Polscy bohaterowie mundiali

Nadchodzące szybkimi krokami mistrzostwa świata w Katarze, to szansa na pokazania się futbolowemu światu. Kto ją wykorzysta?


Dla biało-czerwonych udział w mundialu w Katarze, to start numer 9 w piłkarskich mistrzostwach globu. Od pierwszego mundialu we Francji w 1938 roku nasi piłkarze, czy to jako zespół czy indywidualnie, pokazywali się z dobrej strony.

Cztery trafienia w jednym meczu

Na przedwojennym czempionacie globu nad Sekwaną błysnął młody napastnik Ruchu Chorzów Ernest Wilimowski, który w spotkaniu z Brazylii jako pierwszy w historii MŚ aż cztery raz wpisywał się na listę strzelców. Nasi przegrali wtedy po dogrywce i niesamowitym meczu w Strasbourgu 5:6, a wyczyn 22-letniego wtedy gracza przeszedł do annałów futbolu.

Kolejne MŚ z udziałem Polski to pokaz mocy zespoły prowadzonego przez Kazimierza Górskiego. Na zachodnioniemieckich boiskach w 1974 roku błyszczeli wszyscy nasi zawodnicy z królem strzelców imprezy Grzegorzem Lato na czele. Ten napastnik Stali Mielec jeszcze rok wcześniej nie był powoływany do drużyny narodowej. Siłę i możliwości pokazał w odpowiednim momencie i w odpowiednim czasie.

Na kolejnym mundialu w Argentynie mieliśmy być mistrzami świata. Nie wszystko wyszło tak jak chciał ówczesny selekcjoner Jacek Gmoch. Ostatecznie skończyliśmy tuż za medalowym podium na miejscach 5-6 ex aequo z obrońcą tytułu MŚ reprezentacją RFN. Błysnęli wtedy młodzi i gniewni, jak Zbigniew Boniek i Adam Nawałka. W różnych zestawieniach byli wtedy wybierani nawet do jedenastki argentyńskiego mundialu. Boniek miał wtedy 22-lata, a Nawałka ledwie 20!

Śląscy pomocnicy

Kolejny mundial w Hiszpanii, to kolejny medal biało-czerwonych zdobyty przez zespół prowadzony przez śląskiego szkoleniowca Antoniego Piechniczka. Boniek był wtedy już uznaną figurą w światowym futbolu. Zresztą tuż przed MŚ został wytransferowany z Widzewa Łódź do Juventusu. Jego porywająca gra nikogo nie dziwiła.

Pokazali się wtedy za to ze znakomitej strony młodzi śląscy pomocnicy, urodzony w Gliwicach i zaczynający swoją przygodę z piłką w Piaście Andrzej Buncol, który na mundialu w Hiszpanii miał 22 lata, a także 20-letni Waldemar Matysik. Też pochodzący spod Gliwic, a konkretnie ze Stanicy, grający w Carbo, a potem przez lata związany oczywiście z wielkim w latach 80. Górnikiem Zabrze. Matysik na mundialu w Hiszpanii harował za dwóch, co przypłacił potem zdrowotnymi problemami.

Meksyk 1986? Na tym mundialu wynikowo sklasyfikowani zostaliśmy na miejscu 14, za jedną wygraną z Portugalią, remis z Marokiem i dwie sromotne porażki z Anglią i w 1/8 z Brazylią. W drużynie trenera Piechniczka była grupa zdolnych zawodników, jak gracze z rocznika 1962, Jan Urban, Jan Furtok, Dariusz Dziekanowski czy Ryszard Tarasiewicz, ale nikt z nich nie odcisnął swojego piętna i nie pokazał się, jak ich starsi koledzy wcześniej na mistrzowskich imprezach. Może usprawiedliwieniem były warunki w jakich przyszło im wtedy rywalizować? Sięgamy do biuletynu PAP z tamtego roku „Piłkarskie Mistrzostwa Świata 1986”. Słowa [Zbigniewa Bońka]. – Piłkarze w 50 proc. walczą ze sobą, ze swymi słabościami, a nie z przeciwnikiem. Graliśmy na przykład o godzinie 12.00 przy wielkim upale. To nie jest pora na rozgrywanie meczów piłkarskich. Zawodnicy zeszli na dalszy plan. Przy wyznaczaniu terminów ważniejsze były wymogi reklamy, telewizji, względy komercyjne – mówił wtedy bez ogródek „Zibi”.

