Pojedynek na „trójki”

Mimo zwycięstwa w Zielonej Górze w meczu numer dwa Jacek Winnicki, trener MKS-u, wcale nie uważał, że to jego zespół jest bliżej awansu do strefy medalowej. Przed meczami w Dąbrowie Górniczej przestrzegał przed rywalami. – Stelmet to nie jest zespół jednego aktora. Jest w nim mnóstwo ludzi, którzy mogą przechylić szalę zwycięstwa. Zielonogórzanie świetnie rzucają z dystansu, ale my przede wszystkim musimy szukać sposobu na zatrzymanie zawodników podkoszowych, bo na nich nie mamy bezpośredniej odpowiedzi – mówił szkoleniowiec ekipy z Zagłębia Dąbrowskiego.

Podobnego zdania był Michał Gabiński, jeden z najbardziej doświadczonych zawodników MKS-u. – To jest seria i oba zespoły mają taki sam dystans do pokonania, by awansować. O tym, kto wygra, zdecydują energia i to, kto szybciej odnajdzie rytm – dodał.

Zielonogórzanie wyciągnęli wnioski z przegranego starcia. Tym razem wysocy gracze, czyli Adam Hrycaniuk, Darko Planinić i Żelijko Sakić nie przetrzymywali piłkę, ale odrzucali ją na obwód. A tam niepodzielnie panował Przemysław Zamojski, który trafiał z dystansu jak na zawołanie. Już po niespełna 7 minutach goście mieli na koncie sześć „trójek”. Jednak mimo to nie potrafili „odskoczyć” dąbrowianom. Ci też w swoim składzie mają doskonałych strzelców. Adris De Leon, Deng czy Ben Richardson nie pozostawali dłużni. Stelmet dwa razy odskakiwał na kilka punktów, ale za każdym razem MKS skutecznie gonił. Wreszcie sam przejął inicjatywę. W 10 minucie po rzucie zza linii 6,75 m Richardsona po raz pierwszy wyszedł na prowadzenie (29:28). I poszedł za ciosem. Druga kwarta i początek trzeciej były popisem miejscowych. Grali nie tylko skutecznie, ale też bardzo efektownie. Nie mieli słabych punktów. Trener Stelmetu, Igor Jovović, prosił o przerwy, co rusz zmieniał ustawienie, ale odpowiedzi na grę gospodarzy nie miał. Dąbrowianom sprzyjało też szczęście, gdy po rzutach Mateusza Zębskiego, Denga i przede wszystkim De Leona piłka wpadała do kosza.

Na początku drugiej połowy podopieczni trenera Winnickiego wygrywali już 59:48. I wtedy wydarzenia na parkiecie przybrały dla nich zły obrót. – Może za dobrze rozpoczęliśmy trzecią kwartę. Wystarczyły dwie, trzy minuty, że pękliśmy. Jedna, dwie źle rozegrane akcje, niepotrzebny rzut, niecelne podanie, a Stelmet był już wtedy tak nakręcony, że nie byliśmy w stanie go zatrzymać – analizował na gorąco Mateusz Zębski, skrzydłowy MKS-u.

Zielonogórzanie złapali rytm. Przede wszystkim zdecydowanie poprawili obronę, w której kilka przechwytów zaliczył Quinton Hosley. Pod koszem natomiast Mathieu Wojciechowski i Cleveland Melvin nie byli w stanie się przebić się przez wyższych i przede wszystkim zdecydowanie silniejszych fizycznie rywali. W ataku Stelmet wciąż nie zawodził, raz za razem „dziurawili” kosz MKS-u rzutami z dystansu. Sam Zamojski trafił aż osiem „trójek”. Swoje dołożyli też Hosley oraz Starks. W sumie gracze Stelmetu zaliczyli 17 celnych rzutów zza linii 6,75 m. Takiej sile gospodarze nie byli w stanie się przeciwstawić. – W porównaniu do meczu nr 2 lepiej radziliśmy sobie z podwojeniem naszych środkowych. Szybko pozbywali się piłki, przez co nasi obwodowi mieli pozycje rzutowe – powiedział Przemysław Zamojski, rzucający Stelmetu. – W pierwszej połowie w naszej grze było zbyt dużo chaosu i popełniliśmy kilka niepotrzebnych strat. Po przerwie zagraliśmy już z większym opanowaniem. Wreszcie poprawiliśmy skuteczność. W poprzednim spotkaniu brakowało nam jej, teraz piłka wpadała do kosza – dodał.

Mecz numer 4 w piątek ponownie w Dąbrowie Górniczej. Gospodarze, chcąc przedłużyć rywalizację, nie mogą przegrać.

 

MKS Dąbrowa Górnicza – Stelmet Enea BC Zielona Góra 79:99 (29;28, 24:18, 18:32, 8:21)

DĄBROWA GÓRNICZA: De Leon 21 (5×3), Melvin 9 (1×3), Zębski 12, Gabiński 2, Deng 11 (1×3) – Chorab, Wojciechowski 12 (1×3), Dawdo 3, Richardson 6 (2×3), Kobel 3, Stryjewski. Trener Jacek WINNICKI.

ZIELONA GÓRA: Starks 11 (1×3), Planinić 2, Sakić 16 (2×3), Sokołowski 10 (1×3), Zamojski 26 (8×3) – Koszarek 9 (1×3), Hrycaniuk 5, Hosley 18 (4×3), Mąkowski, Humphrey, DeVoe 2, Traczyk. Trener Igor JOVOVIĆ.

Na zdjęciu: Deng Deng (z lewej) dwoił się i troił, ale w pewnym momencie i on był bezradny w starciu z silniejszymi zielonogórzanami.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