Polskie 50 milionów

Tyle właśnie – licząc w euro – kosztowali tego lata polscy piłkarze kupieni przez zagraniczne kluby. A niewiele brakowało, by te pieniądze były jeszcze większe…


Lato w tym roku było długie. Koronawirus spowodował, że kluby mogły dokonywać transferów aż do 5 października, przesuwając tym samym budzące wiele emocji zakupowe okienko. Ceny na rynku poszły wyraźnie w dół, nie wszystkie zespoły mogły pozwolić sobie na satysfakcjonujące wzmocnienia, ponieważ klubowe kasy zostały mocno nadwyrężone przez ekonomiczne konsekwencje pandemii.

Rekord ekstraklasy

Byli jednak tacy, którzy tego lata mogli uśmiechać się od ucha do ucha. Humory na pewno dopisują w Poznaniu. Nie dość, że ekipa Lecha gra przyjemny dla oka futbol, otarła się o mistrzostwo Polski, ogrywa mnóstwo uzdolnionej młodzieży, to jeszcze przełamała ekstraklasowy impas europejskich pucharów i zarobiła mnóstwo – jak na nasze warunki – pieniędzy. Za samo dotarcie do fazy grupowej Ligi Europy „Kolejorzowi” przypadną 4 miliony euro, do czego należy dodać jeszcze 5 mln za prawa telewizyjne (gdyby do pucharów trafiła Legia, suma ta byłaby podzielona między obie drużyny). To jest już 9 mln euro, a przecież Lech jeszcze pokazał, jak należy sprzedawać.

Najgłośniej było tak naprawdę w poniedziałek, kiedy realizowała się przeprowadzka Jakuba Modera do Brighton. Angielski klub postanowił sięgnąć zarówno po niego, jak i po Michała Karbownika, o którego transferze trąbiło się i trąbiło. To właśnie zawodnik Legii miał być głównym towarem importowym ekstraklasy w najbliższym czasie, ale Moder – którego talent eksplodował w ostatnich miesiącach – pobił dwa lata młodszego kolegę o głowę. Poznański pomocnik kosztował aż 11 mln euro, w co wliczone są już także bonusy, a Lech zapewnił sobie jeszcze procent od jego kolejnej sprzedaży.

Karbownik kosztował dokładnie połowę mniej, 5,5 mln euro, zbliżając się tylko do ekstraklasowego rekordu sprzedażowego ustanowionego zimą przez Radosława Majeckiego, za którego Monaco zapłaciło ok. 7 mln euro. Moder, jak widać, wyraźnie ten rekord pobił, czego niedawno chyba jeszcze nikt w takiej skali się nie spodziewał. Legia może pozazdrościć poznańskiemu rywalowi, ponieważ zarówno Karbownik, jak i wcześniej Majecki, mieli przynieść warszawiakom więcej pieniędzy. Modera z taką kasą wcześniej nie łączono.

Znowu ten Grosicki!

„Kolejorz” sprzedał tego lata także Roberta Gumnego, który na razie siedzi na ławce niemieckiego Augsburga (3 mln euro) oraz Kamila Jóźwiaka, który trafił do drugoligowego angielskiego Derby (4,3 mln). Jeśli więc zsumować wszystkie zarobione przez poznaniaków kwoty okaże się, że Lech tylko tego lata dorzucił do swojej księgowości blisko 30 mln euro! To oczywiście liczenie tylko ogólne i mocno przybliżone, do tego dochodzą przecież jeszcze różne opłaty, kwestie podatkowe itp., lecz taka kwota na pewno pomoże wicemistrzom Polski w rozwoju.

Co ciekawe suma, jaką zapłacono tego lata za polskich zawodników, mogła być znacznie wyższa. W poniedziałek, gdy w większości lig zamykało się okienko transferowe, wszędzie dało się słyszeć pogłoski związane z Arkadiuszem Milikiem, Krzysztofem Piątkiem oraz… Kamilem Grosickim. Zastępujący selekcjonera Jerzego Brzęczka Radosław Gilewicz na konferencji żartował, że „Kamil jest dzisiaj z nami”, ponieważ „Grosik” zasłynął w ostatnich latach ze swoich (udanych lub nie) transferów last-minute. Tym razem znowu pojawiły się plotki związane z doświadczonym skrzydłowym!

Grosicki miał zostać wykupiony z West Bromwich Albion przez grecki Olympiakos – mówiło się o milionie euro – a następnie od razu wypożyczony do Nottingham Forest, co byłoby banalnie proste z racji tego, że oba kluby nabywające mają tego samego właściciela. 32-latek z czasem potwierdził jednak, że nie rusza się ze swojej obecnej drużyny, ucinając wszelkie plotki.

Skazany na trybuny

W z goła innej sytuacji już od wielu tygodni znajdował się Arkadiusz Milik, na którego transfer wszyscy liczyli. Już dawno temu polski napastnik poinformował swój klub, Napoli, że nie ma zamiaru przedłużać wygasającej w przyszłym roku umowy i chce odejść, co nie zadowoliło właściciela klubu, Aurelio de Laurentisa. Włosi zgodzili się jednak na sprzedaż, z tym że początkowo zażądali bardzo wysokiej ceny, a mówiło się nawet o 50 mln euro.

Szybko jednak zaczęto ją zbijać, aż w końcu Milik miał odejść do Fiorentiny na wypożyczenie z obowiązkiem wykupu za 24 mln euro, gdzie zarabiałby ok. 4 mln euro. Napastnik się jednak nie zgodził i pozostał w Neapolu, gdzie – jak zgodnie twierdzą tamtejsze media – czeka go ławka rezerwowych albo nawet trybuny. Zainteresowane bardziej lub mniej polskim graczem były też kluby pokroju Juventusu, Atletico, Romy, Herthy Berlin czy Evertonu, ale za każdym razem coś stawało na przeszkodzie.

Nieprzekonujący Piątek

Ostatni dzień europejskiego okienka był także szansą na kolejny transfer… Krzysztofa Piątka. O jego odejściu z Herthy Berlin spekulowało się bardzo ostrożnie i niezbyt przekonująco, lecz w poniedziałek z Włoch napłynęła informacja, jakoby Fiorentina, po fiasku w rozmowach z Milikiem, zamierzała zapłacić podobne pieniądze za „Pionę”! W niemieckiej stolicy napastnik przeżywa wiele perturbacji, od stycznia pracował już z trzema trenerami, a jego miejsce w hierarchii drużyny raz jest mocniejsze, a raz słabsze.


Czytaj jeszcze: Skuteczność stuprocentowa

Piątek zaczął ten sezon jako podstawowy snajper Herthy, ale prezentował się bardzo licho, w związku z czym do składu – o co gorąco apelowali także berlińscy kibice – szybko wskoczył nowy nabytek „Starej Damy”, Kolumbijczyk Jhon Cordoba, który prezentuje się naprawdę dobrze. W tamtejszych mediach spekulowano także, że Hertha, wspierana od niedawna przez bogatego inwestora, będzie chciała ściągnąć do siebie jeszcze jednego napastnika. Piątek kosztował ją zimą, jak podają różne źródła, 24 lub 27 mln euro (stąd też nie wiadomo, czy jest on rekordem transferowym BSC), a Niemcy rzekomo chcieli odzyskać wydane na niego pieniądze. Jeśli więc – w teorii – transfery Piątka i Milka udałyby się, obaj kosztowaliby… więcej niż pozostali polscy piłkarze razem wzięci.


Na zdjęciu: Dzięki Jakubowi Moderowi Lech Poznań może szczycić się najdrożej sprzedanym piłkarzem polskiej ligi.
Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus