Popadamy w nijakość? Jaka jest naprawdę PlusLiga?

Runda zasadnicza PlusLigi dobiegła końca. Za nami także pierwsze mecze w play offie. Część zespołów już w najbliższy weekend zakończy sezon 2017/18, a kibicom pozostanie emocjonować się wyłącznie walką o medale.

Kończące się rozgrywki były specyficzne. Po raz ostatni brało w niej udział aż 16 zespołów. Elitę opuściły BBTS Bielsko-Biała oraz Dafi Społem Kielce. To był długi, by nie powiedzieć – nużący sezon. Emocjonujący, ale z pewnością daleki od wysokiego poziomu sportowego. Władze Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej wraz z klubami po zakończeniu rozgrywek muszą zastanowić się, co zrobić, by PlusLiga znów oznaczała wysoką jakość. By smutna tendencja pomniejszającej się liczby kibiców na trybunach została odwrócona. W sumie – aby poziom sportowy poszedł w górę. Inaczej lidze wciąż aktualnych mistrzów świata grozi popadanie w przeciętność i dalszy spadek zainteresowania.

Emocje na plus

Jednego kończącym się rozgrywkom z pewnością nie można zarzucić – nie brakowało w nich emocji, choć te największe, związane z walką o medale, dopiero przed nami. Może nie było wielu zaskakujących wyników, bo te można było policzyć na palcach jednej ręki (dobra postawa drużyny z Zawiercia, pokonanie ZAKSY przez GKS, wpadka ONICO w kluczowym meczu z Lubinem), za to do końca niewiadomą był układ tabeli. Ostatnia kolejka elektryzowała wszystkich. Po raz pierwszy na drugi plan zszedł szlagier ZAKSA – PGE Skra, a wszyscy patrzeli, kto wyleci poza czołową szóstkę walczącą o medale i czy BBTS ostatecznie uniknie spadku. – Z pewnością nie możemy narzekać na poziom emocji. Rozgrywki były interesujące, wciągające. Wyjątkowo ciekawa końcówka sprawiła, że byłem bardzo usatysfakcjonowany – mówi Ireneusz Mazur, były trener reprezentacji Polski, a obecnie ekspert telewizyjny.

Ściśnięty kalendarz

Wielkie emocje zawdzięczamy poniekąd nowemu systemowi, który do fazy play off premiował aż szóstkę drużyn. – W pełni zgodzę się, że to dobre rozwiązanie. Obecnie mieliśmy siedem drużyn walczących o miejsca gwarantujące grę o mistrzostwo Polski. Reszta nieco odstawała, więc play-off z udziałem ośmiu zespołów byłby może nietrafiony. Jedyne do czego mam zastrzeżenia, to sam sposób przeprowadzenia decydującej fazy. Zespoły zagrały 30 kolejek rundy zasadniczej, a play-off – czyli to, co najciekawsze dla kibica – zostało skrócone do maksimum i ściśnięte do kilka tygodni. Nie tak powinna wyglądać walka o mistrzostwo Polski. Z drugiej strony, zawodnicy grający w czołowych klubach są przemęczeni i pojawia się wiele problemów zdrowotnych. Nie ma też czasu, bo za chwilę rusza sezon reprezentacyjny. Zresztą ściśnięty kalendarz to temat poruszany już od lat. Może coś w tej kwestii się zmieni. Trzeba znaleźć jakieś salomonowe rozwiązanie tej sytuacji – uważa Mazur.

Poziom w dół

Zdaniem byłego trenera reprezentacji tym, co najbardziej może martwić, to poziom sportowy. – Nie oszukujmy się. Z pewnością nie możemy powiedzieć, że poszedł on w górę. Choć było ciekawie, to wiele spotkań było nacechowane błędami, przepełnione przestojami. Tego się łatwo nie ogląda – mówi.

Wielu przeciwników 16-zespołowej PlusLigi tłumaczyło, że niski poziom sportowy wynika właśnie ze zbyt dużej liczby klubów, które często zatrudniają siatkarzy o przeciętnych umiejętnościach. Czy zatem w przyszłym sezonie, w 14-zespołowym wydaniu rozgrywek, będzie lepiej? – Nie sądzę, żeby miało to wpływ. O jakości drużyny i w efekcie całej ligi decydują gracze wyszkoleni, ze światowego topu. A tacy swego czasu u nas przecież grali. W ostatnim jednak czasie wielu z nich odeszło – zauważa były szkoleniowiec reprezentacji.

