Portugalczycy nie są niezwyciężeni

Maciej Grygierczyk, Dariusz Leśnikowski: Musiał Kamil Grabara dołączyć do polskiej młodzieżówki, by – po latach, w których nie udawało się wyjść z grupy eliminacyjnej – wreszcie zagrała przynajmniej w barażach?

Kamil GRABARA: – Wiem, że ta seria niepowodzeń już ładnych kilka lat trwa. Bardzo liczę na to, że na barażach się nie skończy, że zagramy w finałach już nie tylko dlatego, że jesteśmy gospodarzami, ale że ten awans wywalczymy na boisku. Wiem, na co stać naszą drużynę… Dobra; ktoś powie, że stać ją na… remis z Wyspami Owczymi. To prawda; ale takie rzeczy się zdarzają. Wiele było za to meczów, w których naprawdę dobrze graliśmy w piłkę i kontrolowaliśmy ich przebieg. Przecież w eliminacjach nie przegraliśmy żadnego spotkania! I to nie tylko od czasu, kiedy zacząłem bronić regularnie w tej drużynie. Choć oczywiście tylko cztery gole stracone w sześciu „moich” meczach to niezły wynik.

Co nie zmienia faktu, że – wracając do tych Wysp Owczych, które pan przywołał – w CV będzie gol puszczony w meczu z nimi…

Kamil GRABARA: – Nie jestem z tych, który specjalnie długo rozpamiętuje każdego puszczonego gola. Owszem, przeanalizować trzeba, wnioski wyciągnąć, a potem… nie zastanawiać się już nad tym. Nie ubliża mi w żaden sposób to, że pokonał mnie gościu z Wysp Owczych.

Trener Czesław Michniewicz – oceniając losowanie – zaznaczył, że to najtrudniejszy z możliwych przeciwników. Pan też tak ocenia Portugalczyków?

Kamil GRABARA: – W kategoriach umiejętności indywidualnych – na pewno. A czy zespołowo? To się okaże. Oni przegrali dwa mecze w grupie, więc nie są niezwyciężeni. To w końcu nasi rówieśnicy, a nie żadne maszyny do wygrywania. Nie wiem, czy Grecy lub Austriacy byliby łatwiejszym rywalem. Młodzieżowcy z tych krajów grają w jednej lidze, u siebie. To duży atutu. Znają się i grają ze sobą dłużej niż na przykład my w naszej reprezentacji.

Rafael Camacho – tak nazywa się Portugalczyk, z którym grywa pan w Premier League 2 w barwach Liverpoolu. Co prawda w młodzieżówce go nie ma, więc w Zabrzu się nie spotkacie, ale była okazja do jakiegoś zakładu przed pańskim wyjazdem?

Kamil GRABARA: – Szczerze? Nawet nie wiem, czy on zdaje sobie sprawę, że gramy te mecze. Ja też pewnie bym się jakoś szczególnie nie interesował barażami o awans do młodzieżowych mistrzostw Europy, gdybym w nich nie grał (śmiech).

Lubię denerwować ludzi” – powiedział pan w jednym z wywiadów. To właśnie z tej kategorii były pańskie słowa – przytoczył je trener Czesław Michniewicz w rozmowie ze „Sportem” – że nie powinniście grać na stadionie z trzema trybunami?

Kamil GRABARA: – Naprawdę czasami dobrze traktować moje wypowiedzi z pewnym dystansem. Gdyby ludzie generalnie tak funkcjonowali, mniej było nerwów i niepotrzebnych spięć… A mówiąc już całkiem poważnie: bardzo się cieszę, że gramy na Górniku. Na Śląsku zawsze był wielki potencjał piłkarski i kibicowski, czego zresztą dowodem jest spora grupa chłopaków ze Śląska w tej kadrze. Taki mecz jest wielkim wydarzeniem, a temu regionowi wielkich wydarzeń futbolowych naprawdę potrzeba.

W grupie chłopaków ze Śląska jest i pan – wychowany w Rudzie Śląskiej. Więc pewnie w wieku trampkarskim czy juniorskim miał pan okazję grywać przeciwko Górnikowi?

Kamil GRABARA: – No właśnie nie pamiętam zbyt wielu meczów w Zabrzu; może ze dwa? Żadnego z nich nie przegrałem. I… niech tak zostanie.

Ruda Śląska jest kibicowsko mocno podzielona między Ruch i Górnik. Miewano panu za złe na osiedlu, w dzielnicy, że opowiedział się pan jednej ze stron?

Kamil GRABARA: – Moja dzielnica – Bykowina – nie jest podzielona; jest – jak mi się zdaje – raczej „niebieska”, chyba w 95 procentach. Takie przynajmniej mam wrażenia z okresu, gdy byłem jeszcze małym chłopcem – a był taki, choć trudno w to uwierzyć, skoro dziś mierzę dwa metry (śmiech). Co innego natomiast Wirek – tam te podziały są widoczne. A ja przecież ładnych parę lat w Wawelu występowałem. I nie zawsze bywało komfortowo, ale… jakichś większych nieprzyjemności nie miałem. Myślę, że to te górniczo-ruchowskie animozje działają trochę na zasadzie… kuzyna, którego się nie lubi. Owszem, może nie jest sympatyczny, ale jednak to rodzina – też ze Śląska. No więc trzeba z tym Górnikiem jakoś żyć.

Z „Żurkiem” czy „Gienkiem” Loską czasem się „spinacie” z tytułu tego „niechcianego kuzynostwa”?

Kamil GRABARA: – Nie. Oni chyba już zapomnieli, że ja w Ruchu grałem (śmiech).

Uczy się pan, jak wykonują karne Portugalczycy?

Kamil GRABARA: – Wykładnię dostałem od sztabu; jak do każdego meczu, tak i do tego trener Michniewicz podchodzi w pełni profesjonalnie. Ignorancją byłoby nie skorzystać z tych materiałów. Ale… nie zakładam karnych.