„Pożeracze” beniaminków

Pomocnik ROW-u 1964 Rybnik, Kamil Spratek, liczy na kontynuowanie zwycięskiej serii w Świdnicy.


Wydawało się, że po dotkliwej (1:4) porażce z Pniówkiem 74 Pawłowice (1:4) ROW 1964 Rybnik znalazł się na skraju przepaści. Tymczasem w dwóch kolejnych meczach zespół trenera Rolanda Buchały zdobył 6 punktów i ma ochotę na kolejne zwycięstwo.

– Czy byłem zdruzgotany po meczu z Pniówkiem? – zastanawia się pomocnik rybniczan, Kamil Spratek.

– W pewnym sensie byliśmy przygotowani na tę porażkę, bo w Pucharze Polski przegraliśmy nim 0:4 (śmiech). Przy okazji wyjaśniam, że to nie ja strzeliłem honorowego gola, tylko Jakub Kuczera. Myślę, że nasza metamorfoza w następnych spotkaniach wynikała z tego, że zeszło z nas ciśnienie. Już nie obowiązywało hasło „musimy”. Trener Buchała kazał nam grać na luzie, dokonał zmian w składzie oraz korekty w sposobie gry. W następnym meczu z Goczałkowicami zastosowaliśmy wysoki pressing, czym zaskoczyliśmy rywali. Chyba przez całą rundę nie stworzyliśmy tylu okazji do zdobycia bramek, co w tym spotkaniu. Mówiono, że mogliśmy przegrać 2:5, a ja twierdzę, że powinniśmy wygrać 8:5. To zwycięstwo nas podbudowało i wygraliśmy kolejny mecz z rezerwami Górnika Zabrze 2:0, chociaż nie wykorzystaliśmy rzutu karnego. Szczęście wreszcie zaczęło się do nas uśmiechać.

Dziś o 15.30 drużynę ROW-u czeka mecz wyjazdowy Polonią-Stalą Świdnica. Niespełna dwa tygodnie temu przeciwnik rybniczan zmienił trenera – Rafała Markowskiego zastąpił Jarosław Pedryc, lecz na niewiele się to zdało, bo ekipa ze Świdnicy uległa w Nysie tamtejszej Polonii 2:4.

– Na pewno nie zlekceważmy przeciwnika, ale trochę obawiam się tego meczu – przyznaje Kamil Spratek.

– Dlaczego? Bo jesteśmy w nim faworytem. Przeciwnik rozegrał już 10 spotkań i zdobył tylko 4 punkty. Wypadałoby więc nie przegrać. Ciąży na nas presja, więc wolałbym zagrać z Ruchem Chorzów, nie z Polonią Świdnica (śmiech).

Zespół z Rybnika nie powinien obawiać się środowego meczu, bo do tej pory doskonale radził sobie z beniaminkami. 8 sierpnia pokonał na wyjeździe Polonię Nysa 5:0 (bramki zdobyli Jakub Kuczera 2, Marek Krotofil, Jarosław Baranskyi, Marcin Wodecki), potem (19 września) przyszła wiktoria 3:2 z LKS-em Goczałkowice. W tym spotkaniu do siatki trafiali Kamil Spratek, Jakub Kuczera i Łukasz Krakowczyk.


Czytaj jeszcze: Zabójcze stałe fragmenty

– W dwóch ostatnich meczach strzeliłem dwa gole i chciałbym tę dobrą passę podtrzymać – powiedział na zakończenie „Sprato”.


SZOMBIERKI BYTOM

Molek na trudne czasy

Janusz Kluge nie jest już trenerem bytomskiego IV-ligowca. Misję zażegnania kryzysu powierzono Marcinowi Molkowi, który do niedawna prowadził AKS Mikołów. Kluge miał w Szombierkach bardzo udany okres. W czerwcu walczył z nimi w barażu o III ligę, ale musiał uznać wyższość LKS-u Goczałkowice. Wydawało się więc, że w kolejnych rozgrywkach „Zieloni” pójdą za ciosem i nadal będą w czubie tabeli, do czego zresztą przyzwyczaili swoich sympatyków, ale coś pękło. Pierwsze mecze boleśnie zweryfikowały te plany. W 10 spotkaniach bytomianie zdobyli zaledwie 8 punktów i plasują się na 14. miejscu. Ich jedynym sukcesem był awans do finału Pucharu Polski na szczeblu podokręgu, w którym 14 października zmierzą się na wyjeździe z Ruchem Radzionków. W tym oraz pozostałych meczach za wyniki zespołu odpowiadać będzie 42-letni Molek, wychowanek Ruchu Chorzów (65 występów w ekstraklasie), a także piłkarz Górnika Zabrze (19 spotkań w ekstraklasie), Aluminium Konin, LZS-u Piotrówka i Bukowianki. Po zakończeniu kariery zawodniczej był trenerem chorzowskich rezerw, Piotrówki, Górnika Wesoła, Unii Kosztowy, Siemianowiczanki, II szkoleniowcem Ruchu, kadry Śląska i wspomnianego AKS-u Mikołów, świętując z nim awans do IV ligi. Debiut nowego trenera przypadnie w najbliższą sobotę, kiedy do Bytomia przyjedzie lider I grupy IV ligi śląskiej i jednocześnie były klub Marcina Molka, Unia Kosztowy.


Fot. Michal Golda / Press Focus