Przyspieszona karuzela transferowa

Zmniejszenie ligi do 14 zespołów jak na razie dało jeden skutek – niebywały zamęt na rynku transferowym. Do tej pory okienko otwierało się w styczniu w okolicach turnieju finałowego Pucharu Polski, a najlepsi zawodnicy mieli gotowe kontrakty w lutym lub marcu. Teraz kluby wzięły się do pracy zdecydowanie szybciej; część siatkarzy była dogadana i wiedziała, gdzie będzie grać w kolejnym sezonie już w okolicach grudnia. – Bardzo szybko w tym roku to ruszyło. Wynika to z tego, że graczy na rynku, którzy chcieliby grać w PlusLidze, jest bardzo dużo, ale wielu nie ma odpowiedniej jakości. Wartościowi gracze są rozrywani w rekordowym tempie. Rynek jest już mocno przeczesany – twierdzi trener jednego z plusligowych zespołów. – Współczuję drużynom, które jeszcze nie kontraktują zawodników, bo nie wiedzą, czy wystąpią w PlusLidze. Stoją przed trudnym zadaniem. To wszystko, niestety, nie wpływa na poziom ligi i podobnie może być w kolejnym roku – dodaje.

Niższa jakość

Jeszcze kilka lat temu PlusLiga była czołową ligą w Europie na zbliżonym poziomie do rosyjskiej i włoskiej. Teraz nadal jest zaliczana do ścisłego europejskiego topu, ale gwiazd pokroju Pawła Abramowa, Michała Łaski, Georga Grozera czy Facundo Conte brakuje i wydaje się, że nadal będzie brakowało. Co więcej, rodzime rozgrywki coraz liczniej opuszczają także biało-czerwoni. Reprezentanci Polski często wybierają zdecydowanie bardziej korzystne finansowo rozgrywki, choć wcale nie cieszące się większym poziomem sportowym. Lepiej wyjechać do Turcji, Iranu, a także na Daleki Wschód. Ligi chińskie i japońskie – podobnie jak w przypadku piłki nożnej – cieszą się coraz większym powodzeniem. – Nie mamy w Polsce takiego przypływu gwiazd, jak ma to miejsce we Włoszech, Rosji czy Turcji. Ten sezon także to pokazał, bo przez te wszystkie ubytki, również Polaków, był uboższy o tę jakość – zauważa Ireneusz Mazur.

Walka z wiatrakami

Co zatem zrobić, by najlepsi znów chcieli zawitać nad Wisłę, a poziom poszedł w górę? Rozwiązanie jest jasne. – Wszystko jest kwestią budżetów. Nie możemy konkurować finansowo z Rosją, Turcją czy Azją. Włosi też są przed nami. To walka z wiatrakami. Jeśli są bogatsze kluby, to trudno mieć pretensje do zawodników, że chcą skorzystać z tych ofert i więcej zarobić. Oczywiście PlusLiga z Bartoszem Kurkiem, Dawidem Konarskim i Michałem Kubiakiem byłaby z pewnością jeszcze ciekawsza i podniosłaby prestiż, ale ich aktualnie w Polsce nie ma. I trzeba to zrozumieć. Polskie środowisko musi się zastanowić, co zrobić, by ponownie przyciągnąć zawodników ze światowego topu, którzy nie tylko podnieśliby sportową jakość rozgrywek, ale i byli ambasadorami PlusLigi, magnesami przyciągającymi kolejnych wartościowych zawodników. No i sponsorów, bez których dzisiaj nie da się funkcjonować – kończy były trener reprezentacji Polski.

Klapki z oczu

PlusLiga z pewnością się zmienia. Choć nadal cieszy się dużym prestiżem, to nieco już spowszedniała także kibicom. Widać to po frekwencji w halach. Nawet słynne rzeszowskie Podpromie w wielu meczach świeciło po oczach pustymi krzesłami. Wyróżnia się tutaj jedynie klub z Zawiercia, który zanotował komplet na każdym meczu we własnej hali. To godne pochwały, ale z pewnością to także „efekt beniaminka” i pierwszego sezonu w siatkarskiej ekstraklasie.

PlusLiga spowszedniała. W związku ze wspomnianym napiętym kalendarzem ligowym, pucharowym i reprezentacyjnym daje się odczuć przesyt siatkówki. Jeśli decydenci nie zdejmą klapek z oczu, to grozi nam dalsze popadanie w przeciętność i nijakość. A na to liga, która wychowała mistrzów świata sprzed czterech lat, nie zasługuje.

 

Michał Kalinowski