Pytali o Kurzawę

No i przeskakujemy do XXI wieku i do trzech dotychczasowych mundiali z udziałem biało-czerwonych. Po 16 letniej nieobecności w futbolowych mistrzostwach globu awansowaliśmy do grona najlepszych pod wodza Jerzego Engela. Zapowiedzi przed wyjazdem na mundial do Azji były huczne. W kadrze byli przecież gracze o uznanej marce, jak ówczesny bramkarz Liverpool Jerzy Dudek czy dwójka obrońców Schalke Tomasz Hajto i kaptan reprezentacji Tomasz Wałdoch. Było też wielu innych, ale skończyło się scenariuszem, który na trzech kolejnych MŚ wyznaczał udział reprezentacji Polski w rywalizacji z najlepszymi czyli mecz otwarcia, mecz o wszystko, no i trzeci mecz o honor…

Na turnieju w Korei Południowej najpierw przegraliśmy z gospodarzami 0:2, potem rozjechała nas Portugalia 0:4, a na pocieszenie pokonaliśmy Stany Zjednoczone 3:1. W roli tych, którzy wrócili z tarczą trudno było kogoś wyróżnić, no może z wyjątkiem Emmanuela Olisadebe, który strzelał gole na zawołanie w eliminacjach do mundiali w Azji, a potem trafi też w starciu z USA.

Rafał Kurzawa (nr 21) podczas meczu z Japonią na MŚ w Rosji. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Jego futbolowy świat zapamiętał, a miał wtedy 23 lat (według oficjalnej wersji, bo była i taka, która mówiła, że był czy jest starszy). Wśród zadowolonych mógł też być Paweł Sibik. Doświadczony, 31-letni pomocnik Odry Wodzisław sensacyjnie został wtedy powołany do kadry przez selekcjonera Engela i zagrał w końcówce meczu z USA. To był jego trzeci i ostatni mecz w narodowych barwach.

Znany scenariusz

Kolejny mundial w Niemczech to kolejne rozczarowanie. Jedynym zadowolonym mógł być pochodzący z Poznania, choć grający już wtedy w niemieckim 1.FC Nurnberg Marcin Bosacki. 20-letni wtedy zawodnik w swoim 13 meczu w narodowych barwach aż dwa razy wpisał się na listę strzelców w ostatnim grupowym meczu z Kostaryką, który biało-czerwoni dzięki jego trafieniom wygrali 2:1. Dla Bosackiego były to jedyne bramki w reprezentacyjnych barwach. Stał się też pierwszym naszym piłkarzem od czasu Zbigniewa Bońka i MŚ 1982, który w jednym meczu na mundialu wpisał się na listę strzelców więcej niż raz.

No i ostatni mundial w Rosji, który dobrze pamiętamy. W grudniu 2017 roku była radość, że trafiliśmy do słabej grupy – jako losowani z pierwszego koszyka – z Kolumbią, Senegalem i Japonią. Potem było ostatnie miejsce w grupie H. Wygranych tego ostatniego mundialu w naszej kadrze ciężko wskazywać. W ostatnim zwycięskim meczu z Japonią 1:0 gola zdobył Jan Bednarek, ale będąc tam na miejscu, to zagraniczni dziennikarze pytali przede wszystkim o Rafała Kurzawę. Reprezentujący jeszcze wtedy Górnika Zabrze pomocnik dobrze pokazał się właśnie w meczu z Japonią. Szkoda, że potem jego kariera nie potoczyła się inaczej.


Na zdjęciu: Andrzej Buncol (w środku) w wygranym 5:1 meczu z Peru w La Coruna w czerwcu 1982.

Fot. laczynaspilka.pl