Pindera: Pomyśleć o przyszłości

Kamil Stoch jest teraz na ustach wszystkich. Nawet ci, którzy nigdy nie stali obok skoczka narciarskiego uchodzą za ekspertów. I zawzięcie dyskutują o jego talencie.

A jest o czym dyskutować, bo Stoch dokonał naprawdę wielkiej rzeczy. Rozpędził się jeszcze pod koniec ubiegłego roku, wygrywając pierwszy konkurs Turniej Czterech Skoczni w Oberstdorfie, i już się nie zatrzymał. A na finiszu jeszcze przyśpieszył. Zwycięstwa w kolejnych turniejach, Raw Air i Planica 7 są tego dowodem.

Na Velikance „Orzeł z Zębu” po raz ostatni w tym sezonie pokazał mistrzowską klasę. Latał najdalej, wygrał oba indywidualne konkursy, w drugim odrobił spore straty w Planica 7 do Norwega Johanna Andre Forfanga, który odskoczył od reszty stawki w pierwszym dniu rywalizacji, podczas kwalifikacji, wykorzystując zmienne warunki atmosferyczne. Niewiele, bo tylko siedmiu punktów zabrakło Stochowi, by zdobyć też małą Kryształową Kulę za loty, ale tego dobrego byłoby już chyba za dużo. Norweg Andreas Stjernen obronił się swoim ostatnim skokiem.

Dwa konkursowe zwycięstwa na zakończenie i wygrana w Planica 7, to oprócz niemałych zysków finansowych, wielka satysfakcja. Stoch niczego nie zdobył przypadkiem, wygrywał, bo był najlepszy.

Miał przeciwko sobie grupę niezwykle mocnych Norwegów i silnych Niemców, którzy zamieniali się rolami. Najpierw najmocniejszy był Richard Freitag, później jego rolę przejął Andreas Wellinger, złoty i dwukrotnie srebrny medalista olimpijski w Pjongczangu, ale nie dali rady. Bo na Stocha nie było w tym sezonie silnych.

Kiedy drugi raz z rzędu triumfował w Turnieju Czterech Skoczni wyrównując przy okazji rekord Svena Hannawalda (wszystkie wygrane konkursy) zastanawiano się, czy utrzyma formę do igrzysk. A gdy tego dokonał, nie brakowało wątpiących w jego sukces w walce o Kryształową Kulę. Najtężsi eksperci nie mieli jednak wątpliwości, że nie da się dogonić, ale chyba nie sądzili, że zrobi to w takim stylu, że będzie jeszcze mocniejszy niż w Pjongczangu.

Najważniejsze, że Stoch nie był osamotniony, najlepsze sezony w karierze mieli też Stefan Hula i Dawid Kubacki, co podkreślili rekordami życiowymi w Planicy.

Nieco gorzej prezentowali się wprawdzie Maciej Kot i Piotr Żyła, ale gdyby wszyscy w naszej ekipie skakali jak Stoch, dla innych, nawet dla Norwegów, nic by już nie zostało. A tak przed Stefanem Horngacherem są jeszcze ambitne cele. W kolejnym sezonie będą przecież mistrzostwa świata, a Hula i Kubacki mówią, że mogą być jeszcze lepsi, a Stoch też nie zamierza poprzestać na tym, co osiągnął.

Trochę martwi, że Horngacher podpisał kontrakt tylko na rok. Wprawdzie z opcją przedłużenia, ale jednak na rok, a nie na cztery, jak proponował prezes Apoloniusz Tajner. W grę wchodziła jeszcze umowa dwuletnia, ale Austriak na nią nie przystał.

Czyżby dał sygnał, że za rok zamierza nas opuścić? Tym bardziej trzeba ten czas wykorzystać możliwie najmądrzej z myślą o przyszłości i następcach Stocha. Przecież kiedyś ktoś musi go zastąpić, tak jak on Adama Małysza.