Polska Hokej Liga. Zabójcze 40 sekund!

Jeżeli w ciągu 40 sekund zdobywa się 3 gole, to opuszcza się taflę w glorii triumfatorów – tak było w przypadku GKS-u Katowice. GieKSa w drugiej odsłonie grała więcej niż dobrze i, co najważniejsze, skutecznie.


Oba zespoły wystąpiły bez kapitanów, Kamila Kalinowskiego oraz Grzegorza Pasiuta. Ten pierwszy jest przeziębiony, zaś drugi zmaga się z urazem kolana, ale z końcem stycznia ma wrócić do zajęć. Wśród gości, zgodnie z naszymi zapowiedziami, w roli napastnika wystąpił Marcin Kolusz, ale jeszcze musi się oswoić z nowym towarzystwem, bo nie błyszczał.

Katowiczanie mają pucharowe porachunki z Energą, jednak zaczęli w fatalnym stylu – po minucie do boksu kar powędrował Patryk Krężołek, a później dołączył Mateusz Michalski. Podwójną przewaga została obroniona, ale gdy do końca kary tego drugiego pozostało 39 sek. Mikołaj Syty zdołał pokonać Johna Murraya. Goście mieli inicjatywę i Szymon Mularczyk doprowadził do remisu. Jednak więcej powodów do zadowolenia mieli gospodarze, bo po indywidualnej niemal akcji Robert Arrak zdobył prowadzenie. Nie bez winy był Murray, który trochę „przysnął”.

Pewnikiem katowiczanie w przerwie otrzymali reprymendę od trenera Jacka Płachty, bo na II tercję wyjechali mocno zmobilizowani i od razu wywierali presję, atakując gospodarzy już w ich strefie obronnej. Cały czas byli w natarciu, ale chyba nie przypuszczali, że gospodarze się tak pogubią. Najpierw Mateusz Michalski doprowadził do remisu. 30 sek. później Bartosz Fraszko, wychowanek toruńskiego klubu, dał GKS-owi prowadzenie. Po kolejnych 10 sek. Anthon Eriksson popisał się indywidualną akcją i Conrad Molder był bez szans. Goli w tej odsłonie dla katowiczan mogło być więcej. Gospodarze byli w szoku i długo nie mogli odnaleźć rytmu gry.

A goście mocno podbudowani i zdecydowanie szybsi od rywali mieli wszystko pod kontrolą. Torunianie z każdą minutą tracili ochotę do gry, bo choć rywale nie forsowali zbyt silnego tempa z łatwością zdobyli kolejne gole. Jednak w końcowych fragmentach oddali inicjatywę i pod bramką Murraya było gorąco.


ENERGA TORUŃ – GKS KATOWICE 3:6 (2:1, 0:3, 1:2)

1:0 – Syty (3:31, w przewadze), 1:1 – Mularczyk – Smal – Michalski (5:57), 2:1 – Arrak – Zieliński (17:57), 2:2 – Michalski – Smal (23:53), 2:3 – Fraszko – Rompkowski – Wronka (24:23), 2:4 – Eriksson (24:33), 2:5 – Michalski – Bepierszcz – Kruczek (45:03), 2:6 – Michalski – Monto – Wajda (47:28). 3:6 – Korczocha – Wasojkin – Huhdanpaa (56:31).

Sędziowali: Michał Baca i Patryk Kasprzyk – Artur Hyliński i Marcin Młynarski. Widzów 1150.

ENERGA: Molder; Zieliński – Szkodenko, Szkrabaw – Jaworski, Rodionow – Schafer, Bajwenko – Skólmowski; M. Kalinowski – Arrak – Limma, Huhdanpaa – Korchocha – Wasojkin (2), Kogut (4) – Syty – Zając, Olszewski – Rożkow – Wenker. Trener Jussi TUPAMAKI.

GKS: Murray; Jakimienko – Rompkowski, Hudson – Wanacki, Kruczek (2) – Wajda, Musioł – Valtola; Wronka (2) – Lehtonen – Fraszko, Eriksson – Kolusz (2) – Krężołek (2), Michalski (2) – Monto – Bepierszcz, Prokurat – Smal – Mularczyk. Trener Jacek PŁACHTA.

Kary: Energa – 6 min, GKS – 10 min.

Liczba

51

SEKUND katowiczanie grali w podwójnym osłabieniu, ale się obronili


Na zdjęciu: Mateusz Michalski zdobył hat trick i dodał asystę przy pierwszym trafieniu.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


W drugim meczu piątkowym

CIARKO STS SANOK – JKH GKS JASTRZĘBIE 7:4 (1:3, 2:0, 4:1)

0:1 – Horzelskin- Ł. Nalewajka (2:02), 1:1 – Tamminen (4:08), 1:2 – Górny – Ł. Nalewajka – Bryk (5:45), 1:3 – Bahalejsza – Urbanowicz – Razgals (14:36), 2:3 – Sawicki – Tamminen – Mokszancew (27:34, 3:3 – Marva – Sawicki – Mokszancew (39:54, w przewadze), 4:3 – Bukowski – Jekunen – Hamalainen (44:27, w przewadze), 4:4 – Razgals – Urbanowicz (46:30), 5:4 – Sawicki – Bukowski (50:09, 4 na 4), 6:4 – Sawicki (51:49, w przewadze), 7:4 – Mokszancew – Piippo (58:07, do pustej).