Powrót Górnika to wartość dla ligi

Adam GODLEWSKI: Czy już została przedłużona umowa między Ekstraklasą SA i PZPN na zarządzanie rozgrywkami?

Marcin ANIMUCKI: – Projekt umowy jest w zasadzie gotowy, w ubiegłym tygodniu odbyłem spotkanie z szefem naszej Rady Nadzorczej spółki, Karolem Klimczakiem, które zakończyło etap konsultacji wewnętrznych. Na najbliższym, najpóźniej na kolejnym posiedzeniu zarządu PZPN, sprawa powinna zostać. Obecna umowa obowiązuje do 2021 roku, jest w niej zaszyty mechanizm przedłużenia, ale uruchamia się dopiero w roku 2020. Tymczasem jeszcze w tym roku chcemy sprzedać prawa telewizyjne naszych rozgrywek do roku 2023. Zatem na taki sam okres chcemy przedłużyć kontrakt ze związkiem.

Fot. Marcin Szymczyk/400mm

Poruszyłem tę kwestię, bo ostatnio pojawiły się dwa zgrzyty w relacjach Ekstraklasy SA z PZPN, które wcześniej – od wyboru pana na prezesa jednoosobowego zarządu – były wręcz wzorcowe.

Marcin ANIMUCKI: – Prezes Boniek otwarcie zadeklarował, że będzie mnie wspierał we wszystkich działaniach, i nawet niedawno publicznie takie nastawienie potwierdził. A dwie kwestie, które niedawno się pojawiły, przeszły już do historii. Pierwszą był kształt terminarza na sezon 2018-19, ale przecież przed zaproponowaniem konkretnego kalendarza wraz z Dyrektorem Operacyjnym w spółce Ekstraklasa, Marcinem Stefańskim, spotkaliśmy się ze Zbigniewem Bońkiem oraz szefem departamentu rozgrywek krajowych PZPN, Łukaszem Wachowskim, i wszystko szczegółowo omówiliśmy.

Do ustaleń w takim gronie doszło już po tym, jak zapadła decyzja, że w kolejnych latach nadal będziemy grać w systemie ESA 37. Związkowi zależało, aby rozgrywki ligowe skończyły się co najmniej tydzień przed rozpoczęciem mistrzostw świata w kategorii U-20, które w przyszłym roku zostaną rozegrane w Polsce. Biorąc to pod uwagę, a także kalendarze międzynarodowe i cykl Pucharu Polski, na ekstraklasę zostało de facto 38 dat. Kalendarz najwyższej ligi tak naprawdę ułożył się więc sam, a rezerwa niezagospodarowanych terminów jest bardzo skromna. Dlatego w 2018 będziemy grać do 22 grudnia – ostatnią tegoroczną kolejkę od czwartku do soboty – więc nie ma w ogóle mowy o jakiejkolwiek kolizji z Wigilią.

Dla kogo nie ma to nie ma, natomiast wiceprezes PZPN Marek Koźmiński i sekretarz generalny związku Maciej Sawicki wystosowali do klubów Ekstraklasy pismo z ostrą krytyką takiego rozwiązania. I w ogóle całego terminarza.

Marcin ANIMUCKI: – Myślę, że to nieporozumienie. Skoro doszło do uzgodnień między prezesami ESA i PZPN, a także między szefami logistyki obu tych instytucji, a następnie terminarz został zatwierdzony przez zarząd związku, to pismo było dla nas sporym zaskoczeniem. Przewodniczący naszej Rady Nadzorczej odpowiedział na tę korespondencję w elegancki sposób, powołując się na najbardziej logiczny argument, że bez wcześniejszego uzgodnienia z prezesem PZPN nie wystąpilibyśmy o akceptację tego terminarza przez zarząd związku.

22 grudnia zwykle w ostatnich latach bywało w Polsce ciepło. Natomiast 7 czy 8 lutego już nie. Naprawdę trzeba tak szybko rozpoczynać grę w 2019 roku?

