Postać kolejki. Cztery i wciąż mało!
Lubin do teraz pozostaje wstrząśnięty po tym, jak polowanie urządził tam sobie Tomas Pekhart. Czeski snajper zdobył cztery gole i zasłużenie został postacią kolejki.
Zanim dobił do czterech, skompletował hat-tricka – który był zresztą drugim najszybszym hat-trickiem w historii ekstraklasy. Pekhart potrzebował do tego 19 minut spotkania, a mniej meczu zabrało to jedynie Mieczysławowi Graczowi z Wisły Kraków, który w 1949 roku, w barwach Wisły Kraków, hat-tricka strzelonego Lechii Gdańsk świętował w 16. minucie.
– Czy zmienię imię na Robert? Nie, chyba wolę zostać Tomasem. Nigdy nie słyszałem, że jestem nazywany Lewandowskim Ekstraklasy. To wyjątkowy gracz, jeden z moich ulubionych, ale nie mogę być z nim porównywany. To, co robi na boisku, jest niesamowite, dla mnie w tym momencie to najlepszy zawodnik na świecie – mówił po meczu z Zagłębiem Lubin Tomas Pekhart, który nawet mimo takiego koncertu pozostawał głodny bramek. – Mogłem zdobyć więcej goli, nawet w pierwszej połowie. Powinien być rzut karny po faulu Jakuba Żubrowskiego, tym bardziej że nawet on sam powiedział, że to był faul. Nie rozumiem tej decyzji, ale okej. Wygraliśmy 4:0 i to jest najważniejsze.
– Wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie strzeliłem czterech bramek w jednym meczu – kontynuował snajper Legii. – Oczywiście, na obozie w Dubaju udała mi się ta sztuka, ale to nie było spotkanie oficjalne. Powiem więcej, nie pamiętam nawet, kiedy zdobyłem w meczu hat-tricka. Możliwe, że miało to miejsce w kadrze do lat 21 – wspominał Pekhart. Aby odnaleźć legionistę, który ostatnio czterokrotnie wpisał się na listę strzelców, również trzeba pogrzebać w historii.
Czytaj jeszcze: Pekhart zrobił w Lubinie prawdziwe show
Tym zawodnikiem był Piotr Włodarczyk 11 listopada 2005 roku, kiedy po jego trafieniach „Wojskowi” pokonali w Pucharze Polski Hetmana Zamość 4:0. Wcześniej cztery bramki zdobył Marek Kusto w 1979 roku, także w Pucharze Polski, tyle że przeciwko Gwardii Warszawa. Ostatni mecz ligowy z show autorstwa jednego legionisty to rok 1968, spotkanie z ŁKS-em Łódź, kiedy stołeczny zespół zwyciężył aż 7:0, a cztery bramki strzelił Kazimierz Deyna.
Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus