Polonia Bytom. Limit błędów wyczerpany

Polonia Bytom liczy punkty straty do Ruchu Chorzów oraz… straty w ludziach, jakie poniosła rozpoczynając III-ligową wiosnę.


Z pewnością nie tak wyobrażali sobie przy Olimpijskiej początek rundy rewanżowej i próbę pościgu za uciekającym liderem z Chorzowa. W ostatni weekend bytomianie poprawili sobie co prawda humory, pokonując rezerwy Miedzi Legnica 1:0, ale wcześniej stracili 3 punkty i… trzech podstawowych zawodników.

Styl był nieważny

– Za nami bardzo ciężkie dni – mówi trener Kamil Rakoczy. – Powiedzmy sobie szczerze, że do Tarnowskich Góry jechaliśmy jako zdecydowany faworyt, a mimo stworzenia wielu sytuacji przegraliśmy 0:1. Była „załamka”, trzeba było zebrać się do kupy, a w dodatku zaczęły się dziać niesamowite rzeczy.

Już w meczu z Gwarkiem kontuzji doznał Norbert Radkiewicz, we wtorek – Jacek Wuwer, a w czwartek Kajetan Frankowski. To był czarny tydzień, dlatego obawialiśmy się, że skończy się też na czarno. Na szczęście odwróciliśmy tę złą kartę i z rezerwami Miedzi Legnica zdobyliśmy cenne 3 punkty. Chcieliśmy tego dokonać za wszelką cenę i nieważne, w jakim stylu. To się powiodło, dlatego teraz powinno być już znacznie lepiej – dodaje szkoleniowiec Polonii.

Gdzie tu trenować…

Lepiej – ale na pewno nie łatwiej, skoro Polonia z dnia na dzień została bez trzech ważnych graczy. Czy to czysty pech? – Niestety z powodów od nas niezależnych często musimy zmieniać nawierzchnię. Jednego dnia trenujemy na sztucznej, drugiego na naturalnej, a obciążenia na nich się różnią. To może się na chłopakach odbijać, w tym doszukujemy się przyczyn kontuzji – smuci się trener Rakoczy.

I raportuje: – Frankowski był w naprawdę dobrej dyspozycji, liczyłem bardzo na tego młodzieżowca. Jeden z zawodników niefortunnie zderzył się z nim na ostatniej treningowej grze w czwartek. „Franek” upadł, złamał obojczyk, co oznaczało ciężką operację. Trzymamy kciuki, by jak najszybciej wrócił do zdrowia, ale to już chyba dla niego koniec sezonu. Nie mogę też liczyć na Wuwra.

Czeka go dłuższa rekonwalescencja, bo naderwał mięsień na odcinku kilkunastu centymetrów. Fajnie, że w sobotę z Miedzią dobrze zastąpił go Dominik Konieczny. „Koniu” dał impuls drużynie i udowodnił, że na pozycji defensywnego pomocnika mamy godnego zmiennika. Teraz on będzie musiał ciągnąć wózek. Szczęśliwie, nie martwię się szczególnie o Radkiewicza. Sądzę, że to kwestia dwóch tygodni i wróci do pełnej dyspozycji.

Czekają na snajpera

Bytomianie w miejsce Radkiewicza na środku obrony wystawić musieli w sobotę Leona Fuliantego, czyli absolutnego debiutanta. – Mieliśmy pewne obawy, ale chłopak spisał się na medal. Zagrał poprawnie, nie popełnił rażących błędów. Chwała mu za to, że wybiegał ten mecz. Sprawdził się w 100 procentach. Cieszę się, że tak wyszło – przyznaje szkoleniowiec bytomian, komplementując 20-latka.


Czytaj jeszcze: Vendety nie było

Komplementować za to na razie nie sposób Damiana Celucha. Napastnik sprowadzony zimą ze Stali Brzeg miał zastąpić supersnajpera Adama Żaka, który odszedł do Odry Opole, ale na razie okazuje się to nie takie proste… – Bardzo liczę na Damiana. W treningach udowadnia, jak wartościowym jest zawodnikiem. W pierwszym meczu miał idealną sytuację, spotkanie z Miedzią też mógł bardzo szybko otworzyć bramką. Najwyraźniej trzeba mu jeszcze trochę czasu na aklimatyzację, ale wierzę, że wkrótce będzie strzelał gole. Bądźmy o to spokojni – przekonuje Kamil Rakoczy.

Trudno ich dopaść

Polonia w sobotę jedzie do Pawłowic, gdzie zmierzy się z rewelacyjnie spisującym się od dłuższego czasu Pniówkiem. Lekko nie będzie, a już dziś strata wicelidera do Ruchu wynosi 8 punktów.

– Nasza sytuacja w tabeli jest ciężka mimo jednego zaległego meczu. Limit błędów już wyczerpaliśmy. Jeśli nie będziemy co mecz punktować za trzy, to Ruch nam odskoczy i wywalczy awans. Przed sezonem mówiłem, że to zdecydowany faworyt i trudno go będzie dopaść, ale próbujemy swych sił – podkreśla szkoleniowiec drużyny z Olimpijskiej.


Na zdjęciu: Lista pozostających w gotowości zawodników Polonii się skurczyła, ale mimo to na ławce rezerwowych nadal zasiadają tak klasowi III-ligowi zawodnicy, jak np. Sebastian Pączko (z prawej).
Fot. Maciej Grygierczyk