Pogoń Szczecin. Mizerna seria

Szczecińska Pogoń nie wygrała żadnego z sześciu ostatnich meczów ligowych i obsuwa się w dół tabeli ekstraklasy.


Wysoka porażka (0:3) szczecińskiej Pogoni z Zagłębiem Lubin to tylko fragment większej całości. Klęska na własnym boisku bolesna była zwłaszcza dla niespełna 29-letniego pomocnika „portowców”, Kamila Drygasa, który powrócił na boisko po 305 dniach pauzy.

– To był jeden z gorszych powrotów – przyznawał szczerze „Drygi” przed kamerami telewizyjnymi po zakończeniu spotkania.

– Nie tak to sobie wyobrażałem, ale lepiej raz przegrać 0:3 niż trzy razy po 0:1. Zagraliśmy źle, praktycznie sami strzelaliśmy sobie gole. Mocno popsuliśmy sobie statystyki, ale przegraliśmy zasłużenie. Zagłębie bezlitośnie wykorzystało nasze błędy, piłkarze z Lubina byli bardzo skuteczni. My trafialiśmy w słupki i nie zdobyliśmy nawet honorowego gola.

Jak zaznaczyłem na wstępie, piątkowa porażka Pogoni tylko przelała kielich goryczy. Zespół trenera Kosty Runjaicia po raz ostatni zdobył bowiem komplet punktów w 21. kolejce, gdy 9 lutego br. pokonał na wyjeździe Wisłę Płock 3:2. Potem „portowcy” nie mieli się czym chwalić: 0:0 ze Śląskiem (d), 0:0 z ŁKS-em (w), 1:3 z Górnikiem (w), 1:2 z Jagiellonią (d), 0:0 z Rakowem (w) i teraz 0:3 z Zagłębiem (d). Bilans nieciekawy – w sześciu meczach zaledwie trzy punkty na koncie, bilans bramkowy 2:8. Żeby było ciekawiej, u siebie podopieczni Kosty Runjaicia po raz ostatni wygrali 8 grudnia ubiegłego roku, gdy po golu Davida Steca pokonali Piasta Gliwice 1:0.

Czy Pogoń w ostatnim meczu przegrała za wysoko, czy też rozmiary tej porażki są adekwatne do jej postawy na boisku?

– W tym meczu Pogoń była ewidentnie słabsza od Zagłębia – powiedział ze smutkiem w głosie były piłkarz tej drużyny, a później jej trener, Piotr Mandrysz.

– Ten wynik co najmniej odzwierciedla przebieg wydarzeń na boisku. Śmiem nawet twierdzić, że gdyby Zagłębie nie prowadziło już do przerwy 3:0, to wynik byłby zdecydowanie wyższy dla gości. Nie zmienia mojej opinii fakt, że gospodarze dwukrotnie trafili piłką w słupek. Po przerwie lubinianie grali bowiem bardzo nonszalancko, zwłaszcza przy wychodzeniu z kontrą w liczebnej przewadze. Po prostu wysokie prowadzenie trochę ich uśpiło i dlatego momentami grali niechlujnie. Na tle Zagłębia Pogoń bardzo słabo prezentowała się pod względem szybkościowym, wyglądało to tak, jakby jej piłkarze mieli za „ciężkie nogi”.

Czy to zbieg okoliczności, przypadek, że „portowcy”nie wygrali żadnego z sześciu ostatnich meczów?

– To może być zbieg okoliczności, bo liga dopiero co wystartowała – stwierdził Piotr Mandrysz.

– Statystycznie, niestety, tak to jednak wygląda. Moim zdaniem wkładanie wszystkich spotkań do jednego worka byłoby chyba nadużyciem, co nie zmienia faktu, że Pogoń strzela niewiele bramek. Zdecydowanie najmniej z drużyn ścisłej czołówki. Pocieszam się myślą, że każda seria – dobra lub zła – kiedyś się kończy. Mam nadzieję, że przełom nastąpi już w następnej kolejce, gdy mój były klub zmierzy się z Cracovią, która przegrała pięć meczów z rzędu.

W pierwszej części sezonu „portowcy” radzili sobie bardzo dobrze, ale potem stracili trzech kluczowych zawodników. W Pogoni nie grają już Adam Buksa, Srdjan Spiridonović i Zvonimir Kożulj. Czy ich brak jest głównym powodem obniżki notowań i poważnej redukcji siły rażenia zespołu ze Szczecina?

– Każdy z tych piłkarzy wnosił dużą jakość w poczynania zespołu – przyznał Piotr Mandrysz.

– Szczególnie zauważalny jest brak Buksy, który po przyjściu do Pogoni rozwinął skrzydła, czego efektem był transfer do zagranicznego klubu. Najsłabszy z tej trójki był moim zdaniem Kożulj. To wprawdzie piłkarz o dużych umiejętnościach, ale bardzo chimeryczny, nawet w trakcie jednego meczu. Przeplatał bardzo dobre zagrania kompletnie nieudanymi. Nie wiem, czy w kontekście długofalowym jego odejście naprawdę jest osłabieniem zespołu. Ale w pełnej dyspozycji każdy z wymienionych zawodników był wartością dodaną.

Na zdjęciu: Bramkarz Dante Stipica i obrońca Hubert Matynia w przymusowym parterze. Ostatnie notowania Pogoni nie są zbyt wysokie.

Fot. Szymon Górski/Pressfocus