Marcin ANIMUCKI: – Jeśli weźmiemy pod uwagę temperatury na początku lutego, to one nie były w tym roku nieprzyjazne. Gorzej było w drugiej połowie tego miesiąca i na początku marca, ale wtedy gra już cała Europa. Natomiast warto zauważyć, że jesteśmy jedną z niewielu lig w Europie, która rozegrała wszystkie mecze w terminie. Chciałbym tutaj wyrazić duże podziękowania dla wszystkich osób pracujących w klubach nad stanem muraw. Także dla trenerów, którzy respektowali zasady ich użytkowania w tym trudnym okresie. Dzięki temu większość stadionów była pod tym względem naprawdę dobrze przygotowana.

Osobiście jest mi przykro, że trzeba było grać przy minus dwunastu stopniach na początku marca, ale uwarunkowań klimatycznych niestety nie przeskoczymy. Szwajcarzy w 2019 roku wrócą na boiska 2 lutego, a zima bywa tam jeszcze bardziej sroga niż u nas. Nie odbiegamy więc istotnie kalendarzowo od innych krajów. Natomiast w lipcu sezon zaczynamy wcześniej z uwagi na udział naszych drużyn w europejskich pucharach. Większe ligi mają ten komfort, że mogą zacząć później, gdyż ich drużyny później startują w Europie. Na szczęście możemy się znów cieszyć wysoką frekwencją na polskich stadionach, w sezonie zasadniczym doczekaliśmy się kolejki, trzydziestej, w której na trybunach zasiadło 107 tysięcy widzów, co było drugim wynikiem w sezonie.

Zamieszanie wokół VAR przed 30. kolejką LOTTO Ekstraklasy było potrzebne?

Marcin ANIMUCKI: – Od lat rozgrywamy wszystkie mecze w tej serii w jednym terminie, co wymusza na nas wypożyczenie aż pięciu wozów transmisyjnych. Stanowi to oczywiście duży koszt, ale też wymaga wykonania ruchów z półrocznym wyprzedzeniem. Wozów producenckich w Polsce nie ma aż tylu, więc wspomagamy się litewskimi, czeskimi, a nawet niemieckimi. I tak mamy większe pole manewru niż w przypadku wozów VAR-owych, których jest znacznie mniej. PZPN ma obecnie trzy i był przygotowany na stworzenie czwartego – zapasowego.

Sondowaliśmy wśród klubów podział kolejki multiligowej na dwa dni, ale trzy inne uwarunkowania na to nie pozwoliły. Zezwoleń na organizację imprez masowych nie otrzymuje się na cztery dni wcześniej, bo trudno zmienić grafiki policjantom i siłom ochrony. Drugim ograniczeniem był opór trenerów, którzy już realizowali mikrocykle szkoleniowe przygotowane pod mecze w sobotę. Trzeci, równie ważny aspekt, stanowiły komplikacje, z którymi musieliby się zmierzyć kibice, którzy już zaplanowali swoją obecność na meczach w danym dniu. Dlatego ostatecznie wraz z klubami odstąpiliśmy od tego pomysłu.

A nie jest czasami tak, że PZPN próbuje wziąć spółkę zrzeszającą ligowe kluby pod but i stąd pojawienie się wspomnianego listu oraz zamieszanie z VAR-em?

Marcin ANIMUCKI: – Jestem menedżerem z kilkunastoletnim doświadczeniem, z którego wynika, że zawsze warto rozmawiać i szukać kompromisu. Tym razem na podział kolejki zabrakło czasu. Odnoszę zresztą wrażenie, że nie wszyscy dostrzegają, że do 30. kolejki gra się o pierwszą ósemkę…

… i w tym gronie znajduje się prezes PZPN, który Zagłębie chciał odseparować od Arki i Wisły, mimo że tylko te trzy kluby rywalizowały o już w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego o wejście do grupy mistrzowskiej.

Marcin ANIMUCKI: – W moim odczuciu to mylne wrażenie. Generalnie trzeba pamiętać, że liga w obecnej formule ma podwójną kumulację, a pierwsza ma miejsce na zakończenie sezonu zasadniczego. Gdyby więc jeszcze więcej zespołów walczyło o górną ósemkę, a nie tylko trzy, to jestem pewien, że temat w ogóle by się nie pojawił. Finał był zresztą taki, że zagraliśmy osiem meczów o jednej porze. Tyle że bez VAR.

To dobrze, że bez VAR?

Marcin ANIMUCKI: – Szczęśliwie w 30. kolejce obyło się bez błędów arbitrów, które mogłyby wpłynąć na wyniki. Co do zasady, jestem wielkim zwolennikiem obecności VAR na naszych meczach. Uważam, że wprowadzenie tego rozwiązania do polskiej ligi było świetnym pomysłem. Zgłaszaliśmy taką gotowość od 2015 roku, w 2017 udało się przystąpić do programu. Tabela jest dzięki temu bardziej sprawiedliwa, a za granicą nam tego zazdroszczą. Hiszpanie, Holendrzy, a także posiadający własny system Niemcy przyjechali nawet ostatnio do Polski zobaczyć, jak powinna wyglądać strona techniczno-operacyjna VAR.

Za rok znów będzie jednak 30., mulitiligowa kolejka. Jakie są zatem wnioski?

Marcin ANIMUCKI: – Trudno będzie sprowadzić dodatkowe 4 wozy VAR-owe, i przygotować osiem pełnych zespołów arbitrów – boiskowych i siedzących na wozach. Obie te kwestie koordynuje PZPN i będziemy w tym temacie w stałym kontakcie, by szukać najlepszego rozwiązania. Regulamin rozgrywek nie zabrania oczywiście podzielenia 30. kolejki na dwa dni.

Stać byłoby Ekstraklasę na 18 zespołów?

Marcin ANIMUCKI: – Generalnie jesteśmy w Europie Środkowo-Wschodniej liderem w kategorii stadionów, podgrzewanych muraw oraz zadaszenia stadionów. A kolejne inwestycje już trwają lub są planowane. Pogoń Szczecin bardzo dobrze prowadzi proces budowy stadionu, za co gratulacje dla prezesa Jarosława Mroczka i prezydenta miasta Piotra Krzystka. W dobrze poukładanej Wiśle Płock naprawdę poważnie myślą o nowym obiekcie, również 1. liga idzie tą drogą. Uwielbiam te romantyczne historie kopciuszków awansujących do ekstraklasy…

…takich jak bezdomna Sandencja…
Marcin ANIMUCKI: – …ale aby w grać w ekstraklasie, trzeba być na to przygotowanym pod każdym względem. Także infrastrukturalnym. Tego wymaga szacunek dla innych uczestników rozgrywek, którzy przez lata budują ekstraklasę dla swoich kibiców. Musieli ponieść koszty i włożyć wiele pracy, żeby spełnić wszystkie wymagania.

W Ekstraklasie słusznie zatem zostało 16 zespołów, tyle że od sezonu 2019/2020 aż trzy będą spadać. Czy to nie za dużo?

Marcin ANIMUCKI: – Rozwiązania rodem z Championship, z barażami dla zespołów z miejsc 3-6 to strategiczna i dobra zmiana dla polskiej piłki ligowej. Powinna stanowić niesamowity impuls rozwojowy dla 1. ligi. Dla ekstraklasy oznaczać będą wzrost konkurencyjności, a potem niezwykle ostrą walkę o utrzymanie. Zadbamy jednak o to, aby – jeśli awansować mają trzy zespoły – wszystkie trzy spełniały podwyższone wymagania licencyjne. Nie tylko infrastrukturalne. Również osobowe, organizacyjne i finansowe. Zwłaszcza że dyskutujemy jeszcze o mechanizmie parasolowym dla spadkowiczów.

