Polonia Bytom. To jest wielki zawód

Nie zakładaliśmy takiego falstartu. Musimy szybko się otrząsnąć – mówi Kamil Rakoczy, trener Polonii Bytom, która uchodziła za faworyta III-ligowych rozgrywek, a ugrzęzła w środku tabeli.


Ledwie 3 zwycięstwa w 9 meczach, 11 punktów, 9. pozycja w tabeli i wielka strata do lidera z Goczałkowic. W najgorszych snach niebiesko-czerwoni nie mogli spodziewać się, jak potoczy się dla nich pierwsza ćwiartka sezonu. Zespół uważany za faworyta rozgrywek, który dwie poprzednie edycje zmagań III grupy III ligi kończył na 2. miejscu, bardzo rozczarowuje i jego szanse na końcowy sukces zostały zredukowane do minimum.

Niełatwo na wyjazdach

– To dla nas wielki zawód – nie ukrywa trener Kamil Rakoczy. – Spodziewaliśmy się czegoś zupełnie innego, ale trzeba wziąć pod uwagę wszystkie fakty. Polonia nie rozgrywa meczów u siebie i na wyjeździe. Sezon zaczynaliśmy od pięciu spotkań poza Bytomiem. Sama szatnia przyznała to potem, że to megaobciążenie, gdy trzeba cały czas wyjeżdżać gdzieś do grania, nie mając przy tym możliwości poczucia swojego boiska. Ale nie chcę szukać usprawiedliwień. Zakładaliśmy, że początek będzie lepszy; że to nie będzie aż taki falstart. On jednak jest i musimy się z niego szybko otrząsnąć – dodaje szkoleniowiec bytomian.

Rzeczywiście, z powodu prac remontowych na obiekcie Szombierek, pierwszy raz honory gospodarza Polonia pełniła dopiero 11 dni temu. Gra przy pustych trybunach na Olimpijskiej może byłaby jakimś rozwiązaniem, ale z gatunku tych aspołecznych. A niebiesko-czerwoni są drużyną własnego boiska. Długo śrubowali tam zwycięską serię, wiosną wyłącznie wygrywali, podczas gdy w roli gości punktowali w kratkę i głównie dlatego w ostatnim półroczu szybko odjechał im Ruch Chorzów.

Brakuje „dziewiątki”

Z drugiej strony, drużyna latem nie osłabiła się. Co prawda straciła Filipa Żagla, sprzedanego do Chorzowa, ale uzupełniła skład Danielem Iwankiem, Konradem Andrzejczakiem, Jarosławem Czernyszem, Markiem Krotofilem. Dziś mówi się, że Polonii brakuje napastnika, ale przecież stan posiadania na tej pozycji wiosną był identyczny, a kształtowali go Damian Celuch i Grzegorz Ochwat, którzy teraz zawodzą, dlatego sztab szuka w ataku różnych rozwiązań, wystawiając tam nominalnych skrzydłowych.

– Myśleliśmy, że Damian Celuch po pierwszym półroczu, aklimatyzacji, wróci do takiego strzelania, jak w poprzednich klubach. Widzimy jednak, że zaciął się i to wszystko nam w przodzie nie funkcjonuje. Być może to mój błąd, że nie szukałem „dziewiątki” i teraz zbieramy za to cięgi – przyznaje Rakoczy, ale – powtórzmy – wiosną to nie przeszkadzało regularnie wygrywać. Teraz przed sezonem mówiło się, że Polonia ma wręcz komfort wystawienia dwóch silnych jedenastek, a na każdej pozycji panuje spora rywalizacja.

Na dobrej drodze?

– Poprzedni sezon to była inna sytuacja. Gdy opuszczał nas snajper w postaci Adasia Żaka, byliśmy na 2. miejscu, z dwoma punktami straty do Ruchu, liga była rozwinięta, chłopaki mieli inne podejście, mental. To wszystko szło do przodu samo. Teraz przyszedł początek ligi, wyjazdy. Porażka w Goczałkowicach sprawiła, że ten mental ogromnie spadł i trzeba było drużynę wyciągać z dołka. Uważam, że jesteśmy na dobrej ku temu drodze.

W sobotę graliśmy na wyjeździe z Rekordem, czyli bardzo dobrą drużyną, aspirującą do walki o górne pozycje. Zremisowaliśmy, są pozytywy, ale jestem bardzo niezadowolony i zmartwiony, że znów nie zdobyliśmy bramki – analizuje Kamil Rakoczy. Cztery ostatnie występy jego drużyny w roli gości – w Goczałkowicach, Gubinie, Zabrzu i Bielsku-Białej – nie przyniosły strzelonego gola. Jak na jednego z faworytów ligi to bilans zatrważający.

Lider by się przydał

Niektórzy patrząc w tabelę zastanawiają się, czy w Polonii nie brakuje lidera. LKS Goczałkowice ma Łukasza Piszczka, Rekord Bielsko-Biała – Tomasza Nowaka, w Ślęzie Wrocław jest Robert Pisarczuk. W Bytomiu takiej osobowości, wybijającej się piłkarsko i charakterologicznie ponad grupę, chyba nie ma.

– Taki człowiek na pewno jest potrzebny drużynie. Gdyby był w Polonii, to wszyscy byśmy się cieszyli. W sobotę mieliśmy właśnie przykład Tomka Nowaka, który w Rekordzie robi ogromną różnicę. Pewnie w przyszłości będziemy o takim rozwiązaniu myśleć – potakuje szkoleniowiec „Królowej Śląska”.

Wierzy w zespół

Jej strata do lidera wynosi już 14 punktów. Trudno podejrzewać, by była możliwa do odrobienia. – Jest jeszcze dużo grania. Spokojnie. Nie chcę tego w tej chwili oceniać, ale nie z takich opresji drużyny wychodziły. Ja wierzę w nasz zespół. Myślę, że od następnej kolejki postaramy się już co mecz punktować, walczyć o pełną pulę – przekonuje Rakoczy, którego odejścia domaga się wielu kibiców Polonii. W takim klimacie o piłkarskie fanfary raczej trudno, ale dodajmy, że w Bielsku-Białej grupa kibiców z Bytomia mocno wsparła zespół.

– Nie jest to wszystko dla mnie łatwe. Od tego są włodarze klubu, by ocenić moją pracę. Chcę wszystkim przypomnieć, że przez dwa lata odnieśliśmy trochę zwycięstw, dwa razy zajęliśmy w tej lidze 2. miejsce, a to nie jest łatwa liga. Jeśli ktoś tak myśli, to jest w dużym błędzie – kończy trener Polonii, która w sobotę (16.00) podejmie na Szombierkach Lechię Zielona Góra.



Na zdjęciu: – Od tego są włodarze klubu, by ocenić moją pracę – zaznacza trener Kamil Rakoczy.
Fot. Maciej Grygierczyk