazwyczaj, bo chodzi nie tylko o trzy punkty, ale o otwarcie bramy, za którą wije się ścieżka prowadząca prosto do mistrzowskiej korony.


Fot. Norbert Barczyk/PressFocus