Spadkowiczów? Pierwotny projekt był taki, żeby tylko jeden spadkowicz, ten z 14. miejsca, dostawał spadochronowe.

Marcin ANIMUCKI: – Nic jeszcze nie zostało przesądzone, najwięcej zależeć będzie od tego, na co nas będzie stać po sprzedaży praw telewizyjnych w nowym cyklu. Dla ekstraklasy dużą wartością są powroty spadających klubów, co najlepiej widać po Górniku Zabrze. I po tym, ile ten klub zrobił w obecnym sezonie dla całej ligi i całego polskiego futbolu.

Uważam, że największą bolączką naszego futbolu jest, że zespoły degradowane w 50 procentach spadają potem także z 1. ligi lub się rozpadają. To marnotrawstwo pracy włożonej przez wiele lat w budowę marek. Dlatego tak bardzo cieszy mnie, że Górnik wrócił w świetnym stylu. Dzięki wsparciu miasta jest silniejszy, choć opiera zespół na młodych wychowankach, gra na bardzo wysokim poziomie, jest liderem pod względem frekwencji. Naprawdę widać, że kibice w Zabrzu czują olbrzymi głód futbolu na poziomie ekstraklasowym. Podobnie mogłoby być w przypadku Ruchu Chorzów i Widzewa Łódź, i nie ukrywam, że to kluby bliskie memu sercu.

Jak daleko zaawansowany jest proces sprzedaży praw telewizyjnych?

Marcin ANIMUCKI: – W ubiegłym tygodniu byłem w Londynie na rozmowach z agencją MP&Silva na temat przedłużenia współpracy do roku 2023, bo i w tym przypadku nasz umowa kończy się w roku 2021. Obie strony chcą dalej współpracować. Jesteśmy zadowoleni z tego partnerstwa, MP&Silva zmieniła przecież w 2015 rynek telewizji sportowych w Polsce. Doprowadziła do udziału w przetargu stacji FOX oraz Eleven Sports, które choć nie wygrały, pomogły w osiągnięciu o 30 procent wyższego kontraktu niż poprzedni.

Kiedy zaczynałem pracę w Ekstraklasie SA, przychody z praw zagranicznych wynosiły milion złotych. Dziś – aż 16 mln, co w przyszłym sezonie da dokładnie 10 procent całego kontraktu telewizyjnego. To bardzo dobry wynik, w czym duża zasługa MP&Silva, z którym liczą się na rynkach międzynarodowych. Szczególnie w Azji, gdzie pokazywaliśmy już nasze mecze i magazyny. I to nie tylko w Japonii, która interesuje się naszym rynkiem po wylosowaniu Polski w grupie mundialu w Rosji, ale też w Korei Południowej.

Ilu chętnych może być na prawa do polskiej Ekstraklasy w latach 2019-2023? I czy w kontrakcie z MP&Silva zostanie formuła gwarantowanej sumy od tej agencji dla klubów Ekstraklasy?

Marcin ANIMUCKI: – Dyskutujemy o tym, dziś nie przesądzałbym, że formuła pozostanie. Trudno mi komentować kwoty pojawiające się w publikacjach prasowych (od 250 do 300 mln zł – przyp. red.), czy jakich oczekują kluby z tytułu nowego kontraktu. Natomiast mogę powiedzieć, że finalnie naszym celem jest wejście do pierwszej dziesiątki w Europie pod względem wartości sprzedanych praw. Aby ten cel osiągnąć, musimy przekroczyć granicę 50 mln euro za sezon. A jeśli chodzi o liczbę oferentów, to przypomnę, że przy poprzednim przetargu na prawa telewizyjne i internetowe zgłosiło się 17 nadawców.

Teraz zainteresowanie nie powinno być mniejsze. Przeciwnie, przecież wszystkie największe stacje na rynku pokazują nasze gole, co dało silny efekt promocyjny. Zresztą zmienia się podejście broadcasterów do wykorzystywania praw, przyszłość stanowi kontent OTT, choć u nas może jeszcze nie w najbliższym cyklu telewizyjnym. Za to dzięki współpracy z NC+ i Onetem, od startu rundy finałowej w naszej mobilnej aplikacji można w trakcie trwania jednego meczu w kolejce testowo obejrzeć gole, tuż po tym, jak padną! Zapraszam więc do pobrania aplikacji, po którą sięgnęło już prawie 80 tysięcy ludzi.

Ile dokładnie środków spółka Ekstraklasa przekaże klubom w obecnym sezonie? Wiadomo już bowiem, że padnie rekord?

Marcin ANIMUCKI: – W tym roku – łącznie z barterami w postaci piłek adidas, gier FIFA, statystyk, danych TRACAB – przekazaliśmy klubom 150 mln zł. To jednak nie koniec, bo dzięki działaniom dyrektora finansowego Krzysztofa Bauzy obniżyliśmy koszty działalności spółki. Z kolei w segmencie marketingowym czynności podjęte w ostatnich miesiącach przez zespół dyrektora Marcina Mikuckiego, przyniosły dodatkowe przychody wchodzące w skład łącznej kwoty ok. 25 mln zł. W rezultacie będziemy mieć dla każdego z klubów niespodziankę wynikająca z działań na rynku, o wartości kilku milionów złotych.

Kto będzie sponsorem tytularnym rozgrywek w sezonie 2018/19?

Marcin ANIMUCKI: – Jesteśmy zadowoleni z naszej czteroletniej współpracy z Totalizatorem Sportowym i z wzajemnością – ocena działania z klubami przez naszego partnera jest bardzo pozytywna. Dlatego przez cały czas rozwijamy tę współpracę. Zostaliśmy już zaproszeni do złożenia oferty na kolejne lata i rozpoczęliśmy już nawet negocjacje nowego kontraktu.

Na koniec gratulacje – wszedł pan do zarządu European Leagues, które skupiają europejskie ligi zawodowe.

Marcin ANIMUCKI: – Dziękuję. Zbigniew Boniek działa w Komitecie Wykonawczym UEFA, Dariusz Mioduski jest wiceprezesem Europejskiego Stowarzyszenia Klubów (ECA), więc mój wybór to kolejny dowód, że docenia się na zewnątrz pracę wykonywaną w polskim futbolu. Prawda jest taka, że wszedłem do tego gremium w trudnym dla polskich klubów momencie, przy niskim rankingu, który trudno będzie poprawić w sytuacji, gdy główne drzwi awansu do faz grupowych europejskich pucharów zostały dla nas pozamykane. Trzeba będzie zatem na salony wchodzić oknem. Mimo to jestem sobie w stanie wyobrazić w Lidze Europy nie tylko dwa, ale nawet trzy nasze kluby. Trzymam za to kciuki!

Oczywiście ze swej strony, lokalnie nadal będziemy pomagali naszym pucharowiczom, choćby terminarzem. Na początku sezonu, gdy trwają eliminacje, nie będą grać między sobą, w sezonie 2018/19 utrzymany też na pewno zostanie mecz poniedziałkowy w lidze. I będzie zarezerwowany głównie dla tych zespołów, które w Lidze Europy w czwartek grały na wyjeździe.

Dogadacie się wreszcie – z Bońkiem i Mioduskim – na temat limitu obcokrajowców z UE, który uwiera polskie kluby, ale jest mocno broniony przez prezesa PZPN?

Marcin ANIMUCKI: – Kluby, i to nie tylko te czołowe, chcą dialogu na ten temat, propozycje zostały już zresztą złożone w PZPN. Osobiście jestem zwolennikiem Homegrown Players Rule, czyli rozwiązań promujących zawodników wychowywanych w kraju oraz młodych. Bo to najlepiej sprawdza się w ligach, które rozwijają się najbardziej dynamicznie.