Polska – Tajlandia. Huśtawka nastrojów

Biało-czerwone odniosły czwarte zwycięstwo w Lidze Narodów, ale straciły punkt na własne życzenie.


Od 0:2 do 3:2 – uff, taką huśtawkę nastrojów zafundowały nam polski siatkarki podczas szóstego występu w Lidze Narodów w Quezon City na Filipinach. Biało-czerwone po 116 minutach gry odniosły niezwykle ważne zwycięstwo nad reprezetacja Tajlandii 3:2. Podopieczne trenera Stefana Lavariniego na własne życzenie zafundowały sobie siatkarski maraton, bo przegranych dwóch setów można było uniknąć. Najważniejsze są jednak punkty, bo one nas przybliżają do utrzymania się w elicie, a być można będzie się pokusić o awans do Final Four w Ankarze. To jednak dość odległa historia i w każdym meczu trzeba szukać punktów.
Siatkarki Tajlandii są rewalacją tegorocznej edycji LN i zaliczyły cenne wygrane m.in. z Serbią oraz Chinami. Przed meczem z Polkami jedynie przegrały z Belgią po tie-breaku. Niewątpliwie liderką zespołu jest atakująca Kokram Pinpichaya, która niejednokrotnie zdobywała po 30 „oczek” w meczu. Jednak Azjatki dopadł spory pech, ponieważ 8 zawodniczek miało pozytywny test na koronowirusa. Spotkanie z Polkami stanęło pod znakiem zapytania. Jednak światowe władze siatkówki (FIVB) udzieliły zgodę na sprowadzenie dodatkowych zawodniczek wedle tzw. procedury zastępczej. Liczyliśmy, że to zamieszanie wokół tajskiej ekipy sprawi, że biało-czerwone będą miały nieco łatwiej i wykorzystają tę sytuację.

A tymczasem podopieczne trenera Lavariniego zaczęły mecz bojaźliwie i sprawiały wrażenie zagubionych. W polu serwisowym były zupełnie niewidoczne i nawet nie próbowały podjąć ryzyka. Przyjęcie było zupełnie rozregulowane i rozgrywająca Joanna Wołosz dwoił i troiła się, by skonstruować sensowną akcję. W 1. secie w jednym tylko ustawianiu nasze panie straciły 8 „oczek” i Tajki objęły prowadzenie 18:10. Włoski szkoleniowiec wycofał z parkietu środkową Magdalenę Jurczyk oraz przyjmującą Zuzannę Górecką. Ich miejsce zajęły Klaudia Alagierska oraz Weronika Szlagowska i gra nabrała szybszego tempa. Polki przegrywały już 12:20, ale systematycznie odrabiały straty. Jednak były one zbyt duże, by mogły być zniwelowane. Drugą odsłonę biało-czerwone przegrały na przewagi, choć prawie cały czas prowadziły. Przy stanie 23:21 coś się „zacięło” i rywalki miały piłkę setową. Martyna Czyrniańska doprowadziła do remisu. Jednak Azjatki miały inicjatywę i ostatecznie za 4. piłką setową wygrały tę partię.

Lavarini, choć jest Włochem, to podczas meczu zachowywał olimpijski spokój i skwapliwie namawiał zawodniczki do skuteczniejszej gry. Biało-czerwone poprawiły przyjęcie i wreszcie Wołosz mogła wykorzystywać wszystkie opcje w ataku. Mocno uaktywniły się środkowe i w obu partiach Polki obejmowały wysokie prowadzenie i pewnie zwyciężały. Wydawało się, że ta passa będzie kontynuowana w tie-breaku. Po asie serwisowym Wolosz było już 7:2, ale ta przewaga została zaprzepaszczona. Przy stanie 13:13 w polu serwisowym zamiast Witkowskiej pojawiła się Górecka i rywalki popełniły błąd w przyjęciu. Po jej kolejnej zagrywce koleżanki postawiły szczelny blok i biało-czerwone zapisały na swoim koncie zwycięstwo. Jednak tych nerwowych chwil można było uniknąć…

POLSKA – TAJLANDIA 3:2 (22:25, 27:29, 25:16, 25:16, 15:13)

POLSKA: Wołosz (7), Górecka (2), Witkowska (15), Różański (20), Czyrniańska (18), Jurczyk, Stenzel (libero) oraz Alagierska (13), Szlagowska (18), Wenerska, Łukasik. Trener Stefano LAVARINI.

TAJLANDIA: Porpun (1), Chatchun-On (16), Jaraspon (9), Pimpichaya (13), Ajcharaporn(9), Kaewkalaye (1), Nattaporn (libero) oraz Wipawee, Tichaya, Khatthalee (libero), Sirima. Trener Danaia SRIWACHARAMAYTAKULA.

Sędziowali: Vladimir Simonovic (Szwajcaria) i Ebrahim Jafar Ali (Bahrajn). Widzów 280.

Przebieg meczu

I: 8:10, 10:15, 12:20, 22:25.
II: 10:7, 12:15,19:20, 24:25, 27:29.
III: 10:5, 15:11, 20:13, 25:16.
IV: 10:7, 15:10, 20:12, 25:16.
V: 5:2, 10:9, 15:13.

Bohaterka – Kamila WITKOWSKA.


Na zdjęciu: Kamila Witkowska była skuteczna w ataku, jak i bloku.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